Przed premierą „Polityki” Patryk Vega kreował się na męczennika, który w czasie kręcenia filmu był prześladowany, zagrożony, a jego wolność twórcza ograniczana. Pompował balon wielkiego dzieła, które wstrząśnie polską sceną polityczną. Gdy film okazał się kompletną klapą, wyznaje publiczny żal za grzechy, twierdząc, że w ogóle nie powinien był powstać, a jedyną motywacją wypuszczania filmowych zakalców była chęć przytulania kolejnych czeków.
Gdyby rozmowa z twórcą „Pitbulla” ukazała się 1 kwietnia, można by ją racjonalnie wyjaśnić, a tak niedowierzanie miesza się z zażenowaniem. I tylko nasuwa się pytanie o to, w jaki sposób traktować cokolwiek, co w przyszłości powie lub wyprodukuje „król” kina sensacyjnego. Podobno doznał iluminacji, zamierza pójść w ascezę i już wie, jakie filmy chce robić. Pierwszy ma powstać we wrześniu. Aż strach się bać...