- Każdy dokument można zahamować, zatrzymać, odwrócić albo wyrzucić do kosza. Jestem w tym absolutnie wiarygodna ponieważ odwracałam pewne procesy w edukacji - mówi portalowi Niezalezna.pl eurodeputowana PiS Anna Zalewska.
Za nami kampania wyborcza do Europarlamentu. Dziwna. Wydawało się, że zdominuje ją temat Zielonego ładu. Tak się nie stało?
Rzeczywiście nie dyskutuje się o Zielonym Ładzie. Nie robiło się debat "jedynek". Schowano temat paktu migracyjnego oraz centralizacji Unii Europejskiej. To trzy dokumenty, które będą stanowiły o suwerenności Polski i o tym, jak będzie wyglądała UE. To jest celowy zabieg po to, żeby Polacy nie dyskutowali i dalej głosowali na Koalicję Obywatelską, która jest przecież za większość tych dokumentów odpowiedzialna. Nawet jeżeli przed wyborami trochę inaczej głosowała, to wcześnie bezwzględnie akceptowała tendencje prowadzące do takich zapisów w tych dokumentach.
Dlaczego KO uciekła od tej debaty?
To oznacza, że mają zamiary dokładnie odwrotne od tych, które głoszą teraz przed wyborami. Premier Francji właściwie potwierdził wszystkie nasze domysły, że mamy do czynienia z socjotechnicznym zabiegiem. Na końcówce Polska sprzeciwiła się w głosowaniu pakietowi migracyjnemu.
Okazało się, że to wszystko było dogadane, ukartowane, a Europa Środkowa i Wschodnia się faktycznie zgodziła. Zagłosowała "nie", gdy już było wiadomo, że wszystko przejdzie. Podobnie w wypadku Zielonego Ładu, gdzie odbyły się głosowania nad kilkudziesięcioma dokumentami i wszyscy - Platforma, Lewica i Róża Thun, która jest teraz w Polsce 2050 - głosowali "za". Podobnie w przypadku dokumentu dotyczącego centralizacji. Tego dokumentu by nie było, gdyby nie poparcie Polaków startujących z Platformy Obywatelskiej, Róży Thun i Lewicy. Wszystkie te strategie są przygotowane do realizacji. Politycy wiedzą jednak, że nie ma akceptacji społecznej dla tych projektów więc jesteśmy teraz oszukiwani. Szczególnie przez Donalda Tuska, który ukrywając te tematy, chce zrobić jak najlepszy wynik.
Jak oceni Pani świadomość zagrożenia wśród Europejczyków? Była Pani na dużym proteście rolników w Brukseli.
Było kilka tysięcy rolników z różnych krajów. Na proteście zjawiło się niewielu Niemców, ale oni mają kłopoty w związku z powodziami, które nawiedziły ten kraj. Ci, którzy przyjechali do Brukseli, i ci, którzy rozmawiali z Jarosławem Kaczyńskim, mają bezwzględną świadomość zagrożenia. To jest nie tylko kwestia wspólnej polityki rolnej, która była i jest "zielona", ale tego, że u nich w ich domach, ich gospodarstwach, ich pojazdach skupią się wszystkie inne dokumenty. On najboleśniej poniosą konsekwencje Zielonego Ładu. Łącznie z dyrektywą budynkową, podatkami od tego, czym będą ogrzewać domy i tankować samochody. Oni mają świadomość. Na szczęście się nie poddają i chcą przypomnieć przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, że to jest ważne.
Czy jest możliwość powstrzymania Zielonego Ładu?
