– Wróg jest zidentyfikowany – to jest „Zachód, który zaatakował Rosję przy pomocy Ukrainy”. I nie sądzę, żeby wymyślali cokolwiek nowego, natomiast szyki trochę psuje im ISIS – ocenił w rozmowie z Niezalezna.pl były ambasador RP w Rosji prof. Włodzimierz Marciniak, komentując dzisiejsze wystąpienie Władimira Putina dotyczące terrorystycznego ataku w Krasnogorsku, oparte na dotychczasowych ustaleniach rosyjskich służb.
Władimir Putin wygłosił dziś po południu specjalne oświadczenie, w którym powołał się na ustalenia Federalnej Służby Bezpieczeństwa, dotyczące wczorajszego zamachu terrorystycznego w Krasnogorsku. Rosyjski prezydent poinformował o zatrzymaniu w związku z zamachem 11 osób oraz czterech bezpośrednich sprawców, którzy – jak stwierdził – „próbowali się ukryć i poruszali się w kierunku Ukrainy”, gdzie „według wstępnych ustaleń” miało być dla nich „przygotowane okno do przekroczenia granicy po stronie ukraińskiej”.
Do przeprowadzenia zamachu przyznało się Państwo Islamskie, a według nieoficjalnych ustaleń jego wykonawcami mieli być obywatele Tadżykistanu, jednak narracja prowadzona przez rosyjskie władze wyraźnie zmierza do obciążenia odpowiedzialnością za tragedię Ukrainy.
Były ambasador RP w Rosji Włodzimierz Marciniak, którego poprosiliśmy o komentarz, zwrócił uwagę, że „przez wiele godzin po zamachu brak było wyraźnej informacyjnej reakcji rosyjskich władz”. – Rosyjskie telewizje w pierwszych godzinach albo w ogóle nie informowały o zdarzeniu, albo bardzo fragmentarycznie. Nie odwołano w piątkowy wieczór też żadnych programów rozrywkowych, co świadczy o tym, że media nie miały żadnej instrukcji, a ich szefowie niczego nie zrobią, jak nie mają instrukcji, więc na wszelki wypadek nie robiono niczego – zauważył nasz rozmówca.
Wskazał też na opieszałość policji, która na miejscu zdarzenia „zjawiła się bardzo późno”, co w jego opinii może świadczyć o „zaskoczeniu” władz rosyjskich.
- W mediach były sygnały, że jest nagrane wystąpienie Putina i kilkukrotnie pojawiał się komunikat, że zostanie ono nadane, ale było to ciągle odkładane. To znaczy, że na tym szczeblu nie było też wersji wydarzeń
- ocenił dyplomata.
Przyznał, że dzisiejsze oświadczenie rosyjskiego prezydenta „idzie w ślad za komunikatem FSB”, ale nie było w nim „oskarżenia wprost Ukrainy, tylko danie do zrozumienia, że oni (terroryści) mieli jakieś związki z Ukrainą”. – Nie można wykluczyć, że tego nie zrobią w najbliższym czasie, ale na razie to nie nastąpiło – dodał.
- Rosjanie zawsze oskarżają Ukrainę. Cokolwiek by się wydarzyło, czy to drony, czy zamach na Darję Duginą, czy blogera Tatarskiego [Władena-red.], to od razu wskazują na Ukrainę. Ale tutaj tak wprost jeszcze tego nie robią, a o zatrzymanych sprawcach wiemy tylko tyle, że są to obywatele Rosji
- zauważył, dodając, że Tadżycy, o których mowa w nieoficjalnych doniesieniach o zatrzymaniu sprawców zamachu mogą być jednocześnie obywatelami Federacji Rosyjskiej.
Przyznał, że dotychczas obraz sytuacji „jest niezbyt jasny”, a wystąpienie Putina uznał za „charakterystyczne, ponieważ Putin na ogół zawsze unika szybkiego występowania w kontekście wydarzeń tragicznych”. – Od katastrofy okrętu podwodnego Kursk, on znika z przestrzeni publicznej i gdy sytuacja się – że tak powiem – wyjaśni, to dopiero on się wypowiada. Tutaj sytuacja się nie wyjaśniła, a on się wypowiedział. Widocznie był jakiś przymus sytuacyjny, że nie może milczeć, że to jest zbyt dramatyczne i zbyt wstrząsające dla Rosjan wydarzenie – ocenił Włodzimierz Marciniak.
