Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Nauczyciel – to brzmi dumnie?

Formalnie strajk zakończył się ponad tydzień temu, ale jego skutki wciąż się ujawniają. Wprawdzie udało się sklasyfikować wszystkich maturzystów, ale nie wszyscy zdołali poprawić jedynki i na egzamin maturalny będą musieli poczekać rok. Uczestnicy protestu żalą się też na zbyt niskie wynagrodzenia za kwiecień, choć doskonale wiedzieli, że za czas strajku wypłaty nie otrzymają. 

Zamiast łapania się za głowę, zdziwienia i oburzania się na rząd uczestnicy protestu powinni skierować wzrok ku władzom ZNP, które zaklinały rzeczywistość, zamiast jasno uprzedzić, że nauczyciele wynagrodzenia nie dostaną. Można zrozumieć rozgoryczenie i   frustracje pedagogów, że za kwiecień nie otrzymali sporej części wypłaty, tym bardziej że protest okazał się klapą. Natomiast medialna histeria – rzucanie opinii publicznej śmiesznie niskich kwot pieniędzy, slogany, że rząd chce wziąć nauczycieli głodem, gra na emocjach wypowiedziami o dobru dzieci i rodziny – wygląda niepoważnie. Jeszcze w czasie strajku niektórzy pedagodzy kompromitowali powagę zawodu, wyśpiewując protest songi o krowach i świniach. A szkoda, bo zawód nauczyciela wciąż jest profesją wysokiego zaufania społecznego. Od lat znajduje się w czołówce rankingów zaufania społecznego, szacunku czy prestiżu. Największy od kilkudziesięciu lat protest z pewnością nie pozostanie bez wpływu na społeczny odbiór tej profesji, choć raczej nie na tyle, żeby całkowicie ją pogrążyć.  

Nauczyciel w ostatnich dwóch dekadach

Ostatnie dwie dekady dla nauczyciela to czas pomiędzy dwoma oświatowymi rewolucjami, reformą rządu Jerzego Buzka i kontrreformą rządu PiS. Rewolucja ministra Handkego z 1999 r., który bardziej przymierzał się do resortu szkolnictwa wyższego, bo jak sam twierdził, na oświacie specjalnie się nie znał, wywróciła polską edukację do góry nogami, przede wszystkim z nowym tworem, czyli trzyletnimi gimnazjami, które dość szybko znalazły się w ogniu krytyki. Jak twierdzi pomysłodawca reformy, gimnazja były w dużym stopniu jego autorskim pomysłem. Handke po latach konsekwentnie broni swojego pomysłu, ale dostrzega też jego niedoskonałości. Jednak winę za błędy spycha na kierujące MEN po Romanie Giertychu panie, które „popsuły jego reformę”. Reforma PiS, słuszna w założeniach, bo mająca powrócić do modelu ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum, przygotowywana zbyt pośpiesznie, sprawiała wrażenie nieprzygotowanej, co naraziło władzę na krytykę opinii publicznej. 

Nauczyciel na przełomie wieków został rzucony na głęboką wodę, bo musiał zmierzyć się z całkowicie nową rzeczywistością – nowych podstaw programowych, programów, podręczników, nieznanej struktury, ale przede wszystkim poważnych problemów wychowawczych. Dość szybko okazało się, że szczytne założenia wyrównania szans młodzieży zostały zaprzepaszczone przez trudności wychowawcze, z   którymi szkoła realnie nie potrafi sobie poradzić. Nauczyciele, którzy pracowali w gimnazjach, zazwyczaj jakoś radzili sobie własnymi sposobami z tzw. trudnymi uczniami czy trudnymi klasami, ale część mniej doświadczonych, młodych nie dawała rady. W pierwszych latach po reformie rządu Buzka wynagrodzenie nauczycieli (zwłaszcza rozpoczynających pracę) były żenująco niskie. Jeszcze w   2004 r. nauczyciel na starcie dostawał do ręki ok. 900 zł. Sytuacja zaczęła się poprawiać od roku 2007, kiedy podwyżki zaczęły być zauważalne. W 2013 r. minimalne wynagrodzenie brutto nauczyciela stażysty było w porównaniu z analogicznym z 2005 r. wyższe o   100 proc., a dyplomowanego o ok. 50 proc. Status finansowy pedagogów stopniowo się poprawiał, ale za tym nie szedł wzrost autorytetu. Przeciwnie, media ujawniały kolejne zdarzenia, które dowodziły, że obserwujemy raczej stopniowy spadek szacunku ucznia do nauczyciela. Ponadto zwłaszcza młodzi nauczyciele, zaraz po studiach, mierzyli się z poważnym wyzwaniem znalezienia pracy. Szczytem marzeń w niektórych specjalizacjach było choćby zaczepienie się na roczne zastępstwo, praca w niepełnym wymiarze. Za to dyrektorzy mieli wymarzoną sytuację rekrutacyjną, bo na ich biurkach leżały sterty podań, więc mogli organizować castingi dla najlepszych. Jeśli dodamy do tego wciąż wzrastające wymagania ze strony rodziców, którzy nie tylko w szkołach prywatnych zaczęli przyjmować postawę coraz bardziej roszczeniową, czy wymagania dyrektorów walczących wynikami o ucznia, otrzymujemy obraz zawirowań nauczyciela z początku XXI w. 

Nauczyciel dziś

Jaka jest dziś jego kondycja? Lepsza niż kilkanaście lat temu sytuacja finansowa sprawia, że nie przypomina on sfrustrowanego belfra z filmu „Dzień świra”. Najliczniejszą grupę stanowią nauczyciele dyplomowani, których zarobki sytuują w klasie średniej. Cały czas niskie pozostają zarobki początkujących pedagogów, którzy są skutecznie zniechęcani do zawodu, ale i tak ich pensje są nieporównywalne z   tymi sprzed kilkunastu lat. Poprawa warunków finansowych nie spowodowała wzmocnienia jego autorytetu, co więcej protest może go dodatkowo nadszarpnąć. Jest nadzieja, że powrót do dawnej struktury szkoły przynajmniej zatrzyma upadający autorytet nauczyciela, choć wiele zależy też np. od relacji rodzice – nauczyciele. Nauczyciel dziś nie przypomina też belfra z dziennikiem i kredą z poprzedniego wieku. Tradycyjną dokumentację w wielu szkołach zastąpił dziennik elektroniczny. Kontakt z rodzicami odbywa się za pomocą poczty elektronicznej. W wielu szkołach są multimedialne pomoce, jak rzutniki, tablice interaktywne, coraz więcej jest programów komputerowych pomagających w nauczaniu, wydawnictwa przygotowują bogatą obudowę metodyczną w formie elektronicznej. Podążanie za rozwojem technologicznym jest dużą szansą, ale jednocześnie sporym wyzwaniem. 

Jeszcze bardziej podzieleni

Skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Pomimo tych pozytywów, do których należałoby dodać coraz wyższe, przynajmniej na papierze, kompetencje, praca nauczyciela jest coraz większym wyzwaniem. Nie da się ukryć, że dziś wielu pedagogów ma więcej niż jeden skończony kierunek studiów, nierzadko ukończone studia podyplomowe, mają więc uprawnienia do prowadzenia nawet kilku przedmiotów, do czego zmusiła ich trudna sytuacja na rynku pracy w ostatnich latach. Praca belfra jest jeszcze większym wyzwaniem niż kilkanaście lat temu, bo rosną wymagania rodziców, bardziej wymagający wychowawczo są też uczniowie, nauczyciel musi odznaczać się większą niż kiedyś wszechstronnością: nie wystarczy być bardzo dobrym dydaktykiem, psychologiem, trzeba mieć predyspozycje charakterologiczne, ale też biegle orientować się w nowinkach świata cyfrowego. 

Zakończony niedawno protest ujawnił problem nauczycieli z kodeksem etyki zawodowej, problem polegający na braku uniwersalnych zasad obowiązujących pedagogów. W sytuacji kryzysowej okazało się, że dobro ucznia zostało zepchnięte na dalszy plan. Protest pogłębił też istniejące w tej grupie podziały. Do dwóch plemion, PiS i anty-PiS, doszły kolejne podziały wewnątrz samego środowiska – na jego sympatyków i łamistrajków, wreszcie do tarć doszło nawet w grupie zwolenników protestu, z których część szefa ZNP zaczęła traktować jak zdrajcę. Strajkowy ogień został ugaszony. Polska szkoła powraca do normalności, jednak nie ucieknie od dyskusji nad kondycją nauczyciela. Prędzej czy później będą musiały paść pytania dotyczące wzmocnienia jego autorytetu, relacji nauczyciel – uczeń, nauczyciel – rodzic, zmian czasu pracy czy zasad wynagradzania.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#nauczyciel

Leszek Galarowicz