Wczoraj w Sejmie Radosław Sikorski, szef dyplomacji w rządzie Donalda Tuska, mówiąc niby o aktach dywersji w Polsce sprzed kilku dni, zaatakował - nie raz i nie dwa - prezydenta RP, Karola Nawrockiego.
Minister z rządu Tuska - który tuż przed aneksją Krymu zapraszał Rosję do NATO - zarzucił głowie państwa eurosceptyczne poglądy i wypowiedzi:
"Z upoważnienia Prezesa Rady Ministrów oświadczam, że gdy wypowiada się pan [Karol Nawrocki] w duchu antyunijnym, to nie reprezentuje pan stanowiska Polski, a jedynie swoje i swojej kancelarii. Nawet nie swoich wyborców, bo przecież nie kandydował pan pod hasłem Polexitu".
Później była też taka wypowiedź:
"Ma pan prawo do prywatnych opinii. Naturalnie Unia Europejska, jak każdy byt ludzki, nie jest idealna. Można ją krytykować, ale krytyka dzieli się na dwa rodzaje. Taką, która zmierza do tego, aby przedmiot krytyki poprawić. I taką, która zmierza do tego, aby przedmiot krytyki zdyskredytować i zniszczyć".
I taka: "Polska poza Unią byłaby nie tylko biedniejsza, ale i mniej bezpieczna, wyizolowana i bardziej podatna na inwazję. Jeśli naprawdę jesteście patriotami, to zamiast grać na ludzkich lękach, przemyślcie skutki swoich słów. Polacy nie chcą takich nieuniknionych konsekwencji wyjścia z Unii Europejskiej, a nasz rząd na Polexit nie pozwoli. Ma pan, panie prezydencie prawo do swoich nacjonalistycznych poglądów. Jeśli jednak chce je pan wprowadzać w życie, to trzeba było się ubiegać o stanowisko premiera, bo rola konstytucyjna do jakiej naród pana wybrał, nie pozwala kształtować polskiej polityki zagranicznej wedle własnego widzimisię".
Gdy Sikorski tak "produkował się" na sali plenarnej, większość parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości zwyczajnie ją opuściła.
Zapomniał, co mówił?
Słowa ministra odbiły się w mediach społecznościowych głośnym echem. Ale komentarze to nie wszystko. Internauci przypomnieli Sikorskiemu również jego wcześniejsze wypowiedzi - takie, w których wypowiadał się o Rosji w tonie nad wyraz pozytywnym.
Dla przykładu, 23 maja 2008 roku, Sikorski w kontekście budowy bazy tarczy antyrakietowej w Redzikowie, stanowiącej część europejskiego systemu obrony przeciwrakietowej NATO mówił tak:
"Chciałbym przypomnieć, że Polska z własnej nieprzymuszonej woli zaoferowała możliwość zastosowania środków budowy zaufania. Pod tym biurokratycznym terminem kryje się coś bardzo konkretnego. To znaczy to, że Polska gotowa byłaby się zgodzić, aby strona rosyjska miała wgląd w monitoring przemysłowy terenu tarczy oraz aby miała stały dostęp. Nie mylić ze stałą obecnością".
Jeszcze raz! Bo nie dowierzam... pic.twitter.com/gLKOukWuie
— AnitaKrystyna (@AnitaKrystyna) February 15, 2023
Choć takich wypowiedzi było więcej, w przestrzeni medialnej internauci przypominają teraz tą - z 2020 roku. Wtedy właśnie będący wówczas w opozycji Sikorski zarzucał partii rządzącej w Polsce - PiS - prorosyjskość. A jednocześnie mówił tak (na kilkanaście miesięcy przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie):
„Rosja nie jest naszym wrogiem, jest uporczywym rywalem geopolitycznym. Ale Putin to nie Stalin. Prezydent Putin jeśli morduje to detalicznie, a nie hurtowo. To duża różnica, szczególnie dla ofiar. Proszę zauważyć, że inne kraje, które mają tak fundamentalne różnice interów z Rosją, jak my - Stany Zjednoczone, Francja, Finlandia - z Rosją rozmawiają. A my od czterech lat nie mieliśmy ani jednego spotkania prezydenta lub premiera. To nie jest dobrze. Finlandia zbroi się, a jednocześnie rozmawia i w Helsinkach dochodzi do spotkań rosyjsko-amerykańskich. To by była lepsza rola dla Polski niż ta, którą obraliśmy - takiego dyżurnego rusofoba".
Sikorski w 2020 roku:
— chrzanik (@chrzanikx) November 19, 2025
„Rosja nie jest naszym wrogiem, Putin to nie Stalin, jak morduje to detalicznie a nie hurtowo, to jest duża różnica, szczególnie dla ofiar. Obraliśmy drogę dyżurnego rusofoba”
Komentarz pozostawiam Wam pic.twitter.com/5bPd8UCybk