Paweł Łapiński - działacz NSZZ „Solidarność” od 1980 r., więziony w stanie wojennym za działalność związkową - nie mógł pozostać obojętny wobec tragedii z 10 kwietnia 2012 r. Mimo ciężkiej choroby żony każdą wolną chwilę spędzał na krakowskim Przedmieściu.
Skuty i pozbawiony leków
11 kwietnia 2011 r. Łapiński od rana był przed Pałacem Prezydenckim w pobliżu namiotu ustawionego przez działaczy stowarzyszenia „Solidarni 2012”. Gdy funkcjonariusze straży miejskiej zażądali, by namiot nie stał na ziemi, znalazł się wśród czterech osób, którzy podnieśli go, chwytając za nogi.
- W pewnym momencie – czytamy w protokole przyjęcia ustnego zawiadomienia o przestępstwie, które złożył Paweł Łapiński - poczułem, że jakiś człowiek w mundurze Straży Miejskiej, jak ich tak nazywam, zaczął mnie siłą odciągać od nogi namiotu, którą trzymałem. Nie słyszałem, żeby ktoś wcześniej kazał mi dobrowolnie opuścić to miejsce. Z tego, co pamiętam, to podeszło kilku strażników, którzy (...) rzucili mnie na ziemię (…) Następnie zostałem skuty w kajdanki i pociągnięty do góry za ręce. To szarpnięcie do góry było bardzo brutalne, bo nawet miałem później ślad na czole, krwawiłem, o coś się uderzyłem, może o ziemię, w chwili zatrzymania byłem wielokrotnie uderzany po całym ciele przez jakiegoś strażnika miejskiego. Zachowywałem się spokojnie i nie było podstaw do takiego traktowania mnie i używania siły.
Łapiński i inni zatrzymani zostali posadzeni na murku przy hotelu Bristol. Poszkodowany, który cierpi na bardzo poważną chorobę, prosił o przyniesienie plecaka, który został w namiocie. Były w nim leki. Odmówiono.
Potem Łapińskiego wsadzono, wraz z drugim zatrzymanym - Markiem Wernicem - do samochodu, którym wożono ich ok. 15 minut „nad Wisłą”; następnie mężczyzn wypuszczono przy pomniku Mickiewicza.
11 stycznia 2011 r. w sądzie rejonowym w Warszawie odbyło się posiedzenie w sprawie zażalenia na postanowienie prokuratora Prokuratury Okręgowej w Warszawie o umorzenie śledztwa w sprawie o sygnaturze akt VI DS. I II, czyli dotyczącej przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej. Zażalenie złożył Paweł Łapiński i zostało ono oddalone.
Zakazane kwiaty, zakazany krzyż
Składane skargi spowodowały odwet. Łapiński został oskarżony o „naruszenie nietykalności fizycznej” jednego z funkcjonariuszy Straży Miejskiej przez uderzenie go... krzyżem. Sprawa została umorzona.
– Oskarżenie – mówi Łapiński – było absurdalne; jako katolik nigdy bym tego nie zrobił.
Z uzasadnienia postanowienia prokuratury rejonowej Warszawa Śródmieście Północ z dnia 20 grudnia 2011 r. prokurator prokuratury rejonowej Lidia Skoczylas postanowiła nie uwzględnić i stwierdzić zasadność zaskarżonych czynności kolejnego zażalenia złożonego przez Pawła Łapińskiego. W dniu 13 kwietnia 2011 funkcjonariusze straży miejskiej na wezwanie pracowników zarządu dróg miejskich udali się na Krakowskie Przedmieście, celem udzielenia asysty podczas uprzątania przez nich kwiatów oraz innych przedmiotów, w tym dwóch desek zbitych na kształt krzyża znajdujących się przed pałacem prezydenckim.
Wtedy też strażnicy miejscy wykręcili ręce Pawłowi Łapińskiemu i przekazali go funkcjonariuszom policji. W uzasadnieniu stwierdzono też, że poszkodowany „nie zastosował się do wydawanych przez funkcjonariuszy straży miejskiej m.st. Warszawy poleceń, odpychał ich, szarpał i stawiał bierny opór nie pozwalając się przeprowadzić w inne miejsce i nie pozwalając na wykonywanie obowiązków porządkowych przez służby miejskie”.
Trudno sobie wyobrazić, jak można odpychać i szarpać, stawiając jednocześnie bierny opór, jednak Paweł Łapiński twierdzi, że zachowywał się spokojnie i potwierdzają to świadkowie choćby Elżbieta Hurman, Janusz Sabke czy Krzysztof Skalski.
Ponadto Straż Miejska ponad rok zwlekała z dostarczeniem materiału z monitoringu straży miejskiej.
Poszkodowany złożył kolejne dwie skargi do prokuratury, przypuszcza jednak, że podzielą one los poprzednich.
- Tu nie chodzi o przepisy prawa czy nawet o prawdę – mówi Paweł Łapiński - różnica polega na tym, że dla nas krzyż to symbol wiary, dla nich: dwie zbite deski.
Źródło: niezalezna.pl
Kaja Bogomilska