- Pegasus nie będzie używany w Polsce – licencja została cofnięta. Natomiast kontrola operacyjna w interesie naszego bezpieczeństwa musi być stosowana. Służby muszą posiadać narzędzia do pracy przy wielu sprawach - kryminalnych, kontrwywiadowczych czy podejrzenia o terroryzm - zapowiedział dzisiaj w TVN24 szef MSWiA, Tomasz Siemoniak. Przypomnijmy: za rządów PO-PSL służby specjalne używały narzędzi operacyjnych równie potężnych co Pegasus.
Oprogramowanie szpiegujące Pegasus, dystrybuowane przez izraelską firmę NSO Group, i jego wykorzystanie przez organy państwa było jednym z głównych tematów kampanii Koalicji Obywatelskiej przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. KO i jej akolici tworzyli przeświadczenie o rzekomo powszechnej inwigilacji za pośrednictwem systemu, w tym również polityków wszystkich opcji.
Sugestie o domniemanej nielegalności podsłuchów nie wytrzymują jednak konfrontacji z relacjami sędziów, którzy sami przyznają, że wydawali zgodę na kontrolę operacyjną. Sam Adam Bodnar kilka miesięcy temu przyznał, że nie spotkał się z przypadkiem stosowania Pegasusa bez zgody sądu. W sprawie zastosowania systemu Pegasus wypowiedział się również Sąd Najwyższy.
Powołano nawet sejmową komisję śledczą, która miała zajmować się sprawą stosowania systemu Pegasus, jednak w ocenie wielu komentatorów, jej działalność pozostawia wiele do życzenia.
Z drugiej strony - walka z Pegasusem to podważanie możliwości państwa polskiego w zakresie bezpieczeństwa.
Nagonka na oprogramowanie deszyfrujące Pegasus spowodowała, że nasz kraj – jak ujawniła „Rzeczpospolita” – od ponad roku nie posiada skutecznych narzędzi do inwigilowania łapówkarzy, terrorystów czy szpiegów wrogich krajów, takich jak Rosja i Białoruś. A to poważnie osłabia nasze bezpieczeństwo. Wszystko w sytuacji, w której za naszą wschodnią granicą toczy się brutalna wojna, a Polska od lat jest polem bardzo dużej aktywności wrogich wywiadów. Nie mówiąc o groźbach ataku na nasz kraj przez Rosję, a także o ochronie ekonomicznej państwa, którą bardzo poważnie osłabia zjawisko korupcji
- pisał w marcu 2024 r. w "GPC" Piotr Nisztor.
Jak można wnosić z wypowiedzi Siemoniaka, przywołanej na początku tekstu, państwo nie zamierza rezygnować z oprogramowania szpiegującego.
Warto dodać, że w przeszłości rządy PO-PSL również wykorzystywały takie systemy.
W 2015 r. wyciekła lista klientów producenta systemu szpiegującego RCS. Znalazło się na niej... polskie CBA. Z opublikowanych dokumentów wynika, że CBA za rządów PO-PSL zakupiło RCS od Hacking Team za 178 tys. euro. W Polsce RCS zaczął działać 10 sierpnia 2012 r., gdy akurat wybuchła gigantyczna afera Amber Gold, w kontekście której wymieniano m.in. syna premiera Tuska.
RCS - nazywany także „Da Vinci” - to wyrafinowane oprogramowanie szpiegowskie (spyware) służące do atakowania i monitorowania komputerów oraz smartfonów. W przeciwieństwie do innych tego typu programów, za pomocą RCS można nadzorować nawet zakodowane kanały komunikacji takie jak Skype, tzw. bezpieczne skrzynki e-mail i narzędzie Pretty Good Privacy do szyfrowania korespondencji. Jak chwalili się twórcy programu - Remote Control System umożliwia śledzenie (w czasie rzeczywistym!) przeglądanych stron internetowych, kasowanych, zamykanych i otwieranych programów, a także uderzeń w klawiaturę.
"Gazeta Polska" pisała w lutym 2014 r.:
Dzięki RCS można też na bieżąco sprawdzać, jakie pliki drukuje użytkownik, jakie e-maile wysyła i otrzymuje, co i do kogo mówi na Skypie. Co więcej - system pozwala na przeglądanie i modyfikowanie zawartości twardego dysku szpiegowanej osoby.
Podobnie jest w przypadku smartfonów: po zdalnym zainstalowaniu RCS w tym urządzeniu służby państwowe miały dostęp do SMS-ów i MMS-ów użytkownika, jego książki adresowej oraz e-maili oraz rozmów głosowych. Mogły także lokalizować współrzędne geograficzne miejsca, w którym znajduje się smartfon. Słowem: całkowita inwigilacja.