Sprawa przyjęcia wspólnej waluty przypomina trochę brazylijską telenowelę. Od lat ten serial trwa i mimo kilku nagłych zwrotów akcji nie wydaje się, aby zmierzał do zakończenia. Wskazane jest zatem wyznaczenie jasnego kierunku działania. Szczególnie wobec deklaracji części polityków opozycji, którym nagle do euro zrobiło się szczególnie śpieszno. Ignorując elementarne ekonomiczne fakty chcą wepchnąć Polskę w obszar wspólnej waluty. Trudno to doprawdy zrozumieć, zważywszy na naszą obecną sytuację gospodarczą i fakt, że jesteśmy liderem wzrostu w Unii – i to bez pomocy europejskiego pieniądza. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, nie jesteśmy na euro gotowi i nie będziemy prawdopodobnie jeszcze przez wiele lat. Upieranie się przy tym, że jest inaczej przeczy adekwatnej ocenie rzeczywistości. Konwergencja dochodowa z krajami Europy Zachodniej to obecnie priorytet, jeśli chodzi o politykę gospodarczą. Obecnie PKB per capita według parytetu siły nabywczej wynosi w Polsce 70 proc. średniej unijnej. Zrobiliśmy ogromny postęp, ale droga przed nami wciąż bardzo długa i niełatwa. Euro to na tej drodze raczej przeszkoda niż pomoc. Tymczasem część wpływowych ekonomistów do spółki z totalną opozycją lansują przyjęcie wspólnej waluty, skupiając się coraz częściej na kwestiach politycznych. Kaczyński mówi, żeby wrócić do istoty tematu, przede wszystkim patrzmy na wskaźniki gospodarcze. To one powinny decydować. Tak czy nie?