"Jak się rozmawia z politykami, zwłaszcza z tej części Europy, która dobrze zna barbarzyństwo Rosjan - to najczęściej nie ma wątpliwości, co się zdarzyło w Smoleńsku"
- powiedziała Lichocka w Polskim Radiu 24, dodając, że "wszyscy wszystko wiedzą".
"Ja myślę, że to przeświadczenie o tym, że ta tragedia, katastrofa smoleńska nie odbyła się bez udziału osób trzecich, że trzeba brać pod uwagę to, że ci ludzie zostali po prostu zamordowani, jest w tej chwili obecna również w głowach tych, którzy tę hipotezę do tej pory wypierali"
- oceniła poseł PiS.
A co z teorią o winie pilotów? "To putinowskie wrzutki"
Pytana o tezę, iż "winni byli piloci", Lichocka powiedziała: "nie powtarzajmy kłamstw moskiewskiej propagandy".
"Ja wiem, że tę moskiewską propagandę i dezinformacje powielały media w Polsce, takie jak TVN, Gazeta Wyborcza, jak kierowany wówczas przez Tomasza Lisa tygodnik Wprost. Ja to wszystko pamiętam"
- mówiła.
"Nie powielajmy tych kłamstw (ws. katastrofy smoleńskiej). Ani samolot nie podchodził cztery razy do lądowania, ani to nie była to wina pilotów, ani nie działali oni pod presją nietrzeźwego generała"
- wyjaśniła.
Podkreśliła, że "to są wszystko putinowskie wrzutki, to wszystko moskiewskie kłamstwa".
Lichocka przyznała, że "oczekiwałaby, żeby te stacje, jak np. TVN, które dopuszczały się kłamstw na temat ludzi, którzy zginęli w tej katastrofie, jak o generale Błasiku, jak o kapitanie Protasiuku (...), żeby po prostu przeprosiły".
"Myślę, że rodziny gen. Błasika, kpt. Protasiuka czekają na to "przepraszam""
- dodała.
"Na to, żeby z tych kłamstw, z tych rosyjskich śmieci wreszcie polskie media się oczyściły i powiedziały to PRZEPRASZAM"
- podkreśliła.
"Tego się nie zapomina"
Poseł PiS przypomniała, że od 12 lat nie rozmawia z tymi mediami i dziennikarzami, które wymieniła.
"Było to nie tylko przekroczenie etyki dziennikarskiej (...), ale w tym wypadku śmierci tych ludzi było to po prostu przekroczenie zwykłych, podstawowych zasad etycznych, ludzkich"
- mówiła.
"I tego się nie zapomina. to jest kwestia życia i śmierci, to jest kwestia szacunku po śmierci do człowieka. To jest tak obce naszej cywilizacji, tak barbarzyńskie, tak ruskie, właśnie kremlowskie, że niedopuszczalne"
- oceniła.
Lichocka podkreśliła, że oczekuje, że nowy właściciel TVN "coś z tym zrobi".
Zwróciła uwagę, że "ten proces myślowy takiej weryfikacji tego, co się zdarzyło w Polsce, co się zdarzyło w Smoleńsku, ale też co się działo później z tą walką z demokratycznie wybranym rządem po zwycięstwie PiS, jest jeszcze przed elitami wielu państw i Unii Europejskiej, także elitami USA".
"Bo ta dezinformacja, to ruskie kłamstwo ciągle jednak jakoś jest szerzone i w znacznej części jeszcze obowiązuje"
- powiedziała.
Dlaczego rozdzielono wizyty w Smoleńsku?
Przypomniała, że w 2010 r. w mediach "nie można było mówić, jak doszło do rozdzielenia wizyt w Smoleńsku" i "o tym, kto zawinił".
"Nie można było przedstawiać stanowiska kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego"
- zaznaczyła.
Pytana o przyczyny rozdzielenia w 2010 r. wizyt premiera i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Lichocka powiedziała: "to już jest dość dobrze zbadane i dość dobrze udokumentowane".
Przypomniała, że po katastrofie smoleńskiej "dość szybko" została zwolniona z Telewizji Polskiej i zaczęła realizować filmy dokumentalne.
"Zrobiłyśmy (z Marią Dłużewską) film "Mgła" i "Pogarda" opowiadając m.in. o tym, jak doszło do rozdzielenia wizyt i jak potem wyglądały wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Jak zostało oddane śledztwo Rosjanom"
- powiedziała.
"Cyniczna gra Tuska"
"Donald Tusk podjął decyzję o rozdzieleniu tych wizyt na wniosek Moskwy. Żądał tego Władimir Putin. Pierwotnie miały być wspólne uroczystości 10 kwietnia i dopiero na skutek działania Kremla, nacisku Kremla na kancelarię premiera i na Donalda Tuska - rozdzielono te wizyty"
- wyjaśniła poseł PiS.
Przypomniała "na miesiąc przed 10 kwietnia" spotkanie dziennikarzy, którzy mieli obsługiwać medialnie uroczystości w Katyniu u szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Andrzeja Przewoźnika, który współorganizował te uroczystości.
"Pamiętam, jak był zgnębiony tym, że już się chyba nie da nic zrobić, że jest takie parcie na rozdzielenie tych wizyt - wbrew logice, wbrew interesom Polski, wbrew polskiej racji stanu"
- powiedziała.
"To było robione wbrew tym, którzy dbali o polskie sprawy. I to była cyniczna gra Donalda Tuska i jego otoczenia - nie tylko po to, żeby spełnić oczekiwania strony rosyjskiej, ale też po to, żeby obniżyć rangę prezydenta Lecha Kaczyńskiego"
- wyjaśniła Lichocka, przypominając, że "oni walczyli z Kaczyńskim od początku jego prezydentury".
Zwróciła uwagę, że w tym czasie "oni walczyli z Lechem Kaczyńskim tym bardziej", bo "spodziewali się, że to Lech Kaczyński będzie kandydatem na prezydenta, będzie walczył o kolejną kadencję". Przypomniała, że "za pół roku miały być wybory" i "w związku z tym trzeba było tego Lecha Kaczyńskiego upokarzać, upokarzać, upokarzać".
"To była metoda działania panów Tuska, Grasia, Palikota"
- oceniła.
"Cena polityczna tej gry jest jeszcze przed Donaldem Tuskiem"
- zapowiedziała.
"To znaczy on jeszcze za to nie poniósł odpowiedzialności"
- wyjaśniła poseł PiS.
"Sugeruję to, że Donald Tusk nigdy już nie będzie premierem. Już nie będzie pełnił żadnej poważnej funkcji politycznej w Polsce, ponieważ zapłaci polityczną cenę za to, co wtedy zrobił"
- wyjaśniła Lichocka, dodając, że "nie mówi o trybunale stanu, o prokuraturze".
Wyjaśniła, że mówi "jak polityk o konsekwencjach politycznych tej jego ówczesnej postawy".
"Ten człowiek jest w moich oczach - ale myślę, że zacznie być coraz bardziej w oczach większości Polaków - skończonym politykiem"
- oceniła.
"Tego pana już, moim zdaniem, na scenie politycznej w ważnej roli, w ważnej funkcji publicznej nie zobaczymy. I mam, nadzieję, że nie zobaczymy, ponieważ to, co wtedy zrobił - było wprost działaniem przeciwko Polsce, przeciwko polskiemu prezydentowi, przeciwko pamięci tych oficerów, którzy zostali zamordowani"
- powiedziała Joanna Lichocka.