Obecnie mamy rekordowe obciążenia wynikające jeszcze z zaległości za ubiegły rok. Są one 24 razy większe niż w 2023 r. Te zobowiązania NFZ spłaca z tegorocznych pieniędzy – mówi „Codziennej” Wojciech Wiśniewski z Federacji Przedsiębiorców Polskich, ekspert rynku zdrowia i członek trójstronnego zespołu przy ministrze zdrowia.
Wiśniewski tłumaczy, że oznacza to, że w drugim półroczu tego roku po prostu zabraknie środków i powtórzy się sytuacja z ubiegłego roku, kiedy szpitale nie otrzymywały pieniędzy za zrealizowane świadczenia, więc przesuwały zabiegi i terminy wizyt u specjalistów.
– To jest sytuacja podobna do tej, jaką znamy z domu. Wyjadamy z lodówki zapasy, które mają być na cały tydzień, a przecież jest dopiero wtorek. Co będzie w kolejnych dniach tygodnia? Lodówka będzie pusta – tłumaczy Wiśniewski.
NFZ zmienia plan
Rosnąca presja wydatków spowodowała, że NFZ zmienił plan finansowy, mimo że do dziś nie zaakceptował go minister finansów. Zgodnie z prawem w takiej sytuacji NFZ powinien pracować na tzw. prowizorium.
– Jeszcze kilka tygodni temu kierownictwo NFZ twierdziło, że nie może zmienić planu, bo musi pracować na prowizorium, a teraz resort zdrowia poinformował nas (chodzi o zespół trójstronny), że może zgodnie z prawem zmienić plan finansowy – mówi Wiśniewski.
W dokumencie, do którego dotarła „Codzienna”, wiceminister Jerzy Szafranowicz stwierdza, że „do ww. zmiany nie stosuje się przepisów art. 118 ust. 3 oraz art. 121 ustawy o świadczeniach”. „Powyższe oznacza, że zgodnie z obowiązującymi przepisami zwiększenie dotacji dla NFZ w bieżącym roku nie wymagało zmiany planu finansowego w tzw. pełnym trybie, w którym plan ten jest opiniowany m.in. przez komisje sejmowe zdrowia i finansów publicznych” – wskazuje.
Wprost oznacza to, że zmiany nie zostały zaakceptowane przez sejmowe komisje, a mają wpływ na funkcjonowanie ochrony zdrowia i leczenie pacjentów. Dokonano pięciu zmian, przy czym zmniejszono środki na ambulatoryjną opiekę specjalistyczną o 193,8 mln zł, podobnie na leczenie szpitalne założono środki mniejsze o 434,6 mln zł, a także na refundacje (mniej o 3,2 mln zł). Największa zmiana to wspomniana przez Wiśniewskiego kwota kosztów świadczeń opieki zdrowotnej za poprzednie lata, w tym 2024 r. Ten wzrost to ponad 631,5 mln zł.
Żeby nikt się nie połapał
– To, że takie zmiany następują poza parlamentarną kontrolą, świadczy o dramatycznej sytuacji finansów NFZ. To także przykład stosowania w praktyce doktryny Tuska, czyli stosowania prawa „tak, jak my je rozumiemy”, a nie jak należy je rozumieć. Chodzi także o to, by posłowie, a więc także opinia publiczna, nie wiedzieli, co tak naprawdę w tych finansach się dzieje, by nie zadawano trudnych pytań. Słowem, by nikt się nie połapał, co resort wyprawia
– mówi posłanka PiS z sejmowej komisji zdrowia Anna Kwiecień.
– Z tego, że pieniędzy zabraknie, zdają sobie sprawę w resorcie i NFZ. Problem w tym, że pani Leszczyna nie podejmuje żadnych decyzji, a to, co pozostaje, to właśnie takie przesunięcia środków i ograniczanie kwot w obszarach, w których i tak one wzrosną. Tyle że będzie to później. Nieprzypadkowo, choć ustawa tak nakazuje, nie zasilono do dziś Funduszu Medycznego (ustawa z 2020 r. nakazuje zasilać z budżetu Fundusz Medyczny kwotą 4 mld zł), a zamiast tego przelano pieniądze od razu do NFZ. To są te środki, które miały być wydatkowane na projekty dla placówek onkologicznych w ramach konkursu z 2023 r., który Leszczyna unieważniła. Twierdziła, że chodzi o nieprawidłowości, a tymczasem najwyraźniej chodziło o załatanie dziury w NFZ kosztem rozwoju onkologii – mówi Katarzyna Sójka, była minister zdrowia w rządzie Morawieckiego, posłanka PiS.
Podkreśla, że w trakcie kontroli poselskiej okazało się, że zasilenie budżetu NFZ z Funduszu Medycznego nastąpiło nie poprzez przelanie środków z funduszu do NFZ. – Zrobiono to sprytnie, bezpośrednio z budżetu zasilając NFZ. Pytanie, czy nie dojdzie do złamania kolejnej ustawy i Fundusz Medyczny nie zostanie zasilony w tym roku – mówi Sójka. Resort finansów ma na to czas do końca roku, ale skąd weźmie 4 mld zł, jeśli muszą one być zaplanowane w budżecie (ustalonym w ub.r.), a już je wydano, wspierając NFZ?
Dyrektorzy szpitali, z którymi rozmawialiśmy, nie chcieli wypowiadać się o działaniach resortu. Nieoficjalnie mówili dlaczego.
– Obecnie NFZ płaci, więc lepiej nie krytykować, choć już wiadomo, że jest na granicy płynności, a są dni, kiedy ma na koncie kilkaset tysięcy. Dlatego już szykujemy się na to, że w drugiej połowie roku będzie powtórka sytuacji z ubiegłego roku. Pytaniem nie jest to, czy, ale kiedy do tego dojdzie
– mówili nasi rozmówcy.
Fikcja finansowa
Wczoraj rząd miał zajmować się perspektywą makroekonomiczną na przyszłe lata. To ona jest podstawą konstruowania m.in. planu NFZ na kolejne lata. Ta na rok 2026 musi zostać złożona w lipcu w komisjach sejmowych. – Jak ustalać przyszły plan, jeśli ten na obecny rok jeszcze nie ma akceptacji resortu finansów? Na ile będą to realne założenia, a na ile fikcja, biorąc pod uwagę szereg niewiadomych czekających nas jeszcze w tym roku? – pyta Wojciech Wiśniewski.