W sieci krąży obrazek, na którym aniołek, najwyraźniej zdający Najwyższemu raport z sytuacji na ziemi, mówi: „Jakby było mało tego wszystkiego, to jeszcze obydwa narody wybrane wzięły się za łby”. Rzecz jest zabawna, szkoda tylko, że jakoś poza tym nie jest do śmiechu.
Kryzys (kolejny) w relacjach Polski i Izraela jest wyłączną winą naszych „szorstkich przyjaciół”. Nie ma co do tego żadnej wątpliwości, dlatego dobrze, że władze w Warszawie nie niuansują, ale twardo stawiają sprawę. Nawet jeśli ma nas to kosztować ochłodzenie relacji, to nasi partnerzy w Izraelu muszą oduczyć się traktować nas „per noga”. W ubiegłym roku przyznaliśmy się do błędu i Polska wycofała się z kontrowersyjnej, pełnej niejasnych zapisów ustawy o IPN. Od tamtej pory zrobiono wiele, by ucywilizować stosunki między naszymi narodami, nie ma więc powodu (i nie może być naszej zgody), by czołgać teraz Polskę w tak haniebny sposób. Jeśli jednak tym powodem jest kampania przed wyborami, to możemy przyjaciołom w Izraelu podpowiedzieć kilka lepszych metod walki o głosy. Mogą np. zacząć od rozdawania kiełbasy (koszernej), a skończyć na licytacji, kto sumienniej przestrzega ciszy wyborczej. Wyjdzie wszystkim na dobre.