Dyrektor wykonawczy Mercedesa w Formule 1 Toto Wolff w wywiadzie dla włoskiego "La Gazetta dello Sport" porównał komunikację z kierowcami do katastrofy smoleńskiej. Nie dość, że katastrofę nazwał „incydentem”, to jeszcze obraził gen. Andrzeja Błasika. Powielił bowiem kłamstwo serwowane przez lata opinii publicznej przez Jerzego Millera i Tatianę Anodinę.
Minęło dziewięć lat od katastrofy rządowego samolotu pod Smoleńskiem, a pamięć jej ofiar nadal jest szargana. Toto Wolff w wywiadzie z "La Gazetta dello Sport" mówił o sposobie komunikacji ze swoimi kierowcami - Lewisem Hamiltonem i Valtterim Bottasem. Porównał to do katastrofy smoleńskiej, którą nazwał „incydentem”.
„Stworzyliśmy bardzo zdyscyplinowany protokół radiowy. Jesteśmy jak dwójka pilotów w trakcie nagłego wypadku. Czy pamiętacie incydent z udziałem polskiego prezydenta podczas lądowania we mgle w Rosji? Tam szef polskiego lotnictwa interweniował i wpływał na decyzje pilotów”
- mówi Toto Wolff w wywiadzie dla "La Gazetta dello Sport".
Austriak kierujący niemieckim zespołem Mercedesa w Formule 1 ma polskie korzenie. Jego matka pochodzi spod Częstochowy. Wolff rozumie nasz język, wie więc, jak wielką tragedią była śmierć pary prezydenckiej i 94 osób na pokładzie Tu-154m, jednak odważył się porównać komunikację z kierowcami samochodów rajdowych do katastrofy smoleńskiej.
Szef niemieckiego zespołu F1 powtarza kłamstwa serwowane przez lata przez Rosjan.
Austriakowi polskiego pochodzenia warto przypomnieć, że eksperci identyfikujący głosy na nagraniach z kabiny pilotów ponad wszelką wątpliwość stwierdzili, że nie było tam gen. Andrzeja Błasika.
Przypomnijmy: w styczniu 2012 r. specjaliści z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych przebadali kopię nagrań z kokpitu Tu-154 i doszli do wniosku, że na nagraniach rozmów nie zarejestrowano głosu generała.
"Biegli dokonali stopniowania swoich ustaleń, określając identyfikację załogi Tu-154M jako wysoce prawdopodobną, stewardesy i dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ jako prawdopodobną oraz z najwyższym prawdopodobieństwem określili identyfikację dwóch osób załogi Jak-40. Poza tymi dziewięcioma osobami nie zdołano wyodrębnić w nagraniu dalszych grup wypowiedzi, które konstytuowałyby kolejne osoby”
– komentował wówczas ustalenia krakowskich biegłych płk Ireneusz Szeląg z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Także w stenogramach przygotowanych wcześniej na użytek komisji Millera przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne generałowi Błasikowi nie przypisano żadnego głosu. Zrobiła to samowolnie dopiero komisja Millera, choć dziś żaden z jej członków nie chce się do tego haniebnego czynu przyznać. O wpływanie na pilotów, które doprowadziło do katastrofy, oskarżali też oczywiście gen. Błasika Rosjanie. Dodatkowo bezpodstawnie sugerowali, że dowódca był wówczas pod wpływem alkoholu.