Tak. Udaliśmy się na XIV Kongres Kobiet. Hala Stulecia we Wrocławiu doświadczyła już wiele, ale sobotni zestaw paneli dyskusyjnych był czymś więcej niż kolejnym wydarzeniem. Dyskutowano o (eko)seksie, 137 latach, których potrzebujemy do osiągnięcia równości praw kobiet i mężczyzn (tak, na potrzeby tej tezy uznano, że są kobiety i mężczyźni). Podczas innego panelu przekonywano zaś, że "wszyscy jesteśmy trans". Dziś popołudniu organizatorzy Kongresu nagrodzili lidera Platformy Obywatelskiej, Donalda Tuska.
W weekend (8-9 października) w Hali Stulecia we Wrocławiu odbywa się XIV Kongres Kobiet. Hasłem przewodnim tegorocznej edycji jest "Moc jest w nas. Kobiety na rzecz pokoju, równości, klimatu i demokracji". Przed wydarzeniem udział zapowiedziało 2800 osób. Sobotni event nieco narrację rozwalił, bo podczas paneli dyskusyjnych więcej miejsc było pustych.
Wśród gości specjalnych zameldowały się m.in. Henryka Bochniarz, Magdalena Środa, Agnieszka Holland, Sylwia Spurek, Marta Lempart czy Dominika Kulczyk. Ekscentryczne postacie poruszały równie egzotyczne tematy.
W imprezie udział wziął Janusz Wolniak, szef dodatku dolnośląskiego "Gazety Polskiej Codziennie". Zadanie było to niełatwe, wszak liczba feminatywów czy określeń z pogranicza gender mogła dyskwalifikować nieobytych z nowomową.
Zarówno paneli, jak i samych gości, była cała masa. Przygotowaliśmy zestawienie the best of the best – złote myśli XIV Kongresu Kobiet.
Badania pokazują, że w kwestii równości bardzo cofnęliśmy się w Polsce. Żeby doszło do wyrównania praw mężczyzn i kobiet w Polsce, potrzebowalibyśmy 137 lat.
Problemy, jakie mamy, związane są z patriarchatem, a to wszystko wynika z żądzy władzy, nerwic seksualnych mężczyzn.
Poseł i posłanka nie mogą być ministrem i ministrą. Muszą się zdecydować, kim być.
Władza nie słyszy i nie słucha, bo do niej dochodzą tylko echa.
Nie będę ministrem kultury w przyszłym rządzie. Ale nie martwcie się, że przestanę robić to, co robię, tzn. krytykować tych, co są w rządzie.
Dzisiaj nie ma możliwości porozumienia. Dwa plemiona polityczne nie mają możliwości dialogu. Jest to jedna z najtragiczniejszych rzeczy, jaka przydarzyła się polskiej państwowości na przestrzeni wielu lat. Wróg wewnętrzny jest do pokonania. W momencie, kiedy w naszej wspólnocie nie możemy komunikować się ze sobą, nie wiadomo, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem.
W środowiskach kultury obserwuję narastające poczucie beznadziei i strachu.
W gruncie rzeczy represyjność tej władzy jest bardzo ograniczona, a mimo to ludzie boją się bardziej niż w PRL-u. Wynika to z tego, że nie mamy wspólnego języka, że boimy się nieznanego, boimy się sąsiada, boimy się szefa, boimy się koleżanki w pracy. To się musi skończyć. Bez praworządności będziemy dalej się pogrążać i zmarnujemy tę wielką szansę, jaką dała nam historia.
Niektóre zmiany, które powinny zaistnieć w kwestii równości, wymagają zmiany więcej niż jedna ministra. Trzeba nie dopuścić nigdy więcej, by istniała władza osób, które nie wiedzą, co to równość, i sprzeciwiają się tym podstawowym wartościom.
To jest ideologia połączona z nieuctwem. Niedawno minister edukacji powiedział, że w polskim prawie jest strój chłopców i dziewczynek. Twierdzi, że jest kobieta i mężczyzna. To nieuctwo i ideologia, jeśli jest takie podejście. Jeśli ktoś tak myśli, to działań równościowych od niego spodziewać się na pewno nie można. Stop takim osobom od władzy.
Proponujemy parytety we wszystkich instytucjach, które zależą od rządu – ten postulat ma 30 lat. Połowa rządu to powinny być kobiety.
Trzeba zbudować porządne ministerstwo równości z ministrą, która ma swój budżet.
Chętnie ministrą edukacji i nauki zostanę. Minister Czarnek ma taką magiczną różdżkę, że przeniósł nas do wieku XVIII. Zwracam uwagę, że to był jeden z najbardziej represyjnych wieków w historii Europy. Wtedy powstawały państwa narodowe, nacjonalizmy i ideologie. Wtedy kobiety były pozbawione wszelkich praw. To jest ulubiony wiek ministra Czarnka.
Gdybym miała przejąć resort teraz, to podjęłabym trzy decyzje: