Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Doprowadził Polskę na skraj bankructwa. Będą nas spłacać prawnuki

Sytuacja polskich finansów publicznych stała się dramatyczna. Ostatnie dni potwierdziły oczekiwane od miesięcy przez większość ekonomistów faktyczne przyznanie się rządu do nadchodzącej katastrofy budżetowej – pisze „Gazeta Polska”.

Maciej Śmiarowski/KPRM
Maciej Śmiarowski/KPRM
Sytuacja polskich finansów publicznych stała się dramatyczna. Ostatnie dni potwierdziły oczekiwane od miesięcy przez większość ekonomistów faktyczne przyznanie się rządu do nadchodzącej katastrofy budżetowej – pisze „Gazeta Polska”.

Gdy dochody z podatków okazały się znacznie mniejsze od zaplanowanych, rząd ogłosił rychłą nowelizację budżetu. Tegoroczny deficyt ma zostać zwiększony o kolejne 16 mld zł (zatem do poziomu ponad 51 mld), a wydatki obcięte o 8,5 mld zł. Ponadto zapowiedziana nowelizacja ustawy o finansach publicznych zawieszałaby w tym i 2014 r. działanie 50-proc. progu ostrożnościowego (relację długu publicznego do PKB), a także reguły wydatkowej (wydatki mogą rosnąć nie więcej niż wysokość inflacji plus 1 proc.).

– Kryzys strefy euro okazał się bardziej długotrwały, niż się spodziewaliśmy – próbował tłumaczyć dziennikarzom po posiedzeniu rządu minister Rostowski. – Wobec tego na potrzeby ożywienia polskiej gospodarki decydujemy się dzisiaj na bardzo silny impuls stymulacyjny, który poprzez zwiększenie deficytu bieżącego zasili polską gospodarkę o ok. 1 proc. PKB. Kluczową rolę odegrają oszczędności wygospodarowane przez poszczególne resorty, stanowiące ok. 0,5 proc. PKB – dodał.

Rostowski stracił panowanie nad systemem

Co kryje się za tymi liczbami? Pytani przez „Gazetę Polską” politycy i ekonomiści nie mają złudzeń, że finanse publiczne znalazły się w dramatycznym stanie. Środowiska pracodawców dodają, że ostatnie działania rządu obliczone są jedynie na bieżące łatanie dziury budżetowej, a finanse publiczne wciąż czekają na gruntowną reformę. Suchej nitki na rządzie nie zostawia poseł Zbigniew Kuźmiuk (PiS): – Mówiąc o jakiejś „stymulacji” budżetowej, Rostowski kłamie w żywe oczy. Tnie wydatki na 8,5 mld zł. A przecież powiększenie deficytu oznacza, że te wydatki zaplanowane finansuje nie z dochodów podatkowych, tylko ze zwiększonego deficytu. O jakiej więc stymulacji mowa? 

Zdaniem Kuźmiuka sytuacja polskich finansów staje się coraz bardziej dramatyczna. – Ujawniono nam chyba tylko czubek góry lodowej. W rzeczywistości wszystko wygląda jeszcze gorzej. Brakuje łącznie 30 mld zł. W czerwcu NBP wpłacił bowiem do budżetu 5,3 mld zł z zysku za ub.r. A to nie było planowane. Gdyby więc tego zysku nie było, należałoby mówić o 30-miliardowej dziurze budżetowej. 

Poseł przypomniał także, że wszystkie dochody podatkowe na cały br. miały wynieść ok. 270 mld zł. – Jeśli więc po upływie pół roku minister finansów myli się o 30 mld zł, tj. o 11 proc., to znaczy, że w ogóle nie panuje nad systemem podatkowym. Ponadto, jeśli mamy spowolnienie gospodarcze, a wpływy z podatku VAT są po I połowie br. niższe o blisko 10 proc. niż w tym samym okresie ub.r., to oznacza, że został zniszczony system VAT – ocenia Kuźmiuk. 

Koncepcja budżetu „otwartego”

Według posła Pawła Szałamachy (PiS), b. wiceministra skarbu, rząd zwlekał z podjęciem decyzji o nowelizacji budżetu do zakończenia ostatniej konwencji PO, żeby nie obniżać szans na umocnienie pozycji premiera w jego partii. Pęka mit ekipy politycznej, która zna się na gospodarce. Był to zapewne jeden z powodów, dla którego część wyborców PO, przekonana, że ma do czynienia z technokratyczną, zdroworozsądkową ekipą, partię tę popierała. Tymczasem nastąpił jej spektakularny upadek. W powiązaniu z uchyleniem skutków obowiązywania tzw. pierwszego progu ostrożnościowego pokazuje to, że realizowana jest koncepcja budżetu „otwartego” – mówi Szałamacha. Świadczy o tym m.in. ogromna, ponadplanowa emisja obligacji państwowych w I połowie br. Z zaplanowanych na cały rok 25,5 mld zł z tego tytułu uzyskano na koniec czerwca 44,3 mld zł. – Zatem zaliczkowo, po cichu, jeszcze przed ogłoszeniem nowelizacji budżetu, rząd zwiększał deficyt – dodaje. 

Zdaniem Pawła Cymcyka, menedżera komunikacji inwestycyjnej w ING TFI, już od marca było widać, że tegoroczny budżet nie ma szans się spiąć. Że nie pomoże wypłata dywidend ze spółek skarbu państwa ani zysku NBP. – Wybrano wyjście, w którym trochę zwiększy się deficyt i zmniejszą wydatki – zauważa Cymcyk. 

Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”

 



Źródło: Gazeta Polska

Maciej Pawlak