Jest. To są po prostu dokumenty. Rezolucja. Prawo klimatyczne. Dyrektywy i rozporządzenia. Każdy dokument można zahamować, zatrzymać, odwrócić albo wyrzucić do kosza. Jestem w tym absolutnie wiarygodna, ponieważ odwracałam pewne procesy w edukacji. Oddałam wolność rodzicom w sprawie decyzji dotyczącej edukacji sześciolatków. Przekształciliśmy też gimnazja. To pokazuje, że wszystko jest możliwe. Najłatwiej będzie, jeżeli będziemy wspólnie w grupie, bez której nie będzie można stanowić większości. Bo Konserwatyści, nazywani najczęściej teraz pragmatykami, rosną w siłę. Za moment dowiemy się, jak bardzo urośli. Wszystko wskazuje jednak na to, że bez nas nie będzie można powołać prezydium czy też przewodniczącego komisji i składu komisji. Na pewno mielibyśmy wpływ, poprzez większość w Parlamencie Europejskim, do głosowania nad poszczególnymi dokumentami, czyli w praktyce do odwracania tych dokumentów. Oczywiście możemy mówić, że to idealny scenariusz. Mniej idealny, ale prawdopodobny jest taki, że Europejczycy – o ile teraz tego nie zrobią – to odwrócą się od struktur UE. Przedsmak mamy w proteście rolników.
Przed wyborami nie ma żadnego zwolennika Zielonego Ładu. Brylują jednak Ludowcy, którzy są przeciwko, ale jednocześnie mają w swoich szeregach - w Trzeciej Drodze - Różę Thun, której wsparcia udziela Janina Ochojska. Jak ocenić wiarygodność słów Władysława Kosiniaka-Kamysza czy innych polityków tej formacji?
Nie są wiarygodni. Za każdym razem, gdy dyskutuję w różnych miejscach o Zielonym Ładzie, to zapraszam Różę Thun do debaty. Nie pojawia się ona nigdy. Dyskutuje jednak w mediach, gdzie może swobodnie głosić swoją czerwono-zieloną propagandę. PSL na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie udaje, że jest inaczej, ale są skrajnie niewiarygodni. Zresztą oni głosowali "za". Za rezolucją dotyczącą Zielonego Ładu. My byliśmy przeciwko. Byli też za prawem klimatycznym, za ETS-em, za rozporządzeniami z pakietu „Fit for 55”. Naprawdę to są dowody. My je przedstawialiśmy. Dopiero na kilka miesięcy przed wyborami zaczęli mydlić oczy wyborcom i głosowali tak jak PiS. Tylko po to, aby wzmocnić narrację o łagodzeniu negatywnych skutków.
To pustosłowie. Podajmy przykład pakietu migracyjnego. Mamy tam gotowe rozporządzenia do zastosowania wprost. Nie można go za bardzo zmienić, ale ani PSL, ani PO nie przygotowało nawet projektu zmian. Z polityką migracyjną rząd Tuska sobie nie radzi. Widzimy to na granicy polsko-białoruskiej. Ale nie radzą sobie też na granicy polsko-niemieckiej. Tam też mamy już przymusową relokację. Niemcy nie wpuszczają migrantów, a ściana zachodnia nie ma wystarczającej liczby funkcjonariuszy Policji i Straży Granicznej, która by monitorowała zjawisko. Dlatego już np. migranci zaczynają stanowić problem dla działkowców. Pojawiają się w altanach, bo nie mogą przedostać się do Niemiec.
Z naszej rozmowy wychodzi, że 9 czerwca podejmiemy kluczową decyzję dla naszej przyszłości
Bezwzględnie. Polacy pokazali, że potrafią się mobilizować. Mimo medialnej ciszy wokół kluczowych tematów mam nieodparte wrażenie, że informacje do nich trafiają. Polacy muszą pamiętać, że 80 proc. przepisów stanowionych w Unii Europejskiej dotyka ich bezpośrednio. Przychodzą i zaczynają wchodzić w życie takie dokumenty, które mają ich ograniczyć w prywatności i we własności. Które będą nakazami, zakazami, karami i dodatkowymi podatkami. Myślę, że to powinno najbardziej przemówić, że jeżeli nie powiedzą stop, to będą boleśnie odczuwać niekorzystne zmiany we własnej kieszeni.