Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Adwokat oskarża znaną prokurator. Sąd Najwyższy uznał, że bezpodstawnie i nie uchylił jej immunitetu

To sprawa, która wzbudza ogromne emocje w środowisku prawniczym. Sąd Najwyższy podjął uchwałę ws. uchylenia immunitetu prokurator Barbarze Zapaśnik, legendzie prokuratury nie tylko w Szczecinie. Wniosek oskarżyciela subsydiarnego, szczecińskiego adwokata Przemysława Wiaczkisa, o zgodę na pociągnięcie "żelaznej Baśki" do odpowiedzialności w procesie karnym, został odrzucony. "W realiach dowodowych tej sprawy brak jest uzasadnionych dostatecznie podstaw, by przyjąć, iż pani prokurator popełniła te trzy przestępstwa" - tłumaczył sędzia Wiesław Kozielewicz. Z kolej mec. Wiaczkis zapowiada odwołanie się od tej. decyzji. "Na wszystko mam dowody, lecz uniemożliwiono mi wykazanie tego" - powiedział w rozmowie z portalem niezalezna.pl prawnik, który zarzuca Zapaśnik, że w toku czynności przekroczyła uprawnienia.

Sąd Najwyższy: brak dowodów na wpływ na zeznania

W oczach sędziego SN Wiesława Kozielewicza argumenty przedstawione przez mec. Wiaczkisa na udowodnienie swoich twierdzeń były niewystarczające.

Sąd Najwyższy uznał, że w realiach dowodowych tej sprawy brak jest uzasadnionych dostatecznie podstaw, by przyjąć, iż pani prokurator popełniła te trzy przestępstwa, które zostały jej zarzucone przez pana mecenasa Przemysława Wiaczkisa w jego subsydiarnym akcie oskarżenia

– podkreślił sędzia Kozielewicz.

Równocześnie wskazał, że brak jest jakichkolwiek podstaw, by dopuścić podejrzenie, "i to jeszcze uzasadnione", że przesłuchując świadków i prowadząc postępowanie przeciwko Wiaczkisowi, który występował tam w roli podejrzanego, prok. Zapaśnik chciała stworzyć fałszywe dowody. Decyzję swoją oparł na protokołach przesłuchań świadków.

Nie zgadza się z tym Wiaczkis.

Subsydiarny akt oskarżenia wnosi się wtedy m.in. wtedy, gdy na przykład dwukrotnie odmówiono wszczęcia śledztwa. Odmowa wszczęcia śledztwa powoduje, że nie można wykonać czynności wymagającej spisania protokołu. A jak wszyscy wiemy, przesłuchanie świadka wymaga sporządzenia protokołu. Czyli odmawiając wszczęcia śledztwa, uniemożliwiono mi dowiedzenie, że świadków nakłaniano do obciążających mnie zeznań i że stworzono fałszywe dowody. Gdy prokuratura odmówiła mi wszczęcia śledztwa, nie przesłuchała żadnego świadka, którego ja wskazałem. A ja mam utrwalone nagrania tych ludzi. Mam zabezpieczone wszystkie dowody, które wskazują jednoznacznie, że to miało miejsce

– tłumaczy w rozmowie z Niezalezna.pl mec. Wiaczkis.

Chronologia zdarzeń przesądziła o uchwale

Sędzia Kozielewicz odrzucił również twierdzenie wnioskodawcy, jakoby Barbara Zapaśnik naruszyła tajemnicę obrończą. Przychylił się do argumentów obrony, że nie mogło to nastąpić ze względu na chronologię zdarzeń. Sąd zreferował, że postanowienie o żądaniu wydania rzeczy i przeszukaniu w mieszkaniu należącym do małżonki Przemysława Wiaczkisa wydane zostało 13 marca i dostarczone żonie adwokata przed rozpoczęciem czynności. Samo przeszukanie nastąpiło zaś dwa dni później. Żona mecenasa, będąca równocześnie pracownikiem jego kancelarii, nie zgłosiła przybyłym na miejsce śledczym, że przedmioty znajdujące się w przeszukiwanych pomieszczeniach mogą zawierać tajemnicę adwokacką.

Pomijam to, w jakim stanie psychicznym znajdowała się moja żona, gdy weszło tam ośmiu policjantów. Nikt nie powiedział jej:  'Proszę pani, czy mąż tu pracuje? Są tu jakieś komputery, leżą teczki... Czy mogą tam się tam znajdować jakiekolwiek materiały związane z pracą?'. Oczywiście nikt tego nie powiedział. Nie przekazano i nie uprzedzono jej, że może takie rzeczy

– podnosił Wiaczkis jeszcze podczas rozprawy, poprzedzającej wydanie uchwały.

