Cel był szczytny. Prace nad konstrukcją trzech nanosatelitów w ramach projektu PIAST rozpoczęły się w 2021 roku. Miał się skończyć konstrukcją pierwszych, stworzonych w Polsce instrumentów narodowego systemu satelitarnej obserwacji Ziemi na potrzeby Sił Zbrojnych RP. Do tej pory z pieniędzy publicznych, głównie MON, zostało wydanych około 70 mln zł. To dofinansowanie, które trafiło do konsorcjum pod przewodnictwem Wojskowej Akademii Technicznej i spółki Creotech Instruments. W ramach realizacji projektu, 28 sierpnia 2025 r. odbyło się huczne otwarcie Centrum Kontroli Misji Satelitarnych oraz prezentacja operacyjnego wykorzystania Segmentu Naziemnego Wojskowej Akademii Technicznej.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
Usterki? Dla MON są dobre
Zamiast rewolucji w polskiej armii i przełomu w rozwoju technologii kosmicznych MON, pod kierownictwem Władysława Kosiniaka – Kamysza, stworzył wehikuł pozwalający wypompować potężne środki ze skarbu państwa na – jak się okazuje – niedopracowany bubel.
Portal Niezależna.pl otrzymał sygnały, że z powodu wielu usterek w konstrukcji, w czasie procesu przygotowania satelitów do wyniesienia, m.in. nie udało się umieścić w nich paliwa. Wyniesienie, realizowane jest przez firmę Space X, zaplanowano na listopad. To kolejny termin, który po cichu był już wielokrotnie zmieniany. Zapytaliśmy służby prasowe MON, dlaczego?
Ministerstwo tłumaczy się, że jest to projekt badawczo – rozwojowy i wobec tego „należy brać pod uwagę ryzyko związane z jego realizacją oraz zmianami w trakcie trwania projektu”. Twierdzi też, że ze względu na „eksperymentalny i pilotażowy” charakter, „naturalnym elementem procesu były również usterki i niedoskonałości systemowe, traktowane jako etapy walidacji i doskonalenia przyjętych rozwiązań technologicznych”.
Żeby było mało, MON nawet się cieszy, że wystąpiły liczne usterki.
W rezultacie, ich wystąpienie podczas realizacji projektu PIAST, pozwala na minimalizację ryzyka przy realizacji kolejnych projektów tego typu, w tym projektu MIKROGLOB – nie kryje satysfakcji resort Kosiniaka – Kamysza.
Zgodnie z pierwotnym założeniem wyniesienie satelitów na orbitę zaplanowano na 2024 rok. Tak się nie stało.
Ze względu na poważne utrudnienia na rynku satelitarnym spowodowanych epidemią Covid oraz wybuchem wojny w Ukrainie (ograniczeniem łańcucha dostaw oraz zwiększonym popytem na rynku wynoszenia) wprowadzono zmiany do umowy, gdzie termin ostatniego etapu badań, w tym wyniesienia satelitów na orbitę, został wydłużony do siedemnastu miesięcy i obecnie graniczny termin wystrzelenia satelitów określony umową przypada na 28 luty 2026 roku. Zaproponowane przez wykonawcę zmiany do umowy zostały zaakceptowane przez przedstawicieli MON delegowanych do nadzorowania projektu i znalazły swoje odzwierciedlenie w aneksie do umowy. Natomiast, faktyczny termin wyniesienia zaplanowano na przełom października i listopada 2025 r., przy wykorzystaniu usług firmy Space X w ramach misji Transporter-15. Misja obecnie zastała zaplanowana na 10 listopada 2025
– poinformowało portal Niezależna.pl MON.
Wykryte usterki w konstrukcji satelitów można było naprawić przed ich wysłaniem w kosmos. Myślicie, że zostały wyeliminowane? Otóż – nie. Resort się tym nie zraża. Oto jego argumentacja:
Metodyka przygotowania misji satelitarnej zakłada szereg weryfikacji (testów, inspekcji, przeglądów oraz analiz), w ramach których wykrywane są potencjalne wady techniczne elementów satelity, które następnie są usuwane lub korygowane. Wszystkie satelity wynoszone w ramach misji typu "rideshare" firmy SpaceX muszą spełniać rygorystyczne standardy techniczne, tak aby pojedyncza misja nie zagroziła całemu transportowi. Zgodnie z informacjami wskazanymi w raporcie okresowym z realizacji projektu, Konsorcjum wykazało, iż podsystem napędowy spełnił rygorystyczne wymagania PBUG (Rideshare Payload User's Guide) firmy SpaceX i satelity zostały dopuszczone do lotu. Z informacji uzyskanych od zespołu nadzorującego projekt wynika, że brak możliwości zatankowania satelitów uniemożliwi przeprowadzenie jednego z testów tj. przetestowanie manewru lotu w formacji.
