Jechałem autobusem linii jakiejś tam, gdzieś tam i kiedyś tam. Czytałem akurat „Gazetę Polską Codziennie”. Artykuł Piotra Lisiewicza – myślę, że to ważne dla tej historii. I nagle wszedł on. Sapał. Gdy stawiał kroki, autobus uginał się pod ciężarem jego nienawiści. Oczy płonęły mrokiem. Powietrze wokół niego zamieniało się w parę wodną. Czułem siarkę. Najpierw dotknął mnie jego cień. Potem poczułem drobinki potu spadające na moją gazetę.
Nie, to jednak nie pot. To jad. Kropelki wypalały małe, idealnie okrągłe dziurki w papierze. „Zdradziłeś, ty Żydzie” – usłyszałem jego ochrypły głos. Spojrzałem w górę. Tak. Hartman. Ten Hartman.
„Zdradziłeś, ty parchu!” – zawył niczym wilk. Potężnym uderzeniem łapy wyrzucił mnie z fotela.
Potoczyłem się po podłodze autobusu. Spojrzałem na współpasażerów, szukając ratunku. Dopiero wtedy zobaczyłem, że każdy z nich ma plakietkę KOD. Z uśmiechem patrzyli na tę scenę terroru.
Chciałem uciec, ale ból nie pozwolił mi stanąć na nogi. Chyba pękły mi kości. Zacząłem pełznąć po podłodze pojazdu, przez brud, błoto zmieszane ze śniegiem. Dobiegały mnie niektóre słowa, intonowane niczym w starożytnym rytuale: „pomścij Kijowskiego”, „w imię poliamorii”, „pierdolę, nie rodzę”. Hartman dopadł mnie w kilka sekund. Odwrócił na plecy. Ostatkiem sił wyszeptałem: „Ale jak zdradziłem?”. „Nigdy nie pojąłeś, że pedofilia to ciekawy problem filozoficzny” – wysyczał – „oraz nie kibicujesz Lechowi Poznań”. A potem mnie zabił. To byłoby chyba tyle. Wiecie państwo, do czego się odnoszę? Do tekstu naszego bohatera o Żydach, co to zdradzili, bo nie mają poglądów takich jak on, oraz do fake newsa o pobiciu typa za czytanie „GW” (żadnego pobicia nie było, a typ po prostu nie chciał ustąpić miejsca staruszce). A poza tym chciałem raz poczuć się w skórze tych ściemniaczy. To chyba odpowiednia reakcja na fake newsy o zorganizowanych grupach staruszek moherowych, terroryzujących w komunikacji miejskiej czytelników „GW”. Wyśmiać i… zaproponować psychologa?