- Wiemy, że są jakieś reakcje społeczne. Powstają miejsca, w których ludzie składają spontanicznie kwiaty, zabawki. Podobno dużo osób się zgłasza, żeby oddawać krew, a więc jest pewne poruszenie społeczne. To na Rosjanach zrobiło wrażenie i władze mogą to wykorzystać do mobilizacji wojennej społeczeństwa. To może ułatwić przeprowadzenie kolejnej fali mobilizacji
- tłumaczył.
Marciniak zwrócił uwagą na możliwość wykorzystania przez Kreml komunikatu ambasady USA z dnia 7 marca, który mówił o możliwości przeprowadzenia ataku terrorystycznego podczas imprezy masowej w Moskwie. - Amerykanie już wtedy tak to zagrożenie identyfikowali, wiążąc je z ISIS i mieli na myśli jakieś konkretne wydarzenia w ciągu kilku najbliższych dni po 7 marca. I to się wtedy nie wydarzyło – zauważył.
- Reakcja rosyjska była dwojaka, bo po pierwsze oskarżyli Amerykanów o prowokację oraz że próbują oni destabilizować sytuację w Rosji. Ale FSB niedługo po tym zameldowała, że złapali jakichś terrorystów, którzy przygotowywali zamachy
- wskazał dyplomata.
Wyraził przekonanie, że Rosjanie „mogą rozwijać wątek, który prezentował osobiście Putin, że ten komunikat ambasady był amerykańską prowokacją”. - I proszę bardzo – „najpierw sprowokowali, a potem zorganizowali”. Tego nie można wykluczyć – przyznał.
- Po wydarzeniach w Biesłanie Putin miał przemówienie, w którym mówił o islamskim terroryzmie, ale to nie wyczerpywało zagadnienia, ponieważ stwierdził, że faktycznym organizatorem zamachu byli „nasi stali wrogowie, ci, co zawsze atakowali Rosję”. W zasadzie od tego przemówienia zaczęła się taka wyraźnie antyzachodnia polityka Putina. Być może więc i tym razem pójdą w tym kierunku. Wróg jest zidentyfikowany – to jest „Zachód, który zaatakował Rosję przy pomocy Ukrainy”. I nie sądzę, żeby wymyślali cokolwiek nowego, natomiast szyki trochę psuje im ISIS
- podsumował Włodzimierz Marciniak.
Wczoraj wieczorem uzbrojeni napastnicy zaatakowali salę koncertową Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą. Terroryści otworzyli ogień do bezbronnych ludzi, po czym według relacji świadków doszło do kilku eksplozji i pożaru, na skutek którego zawalił się strop budynku.
Jak poinformowała na Telegramie agencja Amaq, do ataku przyznała się grupa bojowników Państwa Islamskiego, sprawująca wcześniej kontrolę nad obszarami Iraku i Syrii. Informacje te nieoficjalnie potwierdziły źródła pochodzące z danych wywiadowczych Stanów Zjednoczonych, których władze na początku marca ostrzegały o możliwości przeprowadzenia ataku terrorystycznego a Moskwie.
Dotychczas rosyjski Komitet Śledczy potwierdził śmierć 133 osób, a nieoficjalnie pojawiają się informacje o 143 ofiarach śmiertelnych. Lokalne media podają, że liczba ofiar ataku terrorystycznego na salę koncertową Crocus City Hall pod Moskwą wzrosła do co najmniej 150.
Pojawiającym się w mediach, a także w wypowiedziach niektórych rosyjskich polityków i urzędników sugestiom, jakoby za atakiem terrorystów mieliby stać Ukraińcy zaprzeczył m.in. doradca szefa kancelarii prezydenta Wołodymyra Zełenskiego Mychajło Podolak. - „Wersje rosyjskich służb specjalnych o rzekomych związkach Ukrainy z zamachem w Rosji są absolutnie nie do obrony i absurdalne” – oświadczył ukraiński polityk.