Szaleńcza jazda Kamila Durczoka po pijanemu na autostradzie to sprawa dużo poważniejsza od molestowania seksualnego czy mobbingu w TVN. Przede wszystkim dlatego, że ktoś mógł zginąć pod kołami bmw celebryty. Paradoksalnie to dobrze, że w tak ewidentnej sprawie nie zastosowano aresztu tymczasowego.
Zwykły Kowalski dostąpiłby wątpliwego zaszczytu przesiadywania w celi w oczekiwaniu na rozprawę. Takich przypadków można znaleźć mnóstwo. Nie ma jednak wątpliwości, że ten środek zapobiegawczy jest w Polsce nadużywany. I powinien być stosowany w najcięższych przestępstwach, gdy zachodzi groźba matactwa czy ucieczki podejrzanego. Durczok powinien ponieść karę i nie sądzę, by wymiar sprawiedliwości łagodnie potraktował 2,6 promila po kilkugodzinnej jeździe. W przeciwnym wypadku można być pewnym społecznego oburzenia, a i wizerunku stanu sędziowskiego to nie poprawi. Przykład Durczoka dla nas wszystkich to przestroga przed tym, jak łatwo upaść, a dla sławnych i bogatych, że nie ma takiego piedestału, z którego już nie sposób runąć.