W redakcji „Gazety Polskiej Codziennie” gościła duńska telewizja publiczna. Dziennikarze chcieli dowiedzieć się, jak przedstawia się „polska sprawa” i „co się tu dzieje”.
Odniosłem wrażenie, że rozmawialiśmy konkretnie. Kilkakrotnie pytano mnie o rzekomy spór Polski z Unią Europejską. Odpowiedziałem, że Polska jest pełnoprawnym członkiem UE, a spór jest częścią dialogu. Mówiłem, że jesteśmy częścią UE i chcemy nią pozostać, jednak UE potrzebuje reform. Wskazałem. że jesteśmy w Europie od 1000 lat z okładem i nigdzie się nie wybieramy.
Pytany o reformę mediów, zapoznałem gości ze strukturą właścicielską mediów w Polsce. Duńczycy, którzy poruszali temat wolności słowa, zobaczyli film, na którym do siedziby „Wprost” wkracza Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Z kolei, na dwóch równocześnie włączonych telewizorach pokazałem różnicę w przekazie: TVP Info nadawała transmisję z pracy komisji ds. Amber Gold i przesłuchanie prezydenta Miasta Gdańsk, Pawła Adamowicza. W tym samym czasie TVN24 zamieściła relacje z debaty nad skutkami nawałnicy sprzed miesiąca. I tylko red. Maciej Marosz od początku powtarzał, że z nagrania Duńczycy „zrobią paszkwil”. Miał rację.
Finał jest taki, że duński reportaż z Polski rozpoczyna się sceną dzikiego pościgu leśników za aktywistami w Puszczy Białowieskiej.
Żaden z tematów nie jest przedstawiony rzetelnie. Ani reforma sądów, ani obecność kapitału zagranicznego w polskich mediach, ani sprawa Puszczy Białowieskiej. Wypowiedzi zostały poucinane i zmanipulowane. Gdy redaktor Jacek Liziniewicz mówi Duńczykom o „ekologach łamiących prawo”, duński widz czyta na ekranie o ekoterrorystach. Ani słowa o Zapad-17, o Amber Gold, o Nord Stream 2.
Ważniejsze było pokazanie naszych żartów, z czego widz ma wywnioskować, że lekceważymy sobie wszystko i wszystkich.
Przeciwwagą dla nas są smutni, wiodący koczowniczy tryb życia obrońcy puszczy i konstytucji, którzy zepchnięci do podziemia i zaszczuwani przez bezwzględny reżym, trwają jeszcze gdzieś na rubieżach lasu i Krakowskiego Przedmieścia, lamentując, że wolność słowa, mediów i swobody obywatelskie są dziś zagrożone. Owszem, są – w Danii na pewno.