Empik odmówił dystrybucji numeru „Gazety Polskiej”, bo komuś nie spodobały się naklejki wyrażające sprzeciw wobec narzucania ideologii LGBT. Rzecznik spółki stwierdziła, że mają one charakter dyskryminacyjny, a „Empik jest strefą pełną tolerancji, (…) wszystkich traktujemy z szacunkiem”. Tymczasem sieć od lat sprzedaje tytuły antyklerykalne, w których mowa nienawiści jest na porządku dziennym.
Jej wrażliwość obudziła się dopiero pod wpływem społeczności LGBT. Schemat z udziałem LGBT jest podobny: manipulacja sensem przekazu, histeryczna reakcja (z porównaniami do nazizmu włącznie) i wreszcie – próba wykluczenia. Kiedy agresja słowna przez lata uderzała w wartości chrześcijańskie, ale też w konkretne osoby, np. Jana Pawła II, władze sieci nie zająknęły się o wstrzymaniu sprzedaży czasopism. Wtedy lewica i liberałowie podnieśliby larum o łamaniu zasad wolności słowa. Dziś ważniejsze od wolności słowa stają się tolerancja i różnorodność, których m.in. broni ambasador USA w Polsce. Fakt, że komuś spodobają się naklejki, a komuś nie, jest dla demokracji zupełnie naturalny, w przeciwieństwie do wykluczania kogokolwiek z debaty, co z tolerancją, szacunkiem i wolnością nie ma nic wspólnego.