„Three Seconds Until Midnight” – to tytuł wydanej w listopadzie 2019 r. proroczej książki napisanej przez trzech naukowców: wirusologów i specjalistów od zdrowia publicznego. Nadchodzi globalna pandemia, a my nie jesteśmy na nią przygotowani – brzmiało ostrzeżenie. W najbliższym numerze tygodnika „Gazeta Polska” ukaże się wywiad z dr. Stevenem Hatfillem, jednym z autorów książki.
Od 1947 r. naukowcy nuklearni skupieni wokół pisma „Bulletin of Atomic Sciences” prowadzą symboliczny „zegar zagłady”, który zawsze pokazuje określoną liczbę minut do północy. Północ oznacza zagładę ludzkości. Po tę samą metaforę sięgają Steven J. Hatfill, Robert Coullahan i John Walsh Jr., autorzy książki „Three Seconds Until Midnight”.
Tym razem północ nie oznacza zagłady atomowej, ale globalną pandemię porównywalną do tej z 1918 r., która według szacunków zabiła od 50 do 100 mln ludzi na całym świecie. „Gdyby naukowcy odpowiedzialni za »zegar zagłady« mieli wiedzę na temat biologii chorób zakaźnych, odliczanie byłoby ustawione na trzy sekundy do północy” – czytamy w książce. Biorąc pod uwagę, że książka trafiła do księgarń w listopadzie 2019 r., prognozy autorów okazały się w przerażający sposób precyzyjne.
Nic zaskakującego
Podczas lektury książki czytelnika nieustannie nie opuszcza jedna niepokojąca refleksja: jak jej lektura różniłaby się tuż po wydaniu, w listopadzie 2019, od jej odbioru kilka miesięcy później, gdy koronawirus oficjalnie stał się pandemią. Przed wybuchem globalnego kryzysu czytalibyśmy ją zapewne jako dzieło kolejnej grupy ekspertów, w tym przypadku wirusologów, epidemiologów i specjalistów od zdrowia publicznego, którzy starają się zwrócić uwagę na swoją dziedzinę przy pomocy alarmistycznych tonów. Nic nadzwyczajnego, ekonomiści straszą zapaścią systemu finansowego, dietetycy otyłością i cukrzycą, ekolodzy katastrofą klimatyczną, a wirusolodzy pandemią. Jednak gdy czytamy książkę dzisiaj, w samym środku globalnego kryzysu, prognozy autorów wcale nie wydają się przerysowane. Wręcz przeciwnie, są logiczne, precyzyjne i do bólu prawdziwe. Trudno też nie zadać sobie pytania, dlaczego nie skorzystaliśmy z tej wiedzy ekspertów wcześniej, skoro była na wyciągnięcie ręki, zanim ktokolwiek usłyszał w ogóle o wirusie z Wuhanu.
Lektura książki zadaje też kłam tezie, że globalna pandemia jest czymś, czego nikt nie był w stanie przewidzieć. Autorzy opisują logiczny proces, złożony z czynnika biologicznego i czynnika społecznego, który w końcu musi doprowadzić do pojawienia się wirusa, który okaże się zagrożeniem dla sporej części globu. Ponieważ obecny jest tu czynnik losowy, trudno było przewidzieć, kiedy to się stanie, ale jednocześnie prawdopodobieństwo jest na tyle duże, że takie wydarzenie musi w końcu nastąpić – argumentują autorzy. Choć nierozsądne jest stawianie wszystkich pieniędzy na to, że w ruletce wypadnie zero, nie można też zakładać, że nigdy się to nie wydarzy.
Ziarno i gleba
By wytłumaczyć zasady, zgodnie z którymi rodzi się pandemia, autorzy używają metafory ziarna i gleby. Ziarno odpowiada stronie biologicznej równania. Odpowiednim ziarnem dla pandemii jest szczep wirusa, który może przenosić się z człowieka na człowieka i jest na tyle groźny, że zabija część zarażonych. „Każdy wirus nieustannie gra na jednorękim bandycie” – piszą autorzy. Gdy wirusy się powielają, każda kopia zawiera błędy i różni się nieznacznie od pierwowzoru. To oznacza, że wirusy, które obecne są w zwierzętach, mogą w wyniku nieskończonej liczby mutacji osiągnąć taką formę, która jest w stanie przeskoczyć na człowieka. Czasem tego przeskoku może dokonać wirus, który jest hybrydą, a więc mutacją dwóch różnych wirusów, którymi było zarażone to samo zwierzę.
– Trzeba pamiętać, że w naturze ciągle krążą wirusy, które zabijają nawet 50 proc. zakażonych, a nie było w historii świata innego gatunku takiego jak ludzkość, którego populacja byłaby tak ogromna i który żyłby w tak ogromnym zagęszczeniu – ostrzega w rozmowie z „Gazetą Polską” dr Steven Hatfill. To właśnie gęstość zaludnienia, kruchość współczesnej infrastruktury tworzą żyzną glebę dla rozprzestrzeniania się pandemii. „Powody, dlaczego tak jest, są złożone, a jednocześnie łatwe do zrozumienia. Mówiąc wprost, zawierają one ciągle rosnącą ludzką populację, żyjącą w niespotykanie wysokim w dotychczasowej historii zagęszczeniu i uzależnioną ponad miarę od skomplikowanych systemów dostaw żywności i innych usług do regionów miejskich w każdym państwie” – piszą autorzy „Three Seconds Until Midnight”.
Ostatnie ostrzeżenie
W rozmowie z „Gazetą Polską” dr Steven Hatfill zauważa, że choć koronawirus może nie okazać się ostatecznie „wirusem zagłady”, to jednocześnie kryzys z nim związany obnażył wszystkie słabości: zarówno bezrefleksyjnej globalizacji, jak i systemów ochrony zdrowia zaprojektowanych tak, że w normalnych warunkach pracują one na gra-nicy swoich możliwości.
– Trzeba zacząć od stworzenia systemu szybkiego rozpoznawania i monitorowania wczesnych oznak pojawiających się epidemii. W powszechnej edukacji muszą się po-jawić podstawowe informacje na temat tego, jak sobie radzić z chorobami zakaźnymi. Przygotowane muszą być też lokalne władze i społeczności, mieć konkretne plany na to, skąd wezmą dodatkowe łóżka, jak zmobilizują dodatkowy personel medyczny, jak będą chronić lekarzy i pielęgniarki – mówi dr Hatfill. – Trzeba być gotowym, bo uważam, że wkroczyliśmy w wiek epidemii. Będą kolejne globalne pandemie po koronawirusie. Matka natura nie będzie nas ostrzegała w nieskończoność. Musimy potraktować obecny kryzys jako być może ostatnie ostrzeżenie, zanim zaskoczy nas coś jeszcze bardziej niebezpiecznego – dodaje.