Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Plusy i minusy nowej instrukcji o muzyce kościelnej

Ogłoszona przez Konferencję Episkopatu Polski podczas zebrania plenarnego 14 października instrukcja o muzyce kościelnej, mimo ważnej deklaracji, że ma ona stać na straży piękna, wzniosłości i głębi wiary oraz że stawia sobie za cel dosłownie „podniesienie poziomu wykonywanej muzyki kościelnej, a także nadanie należnej godności i powagi świętym obrzędom…”, de facto kwestionuje wszystko, co wydarzyło się w tej kwestii dobrego w ostatnich dekadach - pisze Piotr Iwicki w \"GPC\".

TheoRivierenlaan

Piękno jest wartością ewoluującą. Kiedy mam wątpliwości, jak z tym pięknem w sferze muzyki obecnej w świątyniach, chętnie sięgam do ulubionych cytatów, tych celnie ukazujących nierozerwalność modlitwy z muzycznym sacrum. Św. Augustyn mówił do nas: „Módlmy się, śpiewając i modląc się, śpiewajmy”. Kiedy indziej pytał wprost i pouczał: „Chcecie wyśpiewywać chwałę Boga? Sami bądźcie tym, co śpiewacie. A jesteście Jego pieśnią pochwalną, gdy wasze życie jest dobre”. Kiedy indziej przekornie ostrzega nas: „Ludzie nauczcie się śpiewać i tańczyć, bo Aniołowie w Niebie nie będą wiedzieli, co z Wami zrobić!”.

- pisze Piotr Iwicki w "Gazecie Polskiej Codziennie".

Zdaniem publicysty kanon muzycznego sacrum ewoluuje wraz z rozwojem cywilizacyjnym. Mają na niego wpływ także szybciej lub wolniej przemijające mody i technologie.

Stąd dzisiaj więcej w nim gitary, mniej kościelnych organów, a zamiast klasycznych smyczków – syntezatorowe barwy. A to wszystko w duchu pierwszego wersu Psalmu 96: „Śpiewajcie Panu pieśń nową”. Albo pamiętnego wyznania ikony rocka Johna Frusciante z Red Hot Chili Peppers: „Muzyka jest twarzą Boga”

- wyjaśnia Iwicki.

Iwickiego cieszy uwzględnienie w instrukcji konieczności przesłuchań konkursowych dla organistów.

Niestety bywałem na mszach, podczas których za organami siedział ktoś, kto nigdy nie powinien znaleźć się w tym miejscu, a internet pełen jest filmików z popisami „uzdolnionych inaczej”. Jak czytamy w instrukcji: „Należy bezwzględnie stać na straży wykonywania takiej muzyki liturgicznej, która jest autentyczną sztuką nakierowaną zawsze na świętość kultu, i wprowadzać do liturgii tylko to, co odpowiada świętości miejsca, godności obrzędów liturgicznych i pobożności wiernych. Nie wolno w liturgii wykonywać utworów o charakterze świeckim”. Brawo! Ale za chwilę czytamy: „Nie wolno używać w liturgii instrumentów przeznaczonych do wykonywania muzyki świeckiej (np. gitara elektryczna, perkusja, fortepian, syntezator)”. Można odnieść wrażenie, że stojąc na straży sacrum, być może wylano dziecko z kąpielą, jej piękno korespondujące z powagą miejsca określa bowiem nie tyle to, na czym jest wykonywana, ile to, jak jest wykonywana! Instrument to tylko narzędzie

- argumentuje Iwicki.

Pamiętam 90. urodziny ks. Kantorskiego, pisałem wówczas w jednej lokalnych gazetek: „Na początku roku 1965 zgłosił się do ks. Leona młody człowiek z propozycją zagrania w kościele na gitarze. Jego entuzjazm sprawił, że ks. Leon nie tylko się zgodził, ale stał się opiekunem zespołu, który wyposażył w elektryczne gitary i perkusję. I tak się zaczęło. Chłopcy odbywali próby na plebanii i w grudniu tego samego roku po raz pierwszy zagrali w podkowiańskim kościele. Takie były początki historycznego już zespołu Trapiści”. W ślad za tym powstała trzy lata później msza beatowa „Pan przyjacielem moim” z muzyką młodziutkiej Katarzyny Gärtner do tekstów Kazimierza Grześkowiaka i Kazimierza Łojana

- przypomina publicysta.

Całość artykułu Piotra Iwickiego w "Gazecie Polskiej Codziennie".

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#muzyka sakralna #Kościół katolicki

Piotr Iwicki