Plastikowe nakrętki, worki foliowe, folia aluminiowa i tekstylia zamiast czystej makulatury – tak wyglądał ładunek zatrzymany na byłym przejściu granicznym w Świecku. Ciężarówka jadąca z Niemiec oficjalnie wiozła papier i tekturę do województwa mazowieckiego. Kontrola funkcjonariuszy Krajowej Administracji Skarbowej ujawniła jednak oszustwo. Okazało się, że to nielegalne śmieci zza naszej zachodniej granicy.
Kulisy sprawy ujawnił lokalny portal eOstroleka.pl - bo to właśnie do Ostrołęki zmierzał ten transport.
Polska zalewana nielegalnymi śmieciami z Niemiec
Funkcjonariusze postanowili przyjrzeć się bliżej transportowi zgłoszonemu w systemie. Deklaracja była jasna: papier i tektura. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Rewizja naczepy nie pozostawiła złudzeń. Zamiast segregowanych odpadów papierniczych, inspektorzy znaleźli mieszaninę różnorodnych śmieci.
Co gorsza, kierowca nie dysponował odpowiednimi dokumentami uprawniającymi do przewozu tego rodzaju ładunku. Na miejsce natychmiast wezwano Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska, który jednoznacznie stwierdził nielegalny charakter transportu.
Sprawę przejął Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. Miejscem docelowym miała być firma działająca w Ostrołęce. I tu pojawia się niepokojący schemat. Okazuje się, że łącznie w ciągu roku tylko w to jedno miejsce próbowano nielegalnie dostarczyć ponad 141 ton śmieci. Wszystkie transporty zostały uznane za niezgodne z rozporządzeniem Unii Europejskiej dotyczącym przemieszczania odpadów.
Zgodnie z europejskimi regulacjami, nielegalne odpady muszą wrócić do kraju pochodzenia na koszt podmiotu odpowiedzialnego za ich wysyłkę. W tym przypadku winę ponosi firma niemiecka, która zorganizowała transport. GIOŚ oficjalnie zawiadomił właściwy organ po stronie niemieckiej i zażądał podjęcia działań gwarantujących zwrot nielegalnego ładunku. Wszystkie poprzednie transporty również zostały odesłane do Niemiec.
Sprawa zatrzymanego transportu to kolejny dowód na to, że Polska wciąż boryka się z problemem nielegalnego importu śmieci z krajów Europy Zachodniej. Choć przepisy są jasne, proceder trwa.