"Cały czas próbuje się wmawiać opinii publicznej, uspokajać ją, że nic się nie dzieje, że to długa droga, że nic nie jest postanowione, a jednocześnie - kolejne kroki na tej drodze, są dokonywane" - przyznał, odnosząc się do planów zmiany traktatów unijnych, poseł PiS, Radosław Fogiel, na antenie TVP Info.
Wczoraj podczas posiedzenia ministerialnego w Brukseli, Rada UE ds. środowiska przekazała na szczyt UE propozycję zmian traktatowych, przyjętą wcześniej przez Parlament Europejski. Oznacza to, że propozycja została przekazana na wyższy poziom polityczny - przywódców UE - którzy nie są jednak związani żadnymi terminami, jeśli chodzi o zajęcie się tą kwestią.
Jak stwierdził jeden z unijnych biurokratów - "żadne z państw członkowskich rzekomo nie zgłosiło sprzeciwu i nie było dyskusji w tej sprawie". Polska faktycznie miała złożyć deklarację, w której przedstawiłaby zastrzeżenia. "Tu jest jakaś sprzeczność? Coś było przekazane bez dyskusji, albo zostały przekazane zastrzeżenia?" - dopytywał red. Michał Rachoń posła PiS - Radosław Fogla.
"No bo mamy tutaj dwa poziomy. Jeden to ten poziom prawa unijnego i procedur. Drugi - poziom robienia zasłony dymnej i udawania, że cokolwiek się w tej sprawie zrobiło. Rzeczywiście, mówiliśmy bardzo jasno, że to jest okazja, żeby rząd Tuska powiedział, udowodnił, że to, co mówił premier w expose, że nie wchodzą w grę żadne zmiany traktatów - rzeczywiście jest ich obowiązującym planem działania. Projekt porządku obrad przewidywał bezdyskusyjne przekazanie decyzji PE ws. zmian traktatów. Wystarczyło, żeby dowolne państwo zawnioskowało o usunięcie tego punktu z porządku obrad, albo przeprowadzenie dyskusji. Nic takiego rzekomo się nie wydarzyło"
I jak dodał - "można to było zatrzymać".
Dziennikarz, chcąc doprecyzować, zapytał, czy teraz jesteśmy realnie o jeden szczebel bliżej przyjęcia tychże zmian traktatowych.
"Tak. Poruszamy się tak po szczebelku. Najpierw komisja PE, potem decyzja całego PE. Teraz procedura związana z Radą UE, a jednocześnie, cały czas próbuje się wmawiać opinii publicznej, uspokajać ją, że nic się nie dzieje, że to długa droga, że nic nie jest postanowione, a jednocześnie - kolejne kroki na tej drodze, są dokonywane. Teraz mamy do czynienia z tym poziomem piarowym, gdzie Tusk czuje się jak ryba w wodzie, żeby sytuację trochę zaciemnić. Tutaj przydaje im się wrzuta o tzw. deklaracji, która tak naprawdę nie ma żadnej mocy"
Na uwagę dziennikarza, że przecież zarówno Donald Tusk, jak i część jego polityków - również tych zasiadających w strukturach unijnych, rzekomo opowiadają się przeciwko zmianom traktatowym, polityk odparł: "uważamy, że to była taktyczna decyzja w tamtej chwili".
"Głosowało dokładnie tylu polskich polityków wybranych ze wspólnej listy z PO, że to przeszło. Gdyby ci europosłowie Lewicy, Polski 2050, zagłosowali przeciw, to cały proces by upadł. Zagłosowali "za", europosłowie PO taktycznie tego nie zrobili, żeby nie dawać w Polsce paliwa, ale oczywiste jest, że Tusk nie zrobi nic, z czym nie zgodziłaby się Bruksela"
"Obawiam się, że to, na co się Donald Tusk zgadza czy nie zgadza, to tych, którzy tam podejmują decyzje, którzy go wspierali w wyborach, obchodzi to tyle, co zeszłoroczny śnieg" - podsumował.
Zobacz też: