Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Świetlik: Czy Tusk nie uzna wyborów? Zaczyna się gmeranie przy Sądzie Najwyższym

Ekipa Donalda Tuska niepostrzeżenie otwiera sobie drzwi do nieuznania wyborów prezydenckich, jeśli wygra je Karol Nawrocki. Wzorzec idzie z Rumunii. Mechanizm wydaje się dość logiczny, ale jest wiele działań, które mogą go zablokować. Pierwszym jest mocne zwycięstwo kandydata prawicy.

Sąd Najwyższy
Sąd Najwyższy
Zbyszek Kaczmarek - Gazeta Polska

Historia płynąca z Rumunii i kompletny brak wątpliwości ze strony innych krajów unijnych i instytucji UE pokazują, że przykład ten może być wykorzystany – i z dużą dozą prawdopodobieństwa tak się stanie – przez coraz bardziej otwarcie łamiący prawo system władzy Donalda Tuska do tego, by nie uznać przegranej w wyborach prezydenckich. 

 

Sąd żegna demokrację

W telegraficznym skrócie, dla przypomnienia. W Rumunii objawił się czarny koń wyborczy, który niespodziewanie wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich. Kalin Georgescu prowadził większość swojej kampanii we względnym ukryciu w mediach społecznościowych, dając wyraz złości z powodu niedociągnięć poprzedniego rządu, jednocześnie kwestionując zobowiązania Rumunii wobec UE i NATO. Był daleki od pierwszego miejsca, ale na dwa tygodnie przed wyborami zaczął być pompowany przez kilkadziesiąt tysięcy nowych kont na TikToku, co błyskawicznie zwiększyło jego popularność. W efekcie wygrał, a w odpowiedzi rumuński Sąd Najwyższy unieważnił pierwszą turę wyborów.

Niewątpliwie Georgescu nie jest kandydatem, którym należałoby się zachwycać. Niemniej decyzja sądu nawet nie jest bezprecedensowa. To po prostu skandal i łamanie reguł demokracji. Wystarczy wspomnieć, że bez względu na powyborcze awantury w 235-letniej historii wyborów w USA nigdy nie unieważniono samego aktu głosowania. Tryb, według którego rumuński Sąd Najwyższy zdecydował się na najbardziej drastyczny ruch, jaki instytucja ta może wykonać, jest niejasny. Informacje przekazane przez służby, obca ingerencja, aktywność rosyjskich trolli – to wszystko leży w obszarze spekulacji, domniemań.

Oczywiście rosyjska ingerencja w wybory mogła mieć miejsce. Ale w tej sytuacji służby powinny po prostu opublikować, co mają, a wszystkie siły polityczne zjednoczyć w „ratowaniu kraju”. Zamiast tego zdecydowano się na faktyczne zerwanie z demokracją. 

Na Bodnara, czyli na rympał

Dlaczego historia ta jest tak niebezpieczna dla Polski? Dlatego że w Polsce już dziś widać trzy przesłanki, które świadczą, że przechodząca w reżim władza Donalda Tuska może nie uznać wyborów, w których wygra konkurent Platformy Obywatelskiej. 

Pierwszą sprawą i niejako podstawą do całej akcji jest sposób, w jaki rząd traktuje prawo. Metodę tę określam jako bodnaryzację prawa, a oznacza ona faktyczne odejście od prawa, działania bezprawne, dla których usprawiedliwieniem ma być nieistniejący w konstytucji stan „praworządności w budowie” czy „demokracji walczącej”, a ich podstawą opinie prawne, nierzadko po prostu wydawane przez „ekspertów” z powiązanych z układem władzy kancelarii. 

Drugą sprawą jest próba stworzenia, przynajmniej w twardym elektoracie, wrażenia, że główny kandydat prawicy jest w jakiś sposób powiązany z Rosją, co może być idealnym uzasadnieniem dla przyszłej decyzji o unieważnieniu wyborów. Owszem, to konstrukcja karkołomna. Karol Nawrocki jako prezes IPN jest ścigany rosyjskim listem gończym, a jego życie z tego względu znajduje się w niebezpieczeństwie. Warto dodać, że gdy ze względu na to przyznano mu ochronę, jej zasadność negowała powiązana politycznie z PO Najwyższa Izba Kontroli. 

