Ostatni rok był dla polskiej szkoły wyjątkowy pod kilkoma względami. Pierwszy raz od przemian okrągłostołowych nauczyciele protestowali w tak masowym wymiarze, stawiając na szali dobro ucznia. Uczniowie przystąpili do egzaminu ósmoklasisty, a szkoły musiały sobie radzić z rekrutacyjnym zamieszaniem spowodowanym reformą edukacji. Mijający rok szkolny to też coraz silniejsza ofensywa środowisk LGBT, których celem stali się najmłodsi.
Największym wyzwaniem dla szkół, uczniów, rodziców oraz MEN był strajk organizowany przez ZNP w okresie egzaminów ósmoklasisty, gimnazjalnego i maturalnego. Z pięknymi hasłami na sztandarach pedagodzy z całej Polski postanowili wystawić na ciężką próbę uczniów, rodziców, rządzących. Do paraliżu egzaminacyjnego brakowało naprawdę niewiele. Dzięki sprawnej reakcji rządu, ale też wielu ludzi, którzy postanowili pomóc jako członkowie komisji egzaminacyjnych, udało się przeprowadzić egzaminy bez większych szkód dla uczniów. Wyniki egzaminów ósmoklasisty i gimnazjalnego niby nie zaskakują, ale dają do myślenia. O ile języki nie okazały się dla uczniów trudną przeszkodą, to średnia krajowa z matematyki na poziomie czterdziestu kilku procent wskazuje na to, że jest pewien problem. Nie da się wszystkiego zrzucić na karb łatwego bądź trudnego egzaminu.
Jak Sławomir Broniarz dbał o dobro ucznia
Jedynymi poszkodowanymi tegorocznego protestu nauczycieli byli uczniowie klas maturalnych, którzy nie mogli poprawić oceny niedostatecznej na koniec roku i przystąpić do matury. Sławomir Broniarz od samego początku strajku odgrywał zbawcę, któremu na sercu leży jedynie dobro nauczycieli, uczniów i całej edukacji, jednocześnie trudno było mieć wątpliwości, że prowadzi wojnę z PiS, w której zakładnikami są uczniowie, a wykonawcami jego poleceń pedagodzy. Im dłużej trwał protest, tym jaśniej było widać, że prezes ZNP dobro ucznia ma w głębokim poważaniu. W końcu skapitulował, gdy nie miał czym szantażować strony rządowej. W rezultacie nauczyciele nie wywalczyli upragnionego tysiąca złotych podwyżki, ponieśli nieodwracalne straty wizerunkowe, wewnętrznie się skłócili.
Uderzyć w religię
Środowiska lewicowo-liberalne nie czekały do strajku, ale niemal od startu nowego roku szkolnego przypuściły atak na religię, pośrednio atakując samą szkołę. W prasie newsweekopodobnej zaczęły się ukazywać teksty, które prezentowały opłakany obraz polskiej szkoły, opanowanej przez Kościół, nieprzyjaznej uczniom itp. Klasyczny przykład to jedna z okładek liberalnego czasopisma, która przedstawia dwoje dzieci ze złożonymi rękami i wzrokiem skierowanym ku górze. I tytuł: „Jak polska szkoła przestała być świecka”. Dalej autorka odlatuje jeszcze bardziej. W jednym z tekstów czytamy: „Jasełka, przygotowania do komunii, wspólne wyjścia na rekolekcje. I ksiądz na ważnych uroczystościach”. Szokujące?! Aż się prosi zapytać autorkę, kiedy to polska szkoła była świecka. Już ponad 30 lat temu szkolne jasełka, wspólne wyjście na rekolekcje czy przygotowywanie do pierwszej komunii było czymś zupełnie naturalnym. Tymczasem autorka opowiada o tym jako przejawach gorszącej indoktrynacji, która trawi obecnie polską szkołę. Choć obszerne fragmenty newsweekowych rewelacji można postrzegać w kategoriach dziennikarstwa science fiction, to sam fakt nagonki na religię w szkołach nie jest zjawiskiem humorystycznym, ale niebezpiecznym.
Homoofensywa na szkołę
Zjawiskiem jeszcze groźniejszym, przed którym musiała się bronić szkoła w upływającym roku szkolnym, były coraz bardziej jawne, nachalne ataki środowisk LGBT. W październiku 2018 r. Kampania Przeciw Homofobii zainicjowała tęczowy piątek. Akcja pod hasłami równości, otwartości, zrozumienia i wsparcia była zakamuflowaną propagandą na rzecz propagowania postaw odmienności seksualnych. W materiałach, które trafiły do szkół, mieliśmy m.in. postulaty poszerzenia lekcji o treści dotyczące orientacji seksualnej czy tożsamości płciowej i pozytywne przykłady homoseksualnych pisarzy. „Wszystko po to, żeby młode lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, queer i interpłciowe poczuły, że w szkole jest miejsce też dla nich” – zapewniali organizatorzy z KPH. Między wierszami można było wyczytać, że prawdziwym celem ich działań jest promocja odmienności, pokazanie, że jest ona czymś zupełnie naturalnym.
Jednym z sojuszników środowisk LGBT okazał się Rafał Trzaskowski, który podpisał tzw. kartę LGBT+. Dokument wprawdzie nie ma mocy wykonawczej, jest raczej ogólną deklaracją, co nie znaczy, że należy go lekceważyć. Już sam fakt sformalizowania wsparcia dla środowisk mniejszości seksualnych budzi niepokój. Tym bardziej że jeden z elementów karty dotyczył lekcji edukacji seksualnej w warszawskich szkołach, które miałyby się odbywać w ramach zajęć nieobowiązkowych. W dokumencie podpisanym przez prezydenta Warszawy możemy przeczytać, że zajęcia te mają być zgodne ze standardami WHO. I tu jest pies pogrzebany, bo wnioski, które można wysnuć z tych zaleceń, nie pozostawiają złudzeń, że chodzi o edukację seksualną, która zachęca do jak najwcześniejszego współżycia, otwartości (?) na różne formy współżycia (w tym homoseksualne) oraz krytycznego stosunku wobec tradycyjnej seksualności.
Nieco ponad miesiąc temu uczeń jednej z warszawskich szkół zabił kolegę nożem. To nie tylko tragedia konkretnych osób, lecz także wydarzenie o wymiarze symbolicznym, które można porównać z ciosem wymierzonym polskiej szkole, która kilka razy w mijającym roku została poważnie zraniona. Na szczęście przetrwała burzliwy okres i wkracza w nowy etap pod rządami nowego szefa resortu Dariusza Piontkowskiego, który zastąpił wybraną do europarlamentu Annę Zalewską. Dziś wiadomo, że zapowiedzi totalnej opozycji, jakoby reforma edukacji miała przynieść jakiś niesamowity chaos, się nie sprawdziły. Co nie znaczy, że zmiany w edukacji nie są konieczne. Na początku czerwca Sejm znowelizował Kartę nauczyciela, dyskusji nad jej likwidacją nie wykluczył nowy minister. Nie wiadomo, czy ZNP spróbuje we wrześniu tuż przed wyborami jeszcze raz zagrać nauczycielami i jak wówczas oni postąpią. Dziś chyba wszyscy: nauczyciele, uczniowie, rodzice mogą odetchnąć z ulgą, że bieżący rok szkolny się kończy, bo dawno nie było tak trudnego, nerwowego i nieprzewidywalnego okresu dla polskiej edukacji.