Jeszcze kilkanaście dni temu żyli normalnie: cieszyli się życiem i swoją obecnością; nie mieli wątpliwości, że życie ma sens. Byli wpatrzeni w swego Mistrza, podziwiali Go, kochali i słuchali. Gdy przy wjeździe do Jerozolimy wiwatowały na Jego cześć tłumy, byli z Niego dumni. Jednak wkrótce wszystko się zmieniło. Ich Mistrz został ukrzyżowany. Po Jego śmierci się rozpierzchli.
Byli jak my w ostatnim czasie, przerażeni, wystraszeni i sfrustrowani. W ich dusze, podobnie jak w nasze, zaczęło się wsączać zwątpienie: może to wszystko, co głosił, jest wielką iluzją? Przecież On sam się skarżył na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. A potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy, począwszy od pustego grobu, do którego wcześniej złożono Jego ciało. Przypomnieli sobie Jego słowa: „Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przyniesie plon obfity”. Powoli docierała do nich oszałamiająca prawda: On zmartwychwstał, naprawdę zmartwychwstał! A jeśli On zmartwychwstał, to i my zmartwychwstaniemy! I te cudowne, radosne prawdy przekazują sobie chrześcijanie z pokolenia na pokolenie, po nasze dni. „Otrzyjcie już łzy, płaczący!”. Alleluja!