Ostatnia awantura wokół III Programu Polskiego Radia pokazała bardzo istotny problem. Dziennikarze tam zatrudnieni uważają, że mogą więcej niż inni, a oni sami nie są wolni od politycznych wpływów. O tym właśnie będzie „Koniec systemu” - mówiła Dorota Kania zapowiadając swój program „Koniec systemu” na antenie Telewizji Republika.
Program III Polskiego Radia rozpoczął nadawanie 1 kwietnia 1962 roku. Program miał być adresowany do młodych ludzi i miał zastąpić niezwykle popularne na przełomie lat 50. i 60. XX wieku audycję Radio Luxembourg – kultową stację radiową lansującą modę muzyczną wśród europejskich nastolatków. Pod pozorem „nowoczesności” i otwarcia się na nowe nurty muzyczne ówczesna władza nie zamierzała rezygnować z sączenia propagandy, oddziaływania ideologicznego oraz indoktrynowania młodego pokolenia. Robiła to z powodzeniem do momentu wprowadzenia stanu wojennego, kiedy to nadawanie Polskiego Radia zostało zawieszone. W lutym 1982 roku w informacjach dziennych Gabinetu Ministra Spraw Wewnętrznych znalazły się zapiski dotyczące Programu III Polskiego Radia, który „jest w trakcie opracowywania koncepcji. Termin jego uruchomienia zależy od wariantu charakteru tego programu oraz skompletowania odpowiedniego zespołu”.
Dziennikarka przypomniała, że skompletowaniem „odpowiedniego” zespołu zajął się Andrzej Turski, który 5 kwietnia 1982 roku został nowym dyrektorem Programu III Polskiego Radia. Aktywny członek PZPR (był w partii do momentu jej rozwiązania), jako zaufany człowiek Radiokomitetu wyjeżdżał służbowo do Moskwy i Leningradu, zarejestrowany przez SB jako kontakt operacyjny. Jego zastępcą został niczym się niewyróżniający Sławomir Zieliński, zarejestrowany przez SB jako TW o ps. Posłaniec. Według nieoficjalnych informacji to Zieliński ściągnął z Łodzi do Trójki Marka Niedźwieckiego, zarejestrowanego przez SB jako TW „Bera”. Nie byli to jedyni pracownicy Trojki zarejestrowani jako TW, pracowali tam też inni dziennikarze zarejestrowani przez komunistyczną bezpiekę, m.in. Andrzej Wiktor Piotrowski, mąż Olgi Lipińskiej (reżyserowała m.in. w TVP „Właśnie leci kabarecik”). W Trójce znalazły też swoją przystań dzieci funkcjonariuszy SB, m.in. Monika Olejnik czy Tomasz Sianecki.
Obecna sytuacja jest wynikiem kapitulacji, zaniechań, kunktatorstwa i tchórzostwa poprzednich władz radia. Kto uważa, że zamiast wprowadzać zmiany, dogada się ze starymi kadrami, wywodzącymi się z PRL, ten musi przegrać. Obecnie kierownictwo Polskiego Radia jest pierwszym, które nie uległo szantażowi ze strony Trójki. Stąd ten cały konflikt.
- powiedział dr Jerzy Targalski, wiceprezes Polskiego Radia w latach 2006-2009.
Rozmówcy Doroty Kani podkreślają, że awantura, której byliśmy świadkami w związku z Listą Przebojów prędzej czy później i tak by się wydarzyła, bez względu na powód i okoliczności.
Trójkowy klan poczuł się zagrożony, gdy ich programy zaczęły tracić słuchalność, co pokazywały branżowe badania. Zamiast to zmienić i poszukać nowych pomysłów, "klan" zaczął wymyślać kompletnie fantastyczne teorie, które nie maja nic wspólnego z rzeczywistością.
- podkreśla dziennikarka.
