Hospicjum dla ludzi w poważnym stadium choroby onkologicznej powstało na terenie sanktuarium matki bożej Bolesnej Pani Ziemi Świętokrzyskiej w Kałkowie Godowie bez żadnego poważnego sponsora. Wyłącznie z ofiar wiernych.
Budowa trwała półtora roku . Wielu wątpiło, czy dobiegnie końca. Nie wątpił kustosz Sanktuarium ks. Infułat Czesław Wala. Modlił się i głęboko wierzył , że Matka Boża nie zostawi bez pomocy tych , którzy jej potrzebują.
Zawsze przy potrzebujących
- Wszyscy wiedzieliśmy – mówi Małgorzata Kowalska , przewodniczka po świątynnym terenie
- że ksiądz planuje coś więcej niż już u nas istniejący dom ludzi starszych, ośrodek rekolekcyjno-rehabilitacyjny , warsztaty terapii zajęciowych zakład aktywności zawodowej. Świadczyła o tym jego zamyślona twarz, tajemniczy uśmiech, jakby błądził gdzieś w obłokach w poszukiwaniu czegoś więcej. Od kiedy ksiądz jako młody kapłan pojawił się na naszej ziemi świętokrzyskiej, planował stworzenie dzieł charytatywnych służących wszystkim ludziom potrzebującym. Zawsze najdroższy był mu los ludzi ubogich, dzieci osieroconych, niepełnosprawnych, ludzi w podeszłym wieku i chorych na nieuleczalne choroby.
Pani Malgorzata i jej koledzy pochodzący z tych okolic, których katechizował młody wówczas wikary, dobrze pamiętają, jak ks. Czesław dawał im jakieś upominki i posyłał z posługą do tych właśnie ludzi. Tak kształtowała się wśród ludzi związanych z Sanktuarium , przecież nie tylko pracowników , ale i mieszkańców okolic, szczególnie wrażliwość na potrzeby słabszych. Dlatego plan budowy hospicjum wspierali wszyscy, chociaż ze zwykłą ludzką logiką niewiele miał wspólnego. Brak pieniędzy brak materiałów , chociaż... zdarzały się przypadki niezwykłe.
W czerwcu zeszłego roku wojewoda świętokrzyski Bożena Pałka-Koruba po mszy w sanktuarium poprosiła panią Małgorzatę, żeby ją oprowadziła po terenie. Dotarły do miejsca budowy. Akurat stała. Powód banalny - brak środków. I szefowa województwa wpadła na pomysł, że trzeba opowiedzieć o budowie Annie Bujanowskiej - prezesce firmy „ Budowlani”. Ta zareagowała natychmiast. Na najbliższym zebraniu firmy opowiedziała krótką historię o kałkowskiej budowie. Szybko nadeszła odpowiedź. Firmy na miarę swoich możliwości chcą wesprzeć dzieło księdza materiałami budowlanymi. –
To wspaniały gest - mówi Małgorzata Kowalska
– ze strony tych ludzi, którzy nie stali obojętnie jak większość osób w podobnych wypadkach.
Godność, spokój, bezpieczeństwo
17 stycznia br. hospicjum przyjęło pierwszych chorych. Dziś jest już tam 19 pacjentów. NFZ przyjął ofertę na 20 osób, a zakład już teraz może przyjąć 27. Druga część jest wykończana i będzie przeznaczona dla dzieci. Zdaniem Małgorzaty Radłowskiej, kierowniczki zakładu i współwłaścicielki (razem z mężęm Piotrem) Niepublicznego Specjalistycznego Zakładu Opieki Medycznej Gomed, najlepiej jest, gdy nieuleczalnie chore dzieci dożywają końca swoich dni w rodzinie wspomaganej fachową pomocą. Często jednak jest to niemożliwe. Nie podoła temu wysiłkowi samotna matka, która musi pracować. Czasem dom rodzinny uwłacza podstawowym wymogom higieny, a sama rodzina dysfunkcyjna. Bywa, że mali chorzy żyją w skrajnej nędzy albo rodzice po prostu załamują się w obliczu nieszczęścia. Więc hospicjum dla dzieci jest potrzebne.
Dr Małgorzata nie lubi tej nazwy, bo chorym kojarzy się jednoznacznie , a przecież nie wszyscy są pogodzeni z bliskim kresem , niektórzy wypierają wizję bliskiej śmierci, mówi więc o zakładzie opieki hospicyjno-paliatywnej. To brzmi łagodniej. Ośrodek i pod względem mebli, i aparatury medycznej, jest wyposażony według standardów europejskich. Wszystkie pielęgniarki są wykwalifikowane w zakresie opieki paliatywnej, niektóre mają z tej dziedziny magisterium. Brat Przemek ze wspólnoty Chrystusa cierpiącego - ich dom jest tuż koło sanktuarium - pracuje przy chorych jako opiekun. Nie mogą się go nachwalić. Wie, kiedy należy poprawić pościel , kiedy zażartować , kiedy w milczeniu potrzymać za rękę. Zawsze łagodny - nie widać po nim zmęczenia , chociaż jak wszyscy pracuje w systemie dwunastogodzinnym.
Wolontariusze też chcą pracować przy sanktuaryjnym ośrodku. Tyle że chcą przedtem obejrzeć, więc planują wieloosobowe wycieczki
. – A przecież chorym - mówi dr Raban -
jest potrzebna cisza, spokój i uszanowanie ich godności. Nie można ich traktować jak eksponaty.
Do ośrodka przyjechała kiedyś grupa nie tak znowu młodych wolontariuszek. Wyglądało na to, że wiedzą, o co chodzi. I wszystkie zajmowały się „miłymi” chorymi. Do mężczyzn z krwawiącymi wielkimi guzami nie podeszła żadna.
Świadectwo przeciw eutanazji
Państwo Rabanowie szukali osób chętnych pomóc chorym onkologicznie i ich rodzinom. Z kustoszem świętokrzyskiego sanktuarium spotkali się przypadkowo i od razu się porozumieli. Ksiądz Czesław lubi powtarzać, że w życiu chrześcijanina nie ma przypadków , tylko działanie Opatrzności Bożej.
Aby hospicjum mogło funkcjonować, Rabanowie zaciągnęli kredyt. Nie lubią o tym mówić.
– Ani ksiądz kustosz, ani my – podkreśla dr Małgorzata.
- Nie oglądamy się na nic , tylko robimy to, co robić trzeba. Nie wszyscy to rozumieją albo rozumieć nie chcą. Zwłaszcza zwolennicy PO sarkają. Po co hospicjum na zapadłej wsi i to na kościelnym terenie. Drażni ich ten widoczny znak przeciwko eutanazji.
- Przy sanktuarium - mówi ks. kustosz
- zostało otwarte hospicjum im. św. Ojca Pio uczącego nas, by umieć się troszczyć, pochylić z miłością i dobrością nad każdym człowiekiem cierpiącym , który powoli odchodzi na drugi brzeg wieczności. Pragnę podkreślić, że wsparcie „wdowiego grosza” płynące z polskich serc jest świadectwem piękna polskiej duszy wrażliwej na cierpienia drugiego człowieka. Jestem serdecznie wdzięczny tym wszystkim pracownikom , którzy cierpliwie czekali na uregulowanie swoich należności. Wsparcie płynące z mocy Boga i życzliwości polskich serc uczyniło realnym to, co po ludzku było nie możliwe.
Źródło: niezalezna.pl
Kaja Bogomilska