Liczne incydenty na wiecach wyborczych Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) kanclerz Angeli Merkel nie powinny mieć wpływu na końcowy wynik partii, uznawanej za faworyta w niedzielnych wyborach. Mało osób wierzy w to, że socjaldemokraci kierowani przez Martina Schulza będą w stanie zagrozić chadekom. Na polityczne podium w parlamencie spore szanse ma za to antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec – mówi w rozmowie z „Codzienną” dr Agnieszka Łada, dyrektor Programu Europejskiego w Instytucie Spraw Publicznych (ISP) w Warszawie.
W najbliższą niedzielę odbędą się w Niemczech wybory do Bundestagu. Ostatnie przedwyborcze sondaże wskazują na zwycięstwo Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) kanclerz Angeli Merkel, choć przewaga nad drugą w notowaniach Socjaldemokratyczną Partią Niemiec (SPD) systematycznie spada. Czy mimo to chadecy mogą być pewni swego w niedzielę?
Chadecy mogą być pewni, że będą najsilniejszą partią. Nie mogą jednak być pewni liczby zdobytych głosów – czy osiągną przedstawiane w sondażach 39 proc., czy raczej tylko 35 proc. Z tym wiąże się też pytanie, z jaką przewagą zwyciężą nad socjaldemokracją. Zwłaszcza jeśli miałby powstać koalicyjny rząd CDU/CSU-SPD. Im mniejsza przewaga, tym chadecji będzie trudniej w negocjacjach koalicyjnych.
W czasie kampanii wyborczej głośno było o incydentach na wiecach wyborczych partii CDU. W ich trakcie demonstranci nawoływali kanclerz Merkel do dymisji. Na wiecu w Heidelbergu w stronę szefowej niemieckiego rządu poleciały nawet pomidory. Czy wydarzenia te mogą w jakiś sposób wpłynąć na ostateczny podział głosów w wyborach?
Takie incydenty mogą mieć jedynie niewielki wpływ, głównie na te grupy wyborców, które ogólnie nie są nastawione negatywnie do partii CDU i Angeli Merkel, ale nie były do końca przekonane, czy na nią zagłosować. Po takich incydentach mogą stwierdzić, że właśnie to zrobią, w ramach sprzeciwu wobec agresywności jej oponentów. Natomiast ci, którzy jednoznacznie sprzeciwiają się polityce Angeli Merkel, i tak na nią nie postawią, niezależnie od okoliczności.
Swojej szansy na wygraną w niedzielę upatrują również socjaldemokraci. Kilka dni temu pojawiły się informacje, że po wyborach SPD gotowa jest na utworzenie koalicji z Lewicą. To z kolei wywołało duży niepokój Angeli Merkel, która zażądała od szefa SPD Martina Schulza wykluczenia takiej możliwości.
Martin Schulz musi do ostatniej chwili pokazywać, że idzie po zwycięstwo, ale nikt nie wierzy, że SPD wygra te wybory. W związku z tym nie będzie też liderem koalicji rządowej, czyli nie ma realnych szans na sojusz z Lewicą. Natomiast CDU od zawsze profiluje się wobec SPD m.in. z hasłem, że Lewica nie jest partią na tyle poważną, aby mogła być brana pod uwagę jako koalicjant. A socjaldemokracja oficjalnie nie wyklucza jej jako teoretycznego koalicyjnego partnera.
Sporą niewiadomą, wręcz zagadką jest dla wielu ekspertów wynik wyborczy Alternatywy dla Niemiec. Przewiduje się, że antyimigrancka partia może urwać kilkanaście procent wyborców, zarówno z obozu chadeków, jak i socjaldemokratów. Niektórzy z ekspertów już nazywają AfD trzecią siłą w Bundestagu.
Sondaże pokazują, że AfD może uzyskać dwucyfrowy wynik – dają jej od 9 do 12 proc., co może faktycznie pozwolić jej być trzecią siłą w Bundestagu. Tego typu partie – partie protestu są też często w sondażach niedoszacowane, bo nie wszyscy pytani przyznają się, że zagłosują na to ugrupowanie. Czyli w rzeczywistości Alternatywa dla Niemiec może się okazać nawet silniejsza.
Reformy w systemie migracji były gorącym tematem przedwyborczej kampanii. Do ich wprowadzenia nawołuje m.in. Partia Wolnych Demokratów (FDP), która nie wyklucza ewentualnej koalicji z CDU, ale właśnie za cenę zmian w przyjmowaniu imigrantów.
O reformach w systemie przyjmowania i integracji migrantów mówią wszyscy. Z jednej strony Niemcy potrzebują rąk do pracy, z drugiej muszą też uregulować zasady, na jakich będą pozwalali na osiedlanie się migrantów. Pomiędzy chadekami i liberałami nie ma aż tak wielkich różnic w podejściu do tematu. Z pewnością w negocjacjach koalicyjnych będzie to jednak istotna kwestia.
Czy po niedzielnych wyborach do Bundestagu można się spodziewać rewizji niemieckiej polityki względem Polski?
Nie. Niemcy są i będą otwarte na Polskę. Wszystkim partiom, które mają szansę wejść do koalicji rządowej, zależy na dobrych relacjach z Polską, widzą w niej ważnego partnera. Zwłaszcza Angela Merkel liczy na dobrą współpracę w umacnianiu Unii Europejskiej. A to właśnie reformy UE będą tematem, którym po wyborach z pewnością zajmie się niemiecki rząd. Polskie inicjatywy, konstruktywne pomysły na wspólne działanie w Unii Europejskiej, otwartość na rozmowy byłyby pożądane.
Cały wywiad w weekendowej "Gazecie Polskiej Codziennie"