- Kraje Zachodu, które rządza UE, boją się wpływu państw Europy Wschodniej i odbierają im władzę. Po 2004 r. mieliśmy wprowadzenie systemu lizbońskiego, podwójnej większości, która wzmocniła państwa mocne, a osłabiła słabe. Teraz chce pójść się tą samą droga. "Chcecie Ukrainę i inne państwa, to zgodzimy się ale pod warunkiem, że dacie nam więcej władzy. My musimy mieć nad tym kontrolę" - powiedział w rozmowie z Katarzyną Gójską w programie "W punkt" prof. Ryszard Legutko, europoseł, współprzewodniczący frakcji Europejskiej Konserwatystów i Reformatorów.
Niemcy, które przed wakacjami sprzeciwiły się projektowi unijnego tzw. rozporządzenia kryzysowego, zmieniły stanowisko. To rozporządzenie jest kluczowym elementem pakietu migracyjno-azylowego, który zakłada wybór między relokacją migrantów albo zapłatą ekwiwalentu finansowego. Zmiana stanowiska Niemiec odblokuje prace nad pakietem w Parlamencie Europejskim. Europejska Partia Ludowa, na czele z Manfredem Weberem, zaapelowała do Parlamentu Europejskiego o przyspieszenie prac nad paktem.
Skąd to przyspieszenie? Prof. Ryszard Legutko stwierdził, że znaczenie może mieć "czynnik polskich wyborów, atak na Polskę z zewnątrz i od wewnątrz'.
- Tu pakt migracyjny jest bardzo dobrą bronią, przynajmniej za taką jest uznawany. Pojawiły się informacje, że jakaś niebywała ilość imigrantów nielegalnych, albo z lewą wizą z Polski przekracza granicę niemiecką i być może ta granica będzie zamknięta, wprowadzone zostaną kontrole graniczne. PE ruszył, EPL zgłosiła wniosek o debatę i dalszy ruch w tej sprawie to relokacja - powiedział eurodeputowany.
Prof. Legutko stwierdził, że od początku było wiadome, że nie będzie żadnych zwolnień lub ulg z przyjmowania zawartych w pakcie "kwot" migrantów przez państwa członkowskiego. Opozycja w Polsce twierdziła, że liczba przyjętych przez Polskę ukraińskich uchodźców pozwoli znieść zawarty w pakcie migracyjnym obowiązek przyjęcia nielegalnych imigrantów.
- Unia Europejska goni w piętkę, jeśli chodzi o migrację, nie jest w stanie żadnego racjonalnego pomysłu wprowadzić. Relokacja to problem kompletnie absurdalny, to program krótkoterminowy, nawet nie rozwiązuje sytuacji, to próba jakiegoś przystopowania sytuacji z przeszłości, bo przecież imigranci wciąż przypływają. Ciekawe jest współdziałanie z jednej strony dość paskudnego biznesu przemytu ludzi, bardzo lukratywnego, który rozkwita i jest napędzany, z drugiej - to głupia polityka UE i rozmaitych organizacji pozarządowych, które niezwykle się uaktywniły i przenoszą migrantów do Włoch przy otwartym poparciu władz niemieckich i kanclerza Scholza. Jeśli tak będziemy rozwiązywać kwestię migracji, to jej nigdy nie rozwiążemy. Skończy się tym, że Europa pod względem demograficznym będzie przypominać Afrykę czy Bliski Wschód w ciągu najbliższych 10-15 lat. To chore, co się dzieje
Zniesienie prawa weta w 65 przypadkach, przejęcie kompetencji państw członkowskich w kluczowych kwestiach, wprowadzenie obowiązkowego euro i de facto uczynienie z Unii Europejskiej superpaństwa - to kształt UE, jaki rysuje się w planowanej reformie unijnych traktatów.
- Niektórzy twierdzą, że to radosna twórczość UE, ale ja się nie zgadzam. PE to już instytucja groźna i podsuwa czasem rozwiązania niedobre, szkodliwe. Kłamliwe jest to, że mówi się o wzroście polityki wspólnotowej, że będziemy "roztrząsać sprawy wspólnie, a nie egoistycznie". Te zmiany idą w tym kierunku, że najsilniejsze kraje będą miały najwięcej do powiedzenia, a kraje najsłabsze będą miały do powiedzenia jeszcze mniej. Kraje, które dzisiaj rządzą UE, to są te kraje, które doprowadziły UE do takiego stanu, w jakim jest, z kryzysami, niemożnością rozwiązania problemów, ideologią, nieskutecznością i teraz chcą jeszcze więcej władzy
Dodał, że zdumiewające jest to, że niektóre rządy godzą się na takie rozwiązania. - Czytałem niedawno list kilku szefów MSZ, popierający usunięcie weta. Ten list był podpisany m.in. przez MSZ Rumunii i Słowenii. To małe kraje w UE, które mają niewiele do powiedzenia na forum unijnym, a będą miały jeszcze mniej. To pokazuje, że są partie rządzące w krajach, które do tego rządzą. W Polsce mamy też partie, które dążą do tego, żeby Polska była rządzona przez obce podmioty, by Polacy mieli mniej do powiedzenia we własnym kraju, a nie więcej - zaznaczył.
Zdaniem europosła, każdemu rozszerzeniu UE od 2004 r. towarzyszy ograniczenie jednomyślności.
- Kraje Zachodu, które rządzą UE, boją się wpływu państw Europy Wschodniej i odbierają im władzę. Po 2004 r. mieliśmy odejście od systemu nicejskiego i wprowadzenie systemu lizbońskiego, podwójnej większości, która wzmocniła państwa mocne, a osłabiła słabe. Teraz chce pójść się tą samą droga. "Chcecie Ukrainę i inne państwa, to zgodzimy się ale pod warunkiem, że dacie nam więcej władzy. My musimy mieć nad tym kontrolę". To nie chodzi o żadne szybkie działanie, bo nigdy go nie ma, chodzi o to, by mieć więcej władzy i tak trzeba na to patrzeć i trzeba bronić zasady jednomyślności, która i tak jest mocno ograniczona
Analizując zawirowania wokół relacji polsko-ukraińskich i zbliżenie Ukrainy i Niemiec, eurodeputowany stwierdził, że gry wokół Ukrainy toczyły się od samego początku wojny, a znakiem tego mogło być wciągnięcie partii Wołodymyra Zełenskiego do partii europejskiej Renew Europe.
- Nasza polityka dość szybko stała się czytelna dla rządzących UE i się przestraszyli. Sojusz polsko-ukraińsko-bałtycki to jest poważne zagrożenie dla grupy trzymającej władzę w UE. O wojnie wiedzą oni niewiele, a cierpienia narodu ukraińskiego obchodzą ich jeszcze mniej, to rozpoczęła się ta gra, bo celem późniejszym jest wyeliminowanie wszystkich rządów, mogących zagrozić "grupie trzymającej władzę" - dodał.