10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Potęga nienawiści

Wszyscy ci powtórnie pogrzebani zostali zdjęci z warszawskich murów z jednego powodu – w ramach odpowiedzialności zbiorowej...

To, co dzieje się w Warszawie z nazwami ulic, wydaje się kompletnie niezrozumiałe. Powiem szczerze – łatwiej zrozumieć jerozolimski motłoch krzyczący „uwolnić Barabasza”, niż władze miasta stołecznego Warszawy i popierające je sądy, przywracające komunistyczne nazwy ulic zamiast upamiętnienia bohaterów najnowszej historii. W dodatku nowy prezydent miasta, Rafał Trzaskowski, stracił unikalną szansę wyciągnięcia ręki do opozycji i okazania się kimś więcej niż funkcjonariuszem własnej partii. Kuriozalność decyzji polega na tym, że PO w szale atakuje nawet to, co powinno być dla niej świętością, bo leży u jej własnych podstaw. Jak Komitet Obrony Robotników czy lider ŻOB i Unii Wolności, Marek Edelman. Nawet Anna Walentynowicz to element mitu założycielskiego Solidarności. Jacek Kaczmarski też gdyby żył, prędzej popierałby KOD niż demonstracje narodowców. Herbert długo był uważany przez Salon za swojego, a Romaszewskiego obdarzano szacunkiem, nawet jeśli go krytykowano. Premier Arciszewski czy historyk Pobóg Malinowski to jako żywo nie PiS-owcy, nie mówiąc już o rodzinie Ulmów. Jeszcze bardziej fascynujące jest przyjrzenie się tym, których się przywraca: komunistycznego agenta Oskara Langego, ministrów z lat stalinowskich Modzelewskiego i Rzymowskiego, watażkę z Gwardii Ludowej „Małego Franka”, kolaboranta NKWD i Gestapo Teodora Duracza… Byłoby to śmieszne, gdyby nie było straszne. Co gorsza, wszyscy ci powtórnie pogrzebani zostali zdjęci z warszawskich murów z jednego powodu – w ramach odpowiedzialności zbiorowej – znaleźli się na jednej liście z prezydentem Lechem Kaczyńskim, obiektem seansów nienawiści za życia i po śmierci. A zarazem człowiekiem zasłużonym dla Warszawy i Polski bardziej niż 90 proc. patronów stołecznych ulic. Był mężem stanu zasługującym nie tylko na jedną ulicę, ale również most, plac, park i kilka stołecznych instytucji. I, co najzabawniejsze, parę lat minie, a one będą nosiły jego imię!

Po wiek wieków.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Marcin Wolski