Posłowie Nowoczesnej są poirytowani sposobem kierowania partią i brakiem wewnętrznej komunikacji, za co obwiniają jej szefa Ryszarda Petru. Politycy okazali zaskoczenie decyzją o wycofaniu kandydata tej partii w wyborach na prezydenta stolicy.
Dla poirytowanych sposobem kierowania Nowoczesną przez Ryszarda Petru czarę goryczy przelało ogłoszenie w czwartek przez liderów PO i Nowoczesnej, Grzegorza Schetynę i Ryszarda Petru, że Rafał Trzaskowski (PO) będzie wspólnym kandydatem na prezydenta stolicy obu ugrupowań w wyborach samorządowych w 2018 r.
Oznacza to wycofanie się z wyścigu wyborczego dotychczasowego kandydata Nowoczesnej Pawła Rabieja. O takiej decyzji partyjni koledzy Petru mieli dowiedzieć się jednak dopiero z mediów. Przewodnicząca klubu Nowoczesnej, wiceszefowa tego ugrupowania Katarzyna Lubnauer oznajmiła, że porozumienie w sprawie kandydata na prezydenta nie było z nią uzgadniane. Zamieszanie w partii nastąpiło przed zaplanowanymi na sobotę wyborami jej przewodniczącego.
Do fotela szefa Nowoczesnej aspiracje wyborcze zgłosili Katarzyna Lubnauer i Piotr Misiło. Dwoje kolejnych kandydatów, posłowie Paweł Pudłowski i Kamila Gasiuk-Pihowicz, jednak nie będzie kandydowało, przekazując swoje poparcie Katarzynie Lubnauer.
Pytaliśmy wiceszefa klubu Piota Misiłę o źródła konfliktów wewnątrz jego klubu. Ten jednak odmówił przedwyborczego komentarza.
- Proszę obserwować wybory. Tam wszystko się okaże - mówił nam.
Wcześniej w wywiadzie dla Polskiego Radia powiedział:
- Czuję się bardzo niezręcznie, będąc wiceprzewodniczącym klubu poselskiego Nowoczesnej i kandydatem na przewodniczącego, kiedy dowiaduję się o bardzo ważnej, strategicznej decyzji dla partii z mediów – mówił Misiło.
(mem)