W publicystyce polskiej od kilku lat pojawia się często jako określenie jakiejś wyjątkowo głupiej wypowiedzi polityka czy – szerzej – podjętych przez jakąś siłę polityczną niezbyt dorzecznych działań – mające owe zjawiska deprecjonować określenie: „gang Olsena”. Stanowczo protestuję! Egon Olsen nie był kretynem zdolnym do wymyślenia święta sześciu króli, kłamcą i oszustem opowiadającym o przekopywaniu smoleńskiego pobojowiska na metr w głąb ani roztargnionym przygłupem sygnującym swoje teksty wyborcze jako „Twój Szwab”.
W odróżnieniu od tych niedorobionych polityków Olsen miał zawsze prawdziwy (zawsze genialny!), absolutnie logiczny plan, a problem pojawiał się dopiero podczas jego realizacji. Z dwóch powodów – jednym była, hm, pewna niedoskonałość wykonawców, ale to pół biedy, głównym problemem było to, że plan Olsena zawsze naruszał interesy możnych tego świata, więc nawet gdy został z sukcesem zrealizowany, jak to się zdarza w dwóch odcinkach wieloletniej sagi filmowej, potężne siły mętnej finansjery zawsze w końcu biorą rewanż. To zaiste dobra lekcja dla polityków – nie jako rzekomy przykład nieudacznictwa, ale powód do poważnego namysłu, jak w interesie Polski atakować wszelkie zbrodniczo-bzdurne ideologie pod tęczową flagą politpoprawności, by zabezpieczyć się przed zemstą wrogów Olsena i naszego kraju – światowej finansjery.
Duński patriota kontra ponadnarodowa hydra
Dobroduszna kpina autora kinowego serialu Erika Ballinga z duńskich liberalnych rządów stopniowo przekształca się w poważne – choć nadal w błyskotliwie komediowej formie – ostrzeżenie przed rozpłynięciem się Danii w unio-europejskim tyglu i podporządkowaniem interesów jej mieszkańców interesom pozbawionego twarzy (patrz mój artykuł „Widmo znowu atakuje”, „GPC” 5 kwietnia 2019 r.) kapitałowi ponadnarodowych korporacji. W jedenastym filmie serii „Gang Olsena nigdy się nie poddaje” z 1979 r. Egon Olsen uderza w samo serce EWG, poprzedniczki Unii Europejskiej – jej brukselską centralę! Kiedy przed wieloma laty film ten trafił na nasze ekrany, polska publiczność odbierała go bez głębszej refleksji, a okoliczności kolejnego wielkiego skoku traktowaliśmy po prostu jako kolejny sztafaż – czym się dla nas wówczas Bruksela różniła od Paryża, gdzie też grasował gang Olsena?
Ale Olsen – z woli swojego twórcy – lepiej niż my, z entuzjazmem wstępujący do Unii Europejskiej (wyznam straszną prawdę – głosowałem przeciw!), orientował się w zawiłościach warunkujących istnienie tej wielogłowej hydry i wszystkie jej oczywiste słabości wykorzystał bezwzględnie do realizacji swojego planu. Egon, jak i jego niezbyt lotni pomocnicy, którzy każdorazowe jego wyjście z więzienia witali wymachiwaniem duńskimi flagami, byli duńskimi patriotami, więc ich przywódca szybko potrafił wzbudzić ich entuzjazm dla swego planu, gdy czarno na białym wykazał im, że nie tylko obrobią wrednych gangsterów wyższego poziomu, czyli międzynarodowych spekulantów finansowych, ale i zasłużą się dla ograbianej przez ponadnarodowe korporacje ojczyzny.
Więc kudy naszej nieudacznej i durnowatej opozycji do Olsena! On i jego ludzie byli patriotami, ci zaś – zdrajcami co najmniej interesów narodu, jeśli nie jego samego. Cały genialny plan Olsena obrobienia najpilniej strzeżonego skarbca w Brukseli polegał na gruntownej znajomości kretyńsko biurokratycznych zasad, na których już wtedy funkcjonowała Europejska Wspólnota Gospodarcza, a które z czasem – wraz z przekształceniem się w 1992 r. we Wspólnotę Europejską i wreszcie ostatecznym przepoczwarzeniem się w 2009 r. w obecną Unię Europejską – rakową tkanką przerosły również ustawodawstwo swoich członków.