Żeby zrozumieć to , co się teraz wydarzyło, należy się cofnąć do 2005 roku, gdy prezydentem RP został prof. Lecha Kaczyński a wybory parlamentarne wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Większość pracowników Trójki była niemalże w żałobie - liczyli na wygraną Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej a nie „pisiorów”, jak nazywano PiS. Gdy prezesem Polskiego Radia w czerwcu 2006 roku został Krzysztof Czabański a jego zastępcą dr Jerzy Targalski, w Trójce zapanowała histeria.
Trzeba pamiętać, że radio było było miejscem, gdzie obok normalnych ludzi pracowały osoby wywodzące się z rodzin ubecko-partyjnych także w drugim i trzecim pokoleniu. W jednym przypadku naliczyliśmy aż 17 osób spokrewnionych ze sobą - był to klasyczny, zamknięty krąg nepotyzmu. Trójka, z racji tego, że była położona w zupełnie innym miejscu niż główna siedziba Polskiego Radia, stanowiła państwo w państwie. Nikt nie był w stanie przeprowadzić żadnych zmian. W tej walce nie ma miejsca na ustępstwa i kompromisy, bo ci ludzie takich pojęć po prostu nie rozumieją. To oni się samorządzili, a kierownictwo było więzieniem tego zespołu, który miał do dyspozycji związki zawodowe, ochronę instytucji kultury. Tak naprawdę nic nie można było zrobić, a kolejni kierownicy Trójki, którzy chcieli wprowadzić jakiekolwiek zmiany, byli szybko eliminowani.
- tłumaczy Targalski.
Krzysztof Skowroński potwierdza, że gdy był dyrektorem Trójki, napotykał na różnego rodzaju przeszkody ze strony zespołu.
Trójka była związkiem osób, które w większości zaczęły pracować na początku lat 8-. i rzeczywiście było to dość skomplikowane, bo przez te wszystkie lata te osoby zdążyły by w różnych klanach. Te klany i układy nie były do końca czytelne: życie toczy się na dwóch równoległych korytarzach. Na korytarzu górnym dominuje "Zapraszamy do Trójki", na korytarzu dolnym jest sekcja muzyczna i sekcja kulturalna; są zamykane pokoje, w których toczy się życie konspiracyjne - zawsze ktoś przeciw komuś konspiruje. Jest jednak jedna zasada: żadnego z klanów nie można ruszyć i jest to system naczyń połączonych.
- mówił Krzysztof Skowroński, dyrektor Programu II Polskiego Radia w latach 2006-2009, założyciel radia Wnet i Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Niemalże każdy dyrektor, który był spoza „trójkowego układu” spotykał się z ogromnym oporem zespołu, podobnie zresztą jak dziennikarze współpracujący z tą stacją. Tymczasem, jak zauważa Dorota Kania dziennikarze Trójki kreowali się na apolitycznych, chociaż w rzeczywistości było zupełnie inaczej
Bzdurą jest twierdzenie, że to radio zawsze było niezależne, apolityczne itd. Jest jeden koronny dowód , że tak nie było - wystarczy pojechać do Trójki i spojrzeć na ścianę obok wejścia do studia. Tam jest wielki autograf Bronisława Komorowskiego. Czegoś takiego nie widziałem w żadnym innym medium w Polsce. Ja nie widziałem prezydenta Andrzeja Dudy w Trójce. Natomiast prezydent Bronisław Komorowski był stałym rezydentem tej stacji, podpisywał się tak i ten autograf jest - a przynajmniej był do niedawna - traktowany z wielką atencją. Trzeba jednak pamiętać, że pracują też tam ludzie przyzwoici i uczciwi, ale wiele osób przez osiem lat rządów Platformy, gdy dyrektorem była Magda Jethon, tak mocno uwierzyło w poglądy polityczne swojego dyrektora, że nie było się w stanie tego wyprzeć. Ja im naprawdę współczułem, nie chciałem, żeby zmieniali poglądy, ale żeby zachowywali się profesjonalnie.
- tłumaczy Wojciech Surmacz, były wicedyrektor Trójki w latach 2017-2018.
Więcej na ten temat w artykule Doroty Kani na temat radiowej Trójki, który znaleźć można na łamach tygodnika „Gazeta Polska” dostępnego w sprzedaży od środy 27 maja 2020 roku: