Heroizm narodu, piękne karty polskiej historii – to wszystko w dynamicznym, pięciominutowym filmie animowanym, którego narratorem jest Sean Bean, znany aktor zachodni. Krótkometrażówka IPN jest dokładnie tym, czym ma być – profesjonalną reklamą naszego państwa. Jednocześnie zarówno przez swoją formę, jak i język oraz sposób przedstawienia ma szansę przebić się też do świadomości społeczeństw Zachodu. Oczywiście cała sytuacja musiała zdenerwować wielu. Już zaczyna się internetowy hejt na produkcję IPN. Możemy przewidzieć, jakie będą jego główne kierunki. Trolle w Internecie polecą najprymitywniejszym chamstwem – „głupie Polaczki”, „cieszą się pisiory, że przegrali wojnę” – po bardziej polityczne – „faszyzm”, „znowu faszyzm” – czy sugestie, że IPN chce atrakcyjnym filmikiem przykryć wprowadzanie dyktatury w Polsce. Najważniejsze „autorytety” raczej przemilczą. Ale już pojawiła się bardziej perfidna taktyka. Pytania: a czemu tylko o Polsce? Czemu nie o tym, jak bardzo pomogli nam alianci? Czemu takie skupienie na sobie, mówienie tylko o naszej historii? Co to za infantylny egoizm? Cóż, odpowiedź jest bardzo prosta: bo przez ostatnie dekady inni mówili o naszej historii. Dlatego dziś Polacy stali się w narracji znacznej części zachodnich elit narodem barbarzyńców mordujących wraz z Niemcami niewinnych, a następnie, łaskawie, wyzwolonych przez pełnych humanizmu Sowietów. Spójrzmy na to, co dzieje się nawet w Brukseli, gdy w muzeum Unii, oficjalnie, wielbi się manifest komunistyczny, jedno ze źródeł zbrodniczego totalitaryzmu. Polska jest na froncie wojny historycznej, a taki filmik to także broń. Zaś już widoczna wściekłość na tę animację może świadczyć, że będzie to broń skuteczna.