Do lat 90. głównymi ośrodkami integracji, a właściwie przerabiania emigrantów na „Francuzów”, były oświata, służba wojskowa i media. Kryzys szkoły i zniesienie powszechnego poboru skutecznie ograniczyły wpływ państwa na integrację młodych. Nie sprawdza się też próba narzucania pewnych wartości przez media.
Na przełomie lat 80. i 90. władze niepokoiły się wpływem arabskojęzycznych telewizji satelitarnych. Tzw. anteny Allaha okazały się alternatywnym źródłem informacji i formacji. W walce z nimi uciekano się często do środków administracyjnych, np. zakazów montowania talerzy antenowych na blokach mieszkań socjalnych itp. Kiedy jednak pojawił się internet, ta walka została przegrana na całej linii. Socjologowie przestali się właściwie dziwić zjawisku powrotu do korzeni religijnych i narodowościowych w drugim, a nawet trzecim pokoleniu dobrze zintegrowanych wcześniej rodzin np. z krajów Maghrebu. Zasilenie tej społeczności, żyjącej coraz częściej w zwartych środowiskach przedmieść dużych miast, przez falę nowej emigracji, wzmocniło procesy dezintegracji, wywołało tarcia społeczne, a nawet miało wpływ na rekrutację z tego środowiska potencjalnych terrorystów. Władze wymyślają kolejne programy integracji, ale efektów nie widać.
Senator Roger Karoutchi z Republikanów przedstawił właśnie 60-stronicowy raport na temat tzw. umów integracji republikańskiej, które wymyślono w 2015 r. za prezydentury François Hollande’a. To program adresowany do przybywających po raz pierwszy do Francji migrantów. Obejmuje on naukę języka, ale także „szkolenia obywatelskie” i ma w teorii być powiązany z uzyskaniem prawa pobytu we Francji. Te nowe przepisy zastąpiły „kontrakty przyjęcia i integracji”, które w 2007 r. wprowadził jeszcze prezydent Nicolas Sarkozy. Nowe przepisy miały lepiej służyć integracji i być przystosowane do zmienionej sytuacji masowego napływu migrantów. Z raportu senackiego wynika jednak, że pomysł nie tylko się nie sprawdza, ale program poniósł całkowitą klęskę. System przepuszcza bowiem osoby nieznające podstaw języka francuskiego i niezaadaptowane do życia we Francji.
Kiedy nie pomagają zachęty, trzeba użyć bata, ale i ten wydaje się raczej ukręcony z piasku. Szef francuskiego MSW Gérard Collomb ogłosił właśnie propozycje ułatwień prawnych, które mają poprawić wskaźniki ekspulsji nielegalnych migrantów. Problem bowiem w tym, że ponad trzy czwarte nielegalnych imigrantów, którzy nie otrzymują prawa pobytu i mają decyzje o opuszczeniu terytorium Republiki, i tak we Francji pozostaje. Sytuacja taka powtarza się od lat. W 2014 r. na 80 tys. osób, które otrzymały nakaz opuszczenia Francji, wyjechało 10 tys. W ubiegłym roku udało się wyeksmitować z kraju zaledwie 13 tys. nielegalnych migrantów, czyli nawet o 16 proc. mniej niż w roku 2015. Trzeba dodać, że większość zgodziła się na wyjazd dobrowolnie w zamian za wsparcie finansowe.
Od lat nierzadkie są jednak wypadki niemal natychmiastowych powrotów. Delikwent podpisuje zgodę na wyjazd, inkasuje pieniądze i traktuje to jako rodzaj „kieszonkowego” na darmową podróż w celu krótkich odwiedzin rodzinnego kraju. Duża część odesłań dotyczyła np. Albańczyków, a już niekoniecznie obywateli państw arabskich, które niezbyt chętnie przyjmują z powrotem swoich obywateli. Poza tym łatwiej i taniej odesłać migrantów w nieodległe od UE okolice niż do Afganistanu czy państw centralnej Afryki.
Warto dodać, że w 2016 r. najwięcej wniosków azylowych składali właśnie Albańczycy (7432), wyprzedzając Syryjczyków, Afgańczyków i Sudańczyków. Chociaż nie mają szans na azyl, złożenie wniosku pozwala im na pewien czas uregulować pobyt i np. znaleźć legalną pracę, co oddala wizję wyrzucenia z kraju.