Natomiast w rozmowie z portalem Niezalezna.pl adwokat stwierdził, że sam również nie mógł zainterweniować podczas prowadzonych czynności. "Gdy trwało przeszukanie w moim domu, gdzie znajdowały się przedmioty zawierające tajemnice, skuty kajdankami siedziałem w policyjnym aucie, i nikt mnie tam nie wprowadził. Zeznawałem o tym”" - przypomniał. 

Podczas czynności zabezpieczono komputer, nośniki danych typu pendrive, telefony, pieczątki oraz różnego rodzaju dokumenty. Post factum, już po przeszukaniu, Wiaczkis złożył zażalenie na postanowienie o przeszukaniu i wydaniu rzeczy, a także dodał, że prosi o zwrot tych przedmiotów, bo one są zbędne dla postępowania.

Ale informację o tym, że zabezpieczone przedmioty zawierają tajemnicę obrończą, przedstawił dopiero podczas posiedzenia sądu Szczecin - Prawobrzeże, który rozpatrywał zażalenie. Sąd przychylił się jednak do postanowienia o przeszukaniu i odrzucił zażalenie, datowane na 25 marca. 

W uzasadnieniu wskazano, że w wyniku oględzin dokumentów i pieczątek zatrzymanych w toku przeszukania, organ procesowy zabezpieczył materiał dowodowy, stanowiący podstawę przedstawienia podejrzanemu kolejnych zarzutów dotyczących popełnienia przestępstw przeciwko wiarygodności dokumentów, mieszczących się w zakresie pierwotnie zakreślonego przedmiotu postępowania

– wskazał sędzia Kozielewicz precyzując, że do oględzin zabezpieczonych przedmiotów doszło niezwykle szybko po ich zabezpieczeniu, już 20 marca.

Tajemnica obrończa czy przedmiot przestępstwa?

Kwestia naruszenie tajemnicy obrończej była zdecydowanie najbardziej pikantnym elementem całego postępowania. Obrońcy prokurator Zapaśnik ujawnili bowiem, że zabezpieczone podczas przeszukania przedmioty mogły służyć do popełnienia przestępstwa, a w takiej zaś sytuacji nie tylko nie powinny zostać zwrócone podejrzanemu w tym postępowaniu, ale podlegają przepadkowi.

Zatrzymane przedmioty, budzące tyle kontrowersji, w istocie zawierały niezwykle interesującą dla prokuratury zawartość. Prokurator Agata Badura, obrońca prokurator Zapaśnik w tym procesie, wyliczyła, że były to podrobione pieczątki lekarskie, pendrive ze skanami dokumentów, które mecenas Wiaczkis wykorzystywał do tworzenia podrobionej dokumentacji lekarskiej, służącej później jako podstawa do wnioskowania o odroczenie kary lub o przerwę w karze, a także płyta z wynikami badań osoby znanej wnioskodawcy, które posłużyły do wytworzenia tych dokumentów.

Mecenas Przemysław Wiaczkis uważa jednak, że doszło do naruszenia jego praw - po pierwsze, nie miał szans zgłosić nikomu, że w przeszukiwanym obiekcie znajdują się rzeczy objęte tajemnicą obrończą i adwokacką, zaś po drugie, działania śledczych wykazywały znamiona złej woli.

Uważam, że nie dopełniono obowiązku. Chyba nie muszę mówić organowi śledczemu, czy coś jest objęte tajemnicą adwokacką czy nie, jeśli osławiony pendrive po włożeniu do komputera ujawnia zawartość, a wśród niej pliki o nazwach "apelacja", "wniosek dowodowy", itp.. Przepraszam bardzo, ale trzeba być chyba niedorozwiniętym intelektualnie, żeby nie wpaść na myśl, że to może jednak być związane z moją pracą, prawda?

– zżyma się szczeciński adwokat nadmieniając, że w tej sytuacji oczekiwałby możliwości wskazania, które pliki jego zdaniem objęte są tajemnicą zawodową.

Sąd Najwyższy stwierdził jednak, że "nie dopatruje się intencjonalnego, świadomego naruszenia przez panią prokurator stosownych przepisów kodeksu postępowania karnego, chroniących tajemniczy obrończą".

Źródło: niezalezna.pl