Polska wyspa wolności
Na szczęście – nie do końca! Polska pozostaje wciąż jeszcze wyspą wolności, o której utrzymanie dramatycznie wzywał prezes Kaczyński na ostatniej konwencji PiS. Jeszcze się u nas nie wyrzuca z pracy lekarza, który – jak w Wielkiej Brytanii – odmawia zwracania się per „pani” do brodatego mężczyzny, ale już się bezkarnie wyrzuciło naczelnego lekarza kliniki, który blokował aborcje. Jeszcze nie wyrzuca się ze szkół ucznia, który sądzi, że są tylko dwie płcie, ale już się urządza studniówkowe „polonezy równości” propagujące homoseksualizm w szkołach. Jeszcze Sąd Najwyższy obronił drukarza, który nie chciał drukować pederastycznych ulotek – ale…
Ale był to być może wypadek przy pracy nadzwyczajnej kasty i wkrótce możemy oczekiwać całkiem odwrotnych wyroków? W tym kontekście warto przypomnieć straszliwą walkę Prawa i Sprawiedliwości o obiektywizm Trybunału Konstytucyjnego i dziką kontrofensywę totalnej opozycji właśnie na forum Unii Europejskiej, oskarżenie przez nią przed europejskim trybunałem reform zgniłego polskiego sądownictwa, niestety w dużym stopniu skuteczne. Nawet publicyści prawej strony często uważali, że Jarosław Kaczyński zbyt brutalnie rozprawia się z polskim sądownictwem, podczas gdy jednocześnie zapadały kuriozalne wyroki i uniewinnienia sędziów kradnących wiertarki, portki, kiełbasę, a choćby i pięć dych starszej pani. Gdyby nie uzdrowienie Trybunału Konstytucyjnego i utworzenie Izby Dyscyplinarnej przy Sądzie Najwyższym, takich ekscesów byłoby jeszcze więcej, a wszelkie pozytywne reformy blokowałby onże Trybunał.
Szlachetność ducha nie może się przemieniać w pięknoduchostwo, które wbrew pięknej nazwie oznacza naiwność i oderwanie się od rzeczywistości. Tak się w Polsce rządzić nie da. Olsen przegrywał mimo zaprawdę genialnych planów, bo zderzył się z siłami, które przerastały nie tylko jego osobiste możliwości, ale potencjał całej jego ojczyzny, Danii, w końcu kraju nie najmniejszego w Europie. Jeśli więc chcemy w tej Europie zainfekowanej zabójczym wirusem samozniszczenia nadal funkcjonować, to musimy ze zwiększoną siłą aplikować samym sobie szczepionki przeciw już tam panującemu obłędowi.
Dał nam przykład Egon Olsen…
O intensywności kuracji zdolnej nam uratować życie zadecydują najbliższe wybory. Orbánowi na Węgrzech po pierwszej wygranej udało się w kolejnych wyborach uzyskać większość nie tylko samodzielną, ale i konstytucyjną. I mógł złą konstytucję zmienić. Jeśli chcemy tego samego u nas, musimy mimo wszystkich niedostatków i błędów rządzącej partii ponownie oddać na nią głos, bo inaczej czeka nas prawdziwa katastrofa. Michel Houellebecq opisał niedawno w swojej powieści „Uległość” (Soumission) Francję 2022 r., gdzie prezydentem zostaje muzułmanin Mohammed Ben Abbes, który zamienia ją w kraj wyznaniowy według wskazań Koranu. Książka doczekała się setek omówień, sprzedała się w milionach egzemplarzy, a refleksja w kraju autora i strefie euro, zasilonych gwałtownie przez uchodźców – zero, choć akcja powieści umieszczona jest w zgoła nieodległym 2022 r.
Polska i Węgry, które wielkim kosztem stawiły czoła islamskiej inwazji, są dziś poniewierane za to w UE, ale do niepokornych dołączają się kolejne kraje, które zorientowały się, że są brutalnie wykorzystywane przez niemiecko-francuski tandem z Putinem w tle. Mimo to zlewaczona Unia to naprawdę wielka potęga i wymaga wielkiej śmiałości i odwagi, by się jej przeciwstawić, jak potrafił to skutecznie zrobić Egon Olsen.
Nie używajmy więc miana gangu Olsena na określenie niedobitków komuny, pseudochłopów z peezelu, anihilowanej na własne życzenie przygłupiej Nowoczesnej czy innych cynicznych nieudaczników. Na zdrowy rozum tytuł filmu o triumfie nad zdebilałym ideolo Brukseli – „Gang Olsena nigdy się nie poddaje! ” – powinien raczej stać się naszym hasłem – zwycięskim!