Ale to nie przeszkoda dla Donalda Tuska. Już teraz próbował on dokonać prymitywnej insynuacji. Chodzi o jednego z kibiców, który miał mieć kontakt z Nawrockim i akurat teraz go zatrzymano. Premier, dając zarazem wskazówki śledczym, w jakim kierunku ma iść śledztwo, mówił o międzynarodowych powiązaniach i szpiegostwie. To oznacza początek. Początek działania maszyny insynuacji i prowokacji, która niejednokrotnie okazywała się skuteczna, a ludzie Tuska mają ją dobrze opanowaną od lat, by przypomnieć choćby sprawę Jaruckiej i wyeliminowanie Włodzimierza Cimoszewicza z wyścigu prezydenckiego w 2005 r. 

Jak nie sąd, to sprzątaczka osądzi

Ale by wszystko zadziałało, potrzebny jest też oczywiście Sąd Najwyższy, który, jak wiadomo, dziś jest „neosądem”, czyli mówiąc inaczej, część sędziów zachowuje niezależność polityczną od rządzącej ekipy. Wygląda na to, że i tu władza znalazła rozwiązanie. Całkowicie bezprawne, przestępcze, ale nie jest to nic nowego w jej dorobku. Widzieliśmy je przy okazji „uchwały” Państwowej Komisji Wyborczej, czyli próbie wykończenia największej partii opozycyjnej poprzez odcięcie jej od pieniędzy budżetowych. Jak wiadomo, decyzję może uchylić Sąd Najwyższy. I to uczynił. Gabinet Tuska zapowiedział początkowo, że do wyroku nie będzie się stosować, bo nie uznaje legalności sądu. Problem w tym, że uznał legalność tej konkretnej izby, rozpatrującej odwołanie PiS, w przypadku ogłaszania ważności… kolejnych wyborów. By ich wynik był legalny, musi zostać ogłoszony przez Sąd Najwyższy. PKW uznała też decyzję SN w kwestii sprawozdania finansowego Konfederacji. Nie chce tego czynić w przypadku PiS. 

W tej sytuacji znaleziono kuriozalne rozwiązanie, które będzie przedstawiane jednak jako praworządne. W przypadku kwestii decyzji PKW zapowiedziano, że władza uzna tylko orzeczenie sędziów wybranych przed 2018 r., a więc tych, którzy jej sprzyjają. Ten model można powtórzyć przy okazji wyborów: wystarczy odpowiednio na owych sędziów nacisnąć, a w przypadku części z nich nawet nie trzeba tego robić. 

Memento pana Asada

Czy więc sytuacja jest beznadziejna? Niewątpliwie nie. Po pierwsze, by zapobiec gmeraniu w sądownictwie i powtórce z wariantu rumuńskiego, Karol Nawrocki musi faktycznie wygrać. Im mocniejsze zwycięstwo, tym wybory trudniejsze do unieważnienia. Po drugie opozycja powinna już teraz dbać o bardzo dobrą kontrolę komisji wyborczych, aby po drodze rozmaite patologie się nie wydarzyły. No i w końcu jeśli w obliczu zwycięstwa kandydata prawicy władza zdecyduje się na kolejny element odbywającego się w Polsce zamachu stanu, faktycznie konieczna stanie się taktyka… niedawnej opozycji. Ulica i zagranica. Z jednej strony masowe demonstracje, z drugiej uruchomienie amerykańskiego Departamentu Stanu, w czym rola prezydenta Andrzeja Dudy.

I w końcu ostatnia sprawa. Donald Tusk już kupił bilet w jedną stronę, ale tak otwarta konfrontacja z wolą większości wyborców to zdecydowane przyspieszenie. A dyktatury nie zawsze miło się kończą, czego przykład mieliśmy przed kilkoma dniami. 


Autor jest współtwórcą kanału „Dobitnie”

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Donald Tusk #wybory 2025 #bezprawie Tuska

Wiktor Świetlik