Był gen. Błasik w kabinie, byli "debeściaki", było "jak nie wylądujemy, to nas zabije". Dziś "Gazeta Wyborcza" w rozmowie z Jerzym Millerem sugeruje, że w kokpicie Tu-154 znajdowało się tuż przed katastrofą... dwóch generałów. Oprócz gen. Błasika w kabinie pilotów przebywać miał gen. Tadeusz Buk, dowódca wojsk lądowych.
Z Jerzym Millerem, który skompromitował się swoim raportem nt. katastrofy smoleńskiej, rozmawiała sama Agnieszka Kublik - współautorka tekstu o rzekomej kłótni gen. Błasika z Arkadiuszem Protasiukiem przed wylotem (prokuratura zdementowała te "rewelacje"). Oto fragment wywiadu z dzisiejszej "Gazety Wyborczej".
AK: W kokpicie poza załogą było jeszcze klika osób. Może słowa przypisywane przez pańską komisje gen. Błasikowi wypowiedział ktoś inny?
JM: O kim pani myśli?
Krakowscy eksperci odczytali słowo "Tadek" i słowo "generałowie". Chodzi o gen. Tadeusza Buka, dowódcę wojsk lądowych?
Krakowska ekspertyza nie burzy raportu komisji, której przewodniczyłem, uzupełnia go. Pani właśnie podała przykład. Myśmy wyczuwali, że nam brakuje jeszcze jednej osoby. Wynikało to z kontekstu różnych słów, które były odczytane dla nas przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne. Ale nie wiedzieliśmy, o kogo chodzi, nie mieliśmy żadnej szansy tego uzupełnić. Brakowało tego imienia. Ale teraz zaczynamy rozumieć i inne fragmenty rozmów, które CLK pokazało. I dlatego mówię, że krakowska ekspertyza jest bardzo potrzebna.
Pańska komisja domyślała się, że chodzi o gen. Tadeusza Buka, ale nie miała tej pewności. A teraz po lekturze odczytu przygotowanego przez krakowskich biegłych ją ma?
Teraz mam kłopot w rozmowie z panią. Do końca życia nie będę osobą prywatną w sprawie smoleńskiej, więc każdy, kto będzie czytał naszą rozmowę, powie, że to przewodniczący komisji powiedział. A ja już przestałem być przewodniczącym komisji i nie mogę nic więcej powiedzieć, bo to będzie opacznie zrozumiane przez czytelników.
Widać gołym okiem, że propaganda smoleńskich kłamców zmienia się w groteskę, która byłaby śmieszna, gdyby nie wymiar tragedii z 10 kwietnia 2010 r.
Być może niedługo od "cyngli" Adama Michnika dowiemy się, że w kabinie pilotów odbywała się huczna impreza, w której uczestniczyli wszyscy generałowie, a może nawet i sam Prezydent z Małżonką. I że popijawę w samolocie kazał urządzić Prezydentowi sam Jarosław Kaczyński.
Źródło:
Grzegorz Wierzchołowski