Zwijanie projektu, wzrost wydatków
Dodatkowo, przez cały okres rozwoju projektu, stosując różne sztuczki, konsekwentnie redukowano założone cele projektu. Bez większego problemu, było akceptowane przez wojsko.
Główną zmianą jaka została wdrożona jest ograniczenie tworzenia formacji złożonej z trzech satelitów (pierwotna wersja) do formacji składającej się z dwóch satelitów (z trzech wystrzeliwanych satelitów). Przedmiotowa zmiana spowodowana była kwestiami ograniczenia kosztów (uzyskanie formacji z trzech satelitów wiązało się z wykorzystaniem tzw. statku matki, który zsynchronizowałby uwalnianie satelitów na orbicie) oraz złożoną naturą techniczną podtrzymania formacji złożonych z trzech satelitów
– tłumaczy się resort.
Byłoby logiczne, gdyby znaczne ograniczenie pierwotnego projektu skutkowało ograniczeniem finansowania. Nie w uniwersum MON Kosiniaka – Kamysza. Tu nie obowiązuje logika, a czasoprzestrzeń ulega zakrzywieniu.
Pierwotnie zakładana kwota wynosiła ok. 62 mln zł, gdzie koszt całego projektu wynosił ok. 70 mln zł z uwzględnieniem wkładu własnego Konsorcjum. Obecnie kwota dofinansowania znajduje się na poziomie ok. 68 mln zł, ponieważ w trakcie realizacji Konsorcjum zwróciło się o zwiększenie finansowania o kwotę ok. 6 mln zł. Konsorcjum umotywowało zwiększenie kwoty szczegółowymi wskazaniami dotyczącymi wzrostu kosztów w ciągu trwania projektu. Umotywowany wniosek o zwiększenie kwoty dofinansowania projektu został pozytywnie zaopiniowany zarówno przez ekspertów z MON oraz ekspertów z NCBR i został zatwierdzony podpisaniem stosownego aneksu do umowy
– informuje MON.
Oko Orła
Firma Creotech Instruments odpowiada jeszcze za jeden „udany”, satelitarny projekt.
W sierpniu 2024 roku na pokładzie rakiety Falcon-9 firmy SpaceX na niską orbitę okołoziemską wleciał satelita EagleEye - pozwolić na obserwacje Ziemi dobrą rozdzielczością.
Jak się jednak okazało, polski satelita zaczął borykać się z "istotnymi problemami", o czym poinformowała spółka Creotech Instrument S.A. Jak przekazywała "po okresie stabilnej pracy orbitalnej satelity", w trakcie której przeprowadzono podstawowe testy „większości” podsystemów, zostały zidentyfikowane "istotne problemy z łącznością dwustronną z satelitą”.
Do tej pory nie udało nawiązać się z nim połączenia i pewnie się już nie uda. Satelita bez komunikacji to nic więcej jak śmieć kosmiczny. Tu MON umywa ręce. Tłumaczy, że projekt EagleEye nie jest finansowany i nadzorowany przez resort, tylko przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.
Mimo takiej porażki, w grudniu zeszłego roku MON podpisał umowę na dostawę satelitów Mikroglob, która ma korzystać z tej samej technologii, co EagleEye
Poznajmy argumentację MON.
Zarówno projekt PIAST, jaki i projekt EageEye są projektami badawczo-rozwojowymi, które mają zapewnić zbudowanie w Polsce know-how i zdolności technologicznych do dostarczania gotowych rozwiązań i produktów satelitarnych. Realizacja takich projektów obniża ryzyko w pozyskiwaniu sprzętu wojskowego od polskich dostawców, na polskim rynku, buduje polskie kompetencje i zdolności przemysłowe. Natomiast umowa na projekt MIKROGLOB (Satelitarny System Obserwacji Ziemi (SSOZ) MIKROGLOB) została podpisana przez Agencję Uzbrojenia w odpowiedzi na wymagania operacyjne SZ RP w obszarze zdolności do rozpoznania i obserwacji Ziemi i obejmuje pozyskanie konstelacji optoelektronicznych satelitów klasy mikro (projekt PIAST to satelity klasy nano) i jest finansowana ze środków KPO. Ponadto, korzystanie z tej samej technologii (sensory optoelektroniczne) nie oznacza, iż systemy dostarczają te same zdolności i na tym samym poziomie szczegółowości
I na koniec – i to zapewne jest kosmiczny zbieg okoliczności. Grzegorz Brona - prezes Creotech i gen. Marcin Górka - pełnomocnik ministra ON ds. kosmosu, to znajomi. Pracowali razem w POLSA - jeden jako prezes, drugi jako jego zastępca.
Czy za zmarnowanie środków publicznych idących w miliony złotych spowodowane brakiem właściwego nadzoru nad projektem PIAST ze strony MON ktoś odpowie? Sprawą zajmie się prokuratura? Prędzej pewnie nastąpi, wbrew prawom astrofizyki, zatrzymanie ekspansji Wszechświata albo dojdzie do przekroczenia prędkości światła w próżni.