"Ze spokojem czekam na wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy. Dokumenty mówią, że działałem zgodnie z prawem" - poinformował wicemarszałek Senatu Stanisław Karczewski, komentując doniesienia "Gazety Wyborczej" o zleceniu kontroli przez głównego inspektora pracy jego pracy w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą.
"Gazeta Wyborcza" napisała, że główny inspektor pracy Wiesław Łyszczek zlecił Okręgowemu Inspektoratowi Pracy w Warszawie kontrolę w sprawie pracy Karczewskiego w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą.
Były marszałek Senatu zarabiał tam, mimo że był zawodowym parlamentarzystą
- napisano.
"Wyborcza" pisze, że w ten sposób Łyszczek odpowiedział na wniosek posłów Koalicji Obywatelskiej - Moniki Wielichowskiej i Michała Szczerby - o sprawdzenie, czy Karczewski mógł legalnie zarabiać w szpitalu na płatnych dyżurach, będąc w nim na bezpłatnym urlopie i pobierając pensję senatora. Chodzi - jak przypomina "GW" - o okres od 2 lutego 2009 r. do 30 listopada 2015 r. Karczewski miał w tym czasie zarobić ponad 400 tys. zł.
Dodano, że "prezes GIP zapewnił posłów KO, że >>o dokonanych w sprawie ustaleniach i podjętych działaniach poinformuje ich odrębnym pismem niezwłocznie po jej zakończeniu<<"
Wicemarszałek Senatu, odnosząc się do doniesień "Wyborczej", wydał oświadczenie, w którym informuje:
Od wielu miesięcy trwa wymierzona we mnie nagonka opozycyjnych do PiS mediów i polityków. Jednym z wątków tej agresywnej kampanii, jest manipulowanie faktami na temat dyżurów lekarskich, które pełniłem jako senator.
Karczewski dodał, że "już w 2009 r. w szpitalu, w którym spędziłem całe moje lekarskie życie, brakowało lekarzy".
Zdecydowałem wówczas, że postaram się godzić senackie obowiązki z misją dbania o zdrowie i życie pacjentów. Nigdy tego faktu nie ukrywałem. W szpitalu pracowałem jako wolontariusz i w ramach dyżurów, z których przychody od początku wykazywałem w oświadczeniach majątkowych
- dodał.
Podkreślił, że "ówczesny marszałek Senatu Bogdan Borusewicz z PO zapytany przed kilkoma dniami, czy pamięta, żebym informował go o tym, że planuję odbywać dyżury w szpitalu, odpowiedział: nie przypominam sobie".
Wcale się nie dziwię. Ja również nie pamiętam szczegółów sprzed 11 lat
- dodał.
Natomiast to właśnie w związku z moim wystąpieniem w tej sprawie w 2009 r. powstała opinia w Kancelarii Senatu, w której Biuro Spraw Senatorskich stwierdza, że parlamentarzysta może łączyć umowy cywilnoprawne z zawodowym wykonywaniem mandatu. Dwa lata później, kiedy zostałem wybrany wicemarszałkiem Senatu wystąpiłem do Kancelarii Senatu z pytaniem, czy mogę łączyć nowe obowiązki z wykonywaniem zawodu lekarza na podstawie umów cywilnoprawnych i w ramach wolontariatu
- podkreślił.
Karczewski w oświadczeniu napisał tez, że "odpowiedź senackich służb nie pozostawiała wątpliwości: przepisy ustawy o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe nie nakazują wyboru pomiędzy wynagrodzeniem wicemarszałka a wynagrodzeniem z tytułu lekarskich dyżurów".
Nie zabraniają także wicemarszałkowi wykonywania obowiązków lekarza w ramach wolontariatu. Dla pewności poprosiłem również żeby stanowisko w tej sprawie zajęło ministerstwo zdrowia. Wiceminister zdrowia w rządzie PO stwierdził wówczas, że nie ma przepisów zakazujących wicemarszałkowi senatu wykonywania czynności medycznych w ramach umów cywilnoprawnych lub porozumienia o wolontariacie. Przywołane opinie, na podstawie których zdecydowałem się pełnić dyżury lekarskie, pełniąc jednocześnie funkcję senatora a później wicemarszałka powstały w czasach, gdy władzę sprawowała koalicja PO-PSL. Są dowodem na to, że w kwestii łączenia senackich obowiązków z pracą w szpitalu dołożyłem należytej staranności i działałem w zgodzie prawem!
- napisał.
Apeluję do polityków opozycji i dziennikarzy o rzetelność. O to, by zapoznali się z pełną treścią tych opinii i przestali rozpowszechniać nieprawdziwe informacje na mój temat. Od tych polityków, którzy już mnie pomówili, będę domagał się przeprosin w sądzie
- dodał.