We włoskim Loreto, w bocznej nawie bazyliki, znajduje się kaplica polska z pięknymi freskami Artura Gattiego. Mamy tam i Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, i polskich świętych – św. Wojciecha, św. Stanisława, św. Stanisława Kostkę, czy wreszcie klęczącego u stóp Maryi św. Kazimierza. I mamy także malunek przedstawiający Bitwę Warszawską: Matka Boska Częstochowska prowadzi naszych żołnierzy do zwycięstwa, ks. Skorupka udziela ostatniego namaszczenia, w oddali widać Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego, obok niego stoją generałowie Rozwadowski i Haller. Nad grupą walczących Polaków powiewa Sztandar 30. Pułku Piechoty, który trzyma jakiś żołnierz. Ów wojak ponoć zginął w bitwie i nie zachowało się po nim żadne zdjęcie, ale współtowarzysze mieli tak dokładnie opisać Gattiemu jego wygląd, że potem do kaplicy przez wiele lat przyjeżdżała matka, by modlić się za duszę syna przed wymalowanym wizerunkiem.
Tak w niezwykły sposób w Loreto splatała się historia Polski i świata, z dramatem osobistym. Gdy matka zabitego żołnierza klękała i splatała dłonie w modlitwie, dokonywał się po raz kolejny „Cud nad Wisłą” – wielowymiarowy akt duchowego i militarnego zwycięstwa, okupionego olbrzymim wysiłkiem i ofiarami polskiego narodu. Cóż mogła myśleć ta kobieta wpatrzona w wizerunek syna? Na obrazie Piłsudski i generałowie byli z tyłu, a jej syn prowadził Polaków do ataku dzierżąc pułkowy sztandar. Przed nim umykali bolszewicy. Cała Europa miała zostać ocalona przed sowieckim piekłem. Ocalona, odkupiona, uratowana – dzięki bohaterom takim, jak syn tej nieznanej z nazwiska Polki. Czy to koiło ból serca matki po stracie dziecka? Na pewno napełniało je dumą. Ale w dodatku jej modlitwa była częścią wydarzenia duchowego, którym także, poza wymiarem czysto militarnym stała się bitwa pod Warszawą w roku 1920.
Rozkaz operacyjny nr 8358
Bitwa, która rozgrała się na olbrzymim przedpolu Warszawy w dniach 13-25 sierpnia 1920 r. i której kolejnym akordem strategicznym stało się rozgromienie Sowietów nad Niemnem – była bez wątpienia sukcesem myśli wojskowej polskiego sztabu i Naczelnego Wodza. A także sukcesem wynikającym z waleczności dowódców niższego szczebla i niezwykłej, bohaterskiej postawy samych żołnierzy. Z tego punktu widzenia w całej tej operacji skupiły się wszystkie elementy istotne i potrzebne dla zwycięstwa. Plan uderzenia oskrzydlającego znad Wieprza, będący kolejną wersją niewykonanych wcześniej zamiarów Piłsudskiego (atak pod Brześciem) nie powiódłby się, gdyby nie niezwykła zdolność mobilizacyjna, wytrzymałość i dyscyplina oddziałów, które musiały w szybki sposób przerzucić się (bez czasu na odpoczynek) na nowe pozycje. Pomysły gen. Weyganda skoncentrowane głównie na przygotowaniu uderzenia z zachodu na centrum sowieckiej armii na szczęście nie zostały wzięte pod uwagę. Długi, pisany ręcznie, 10 sierpnia rozkaz generała Rozwadowskiego, stanowiący rozwinięcie decyzji Piłsudskiego sprzed czterech dni, nie został rozesłany do oddziałów z obawy przed przedostaniem się szczegółów do wroga. Zaczynał się od słów: „Rozkaz operacyjny nr 8358 z dnia 6 sierpnia ustalający zamiar na najbliższy czas, mimo wszelkich nakazów najściślejszej poufności – już dziś jest ogólnie znany. Pewne dane wskazują, że nieprzyjaciel zna te nasze zamiary i przegrupowuje się dlatego bardziej ku północy, dążąc do odsunięcia swych głównych sił od tego niebezpiecznego dla nich ataku”. Wacław Jędrzejewicz, komentując dokument (będący częścią zbiorów Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku) wspominał, że dowódcy armii zostali wezwani do Warszawy, aby przeczytać rozkaz i przedyskutować to, co się ma dziać na każdym z odcinków: „Każdy z dowódców odpisywał to, co jego dotyczy, po czym podpisywał się. Tu mamy podpisy wszystkich dowódców polskich. A więc przede wszystkim naczelny wódz i podpis Piłsudskiego, gen. Weygand i podpis Weyganda (…). Na rozkazie widzimy podpisy innych generałów, m.in. Rydza-Śmigłego, Kutrzeby, Sikorskiego, Krajowskiego”.
To jest właściwe rozwiązanie
Na plan, chociaż uprzednio optował za inną koncepcję, zgodził się nawet Weygand, o czym świadczy nie tylko jego podpis na rozkazie, ale także depesza do Focha, w której pisał: „poinformowano mnie o tym rozkazie, całkowicie go aprobuję i całkowicie się do niego przyłączam, uważając, że to jest właściwe rozwiązanie”...
Cały artykuł można przeczytać w najnowszym tygodniku GP.