Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Wiele danych w sprawie „Czajki” nie jest podawanych do wiadomości - ostrzega prezes Wód Polskich

- Rurociąg wykonany pod dnem Wisły nie jest w stanie przetransportować wszystkich ścieków podczas opadów lub roztopów, które produkuje Warszawa lewobrzeżna. Ich nadmiar jest zrzucany wraz z wodami roztopowymi lub deszczówką do Wisły. Tylko w styczniu br. pięć razy - mówi nam Przemysław Daca, prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego "Wody Polskie". - Do tego wiele danych dotyczących inwestycji "Czajki" nie jest podawanych do wiadomości publicznej. To musi niepokoić - dodaje. Nasz rozmówca dodatkowo wyjaśnia, dlaczego jesteśmy na szarym końcu Europy, jeśli chodzi o zasoby wody pitnej, i tłumaczy, jak regulować taryfy opłat za wodę i ścieki.

Wody Polskie

Czy, jak chce stołeczny magistrat, problem zanieczyszczenia Wisły ściekami z "Czajki" został już rozwiązany?

Nie, dalej jesteśmy na pewnym etapie prac. Miasto Warszawa i MPWiK  wykonują po kolei inwestycje planowane w ramach naprawy tej sytuacji. W ub.r. powstała jedna nitka rurociągu pod dnem Wisły. W zasadzie - instalacja działa, ale jest jeden problem, o którym informowaliśmy prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Rurociąg został zaprojektowany na tak zwany okres suchy i ma przepustowość 3,5 m sześc. na sekundę, (a będzie się ona z czasem zmniejszać poprzez osadzanie się w rurach piasku, soli oraz innych zanieczyszczeń zbieranych z ulic). Zatem instalacja nie jest w stanie przetransportować wszystkich ścieków, które produkuje lewobrzeżna Warszawa.

Ich nadmiar, od czasu do czasu, jest zrzucany do Wisły. W styczniu br. miały miejsce dwa takie zrzuty od strony ul. Farysa i trzy u wylotu ul. Krasińskiego. MPWiK przeprowadził przetarg i wybrał wykonawcę rurociągu dopełniającego instalację (ma powstać do końca tego roku), ale szczegółowe dane na ten temat nie są podawane publicznie. My też ich nie dostajemy. Nie wiemy, jaka będzie trwałość zastosowanych materiałów, wielkość przepustu, itd. Jest tu wiele znaków zapytania, które mnie niepokoją. Instalacja jest w ogóle robiona w dosyć dziwny sposób, bo tylko na podstawie decyzji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego (PINB). Działanie bez pozwoleń wodno-prawnych, bez decyzji środowiskowych jest niewłaściwe. Złożyłem skargę na taką decyzję do Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego i inspektora wojewódzkiego. Czekam na jej rozstrzygnięcie. W kwestii "Czajki" toczy się też postępowania karne i prowadzona jest kontrola NIK. 

Czy w innych częściach Polski zdarzały się podobne awarie?

Aglomeracja warszawska jest gigantyczna. Ilość ścieków produkowanych w niej jest porównywalna z generowaną przez kilka mniejszych województw jednocześnie. Mieliśmy wcześniej awarię na "Ołowiance" w Warszawie, w Małopolsce. Były zrzuty ścieków do Odry realizowane przez MPWiK w Szczecinie, ale niewielkie. Tu mamy do czynienia z awarią na skalę światową. Do tej pory nikt nas nie przebił, i pewnie jeszcze długo, nie przebije. Stąd też nasza reakcja i pilnowanie, by warszawskie MPWiK, jak najszybciej problem rozwiązało. Jeśli chodzi o zrzuty ścieków w wyniku największych awarii oczyszczalni na świecie w ostatnich kilku latach (były w Finlandii, na Florydzie, w Seattle, na Hawajach, w Szkocji, w Anglii, w Meksyku) wyniosły łącznie 17 mln m sześc. Sama Warszawa wyprodukowała 80 proc. z nich. 

Polskie miasta dążą do tego, żeby zmodernizować w całości sieć wodno-kanalizacyjną. Planują to Kraków, Katowice, Warszawa, Słubice. To dobra wiadomość. Trzeba się uczyć na błędach Warszawy! Każde miasto powinno mieć plan, co zrobić w razie awarii, bo nie może być tak, że jedynym rozwiązaniem jest zrzucanie ścieków prosto do zbiornika, i podtruwanie rzek...

A jak ocenić nasz kraj pod względem zasobów wody? Czy rzeczywiście grozi nam gigantyczna susza, jak chce część ekologów?

Musimy zdawać sobie sprawę, że wody w rzekach i zbiornikach jest bardzo mało. Jesteśmy na szarym końcu Europy pod tym względem, na jednego mieszkańca przypada 1,6 tys. m sześc. wody pitnej, w Europie 4,5 tys. Z drugiej strony mamy do czynienia ze zjawiskami ekstremalnymi. Brak opadów, np. w Polsce Centralnej, przeplata się w maju i czerwcu (albo jak w ub.r. w październiku)  z bardzo obfitymi deszczami. W 2020 r. w Łapanowie w ciągu kilku godzin spadło tyle deszczu, ile zazwyczaj w okresie pół roku. Taka gigantyczna ilość wody spływa potem po utwardzonych lub wysuszonych nawierzchniach, spływa do rowów, kanałów i rzek i ucieka nam bezpowrotnie. W Polsce zatrzymujemy ok. 6,5 proc. opadów rocznie, a powinniśmy zatrzymywać 20 proc. tak jak m.in. w Hiszpanii, czy w Niemczech. Te kraje przez dziesiątki lat budowały zbiorniki retencyjne zwłaszcza w obszarach, gdzie wody jest więcej (tak jak u nas na południu kraju). Jest wiele działań ochrony wód. Gdybyśmy poszli torem rozumowania części ekologów, odtworzenia wszystkich dawnych zabagnień i torfowisk, wiele miast i dzielnic przestałoby istnieć, np. Saska Kępa w Warszawie i Wilanów. Potrzebne są działania kompleksowe: duża retencja, mała, mikro, odtwarzanie obszarów naturalnych, tam gdzie to jest możliwe, a w środowisku wiejskim odtwarzanie i tworzenie oczek wodnych wodne i terenów zalesionych. Stworzyliśmy już takie programy działań m.in. "Stop suszy", planujemy takie inwestycje. Działamy kompleksowo, tak, aby przeciwdziałając skutkom suszy uwzględnić również zabezpieczenie przeciwpowodziowe. Temu służą m.in. wielofunkcyjne zbiorniki wodne. Pracujemy również nad przekształceniem zbiorników suchych, tzw. polderów w zbiorniki mokre, które podczas wezbrania redukują falę powodziową i stanowią rezerwuar wody na czas suszy.

Ukończony suchy zbiornik Racibórz Dolny na Śląsku to bardzo ważna inwestycja, która pozwala patrzeć z większym optymizmem na sytuację powodziową w rejonie rzeki Odry. Zbiornik sprawdził się już w ub.r. Ma bardzo dużą pojemność i chroni przed powodzią ponad 2 mln ludzi. Gdybyśmy mieli, np. ponownie powódź z 1997 r. dzięki zbiornikowi złapalibyśmy falę powodziową i jeszcze zostałoby nam 30 proc. zapasu. Oczywiście docelowo powinien się zamienić w zbiornik mokry, bo chcą tego mieszkańcy. 

Zmieńmy temat rozmowy. Wkrótce gminy będą wprowadzać nowe taryfy opłat za wodę i odbiór ścieków. Jak chronić mieszkańców, by podwyżki nie były zbyt dotkliwe? 

Pierwsze wnioski o zmianę taryf przewidujemy w marcu. "Wody Polskie" są regulatorem cen, zatwierdzamy taryfy gmin, albo się na nie nie godzimy. Samorządy czasami stosują narrację, że musiały podwyższyć opłaty, bo taka jest nasza polityka, ale to jest manipulacja. Za odprowadzanie ścieków i doprowadzanie wody odpowiadają gminy, to zadanie samorządów, my tylko sprawdzamy, czy opłaty te są racjonalne. Prosimy o bilans finansowy, ewentualne wyliczenia. Jeśli dane przedsiębiorstwo prowadzi inwestycje (a jest ich bardzo wiele w kraju) ma prawo zbilansować wydatki. Jednak musimy pamiętać, że szczególnie w dobie koronawirusa, woda ma charakter strategiczny i wysokość opłat za nią jest bardzo ważna dla mieszkańców. Tymczasem niektóre samorządy generują koszty sztucznie, jak chociażby Łódź, gdzie MPWiK podzielono na trzy części (każda z odrębną radą nadzorczą i zarządem) i prezydent miasta chciała podwyższyć opłaty za wodę i ścieki o... 40 proc. Wody Polskie stoją na straży niezawyżonych taryf, dlatego skutecznie zablokowaliśmy tę podwyżkę. 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Czajka #Wisła #oczyszczalnia ścieków Czajka #Warszawa #Wody Polskie

Agnieszka Kołodziejczyk