Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

Pamiętniki ujawniły - to nie było zwykłe utonięcie. Mimo to wyrok dla sprawcy budzi kontrowersje [WIDEO]

W maju 2015 roku we wsi Lusówko niedaleko Poznania doszło do wstrząsającego odkrycia. W tamtejszym jeziorze odnaleziono zwłoki starszego mężczyzny. Choć woda w miejscu, w którym wpadł do zbiornika była płytka, topielec miał amputowaną nogę, co z pewnością utrudniło mu wydostanie się na powierzchnię. Sekcja zwłok wykazała, że u mężczyzny doszło do niewydolności serca, a następnie zgonu w wyniku utonięcia. Policja założyła więc, że senior podczas łowienia ryb wpadł z pomostu do wody i doznał szoku. Przyjęto, iż był to nieszczęśliwy wypadek. Prawda jednak okazała się bardziej skomplikowana.

Jak co sobotę, portal Niezalezna.pl wraca do kolejnej głośnej sprawy kryminalnej, która zszokowała Polaków.

W kwietniu 2020 roku doszło do napadu na jedną z restauracji w Tarnowie Podgórnym. Trzech mężczyzn po wejściu do lokalu zaczęło się awanturować. W tym czasie pracownicy uciekli na zaplecze i próbowali zadzwonić na policję. Awanturnicy jednak poszli za nimi. Zabrali im telefony oraz pieniądze, które mieli przy sobie. Jeszcze tego samego dnia zostali zatrzymani przez policję, a następnie trafili do aresztu. Mężczyźni byli w wieku od 30 do 42 lat. Najstarszym z nich był Grzegorz L.

Reklama

42-latek był dobrze znany organom ścigania. Przez lata miał zatargi z prawem i dorobił się aż ponad 20 wyroków. Wielokrotnie też trafiał do więzienia. Niedługo po zatrzymaniu policjanci przeszukali jego mieszkanie. W nim zabezpieczone zostały dzienniki mężczyzny. Grzegorz L. zapisywał w nich retrospekcje swojego życia od narodzin aż do śmierci matki.

Z zapisków wynikało, iż wczesne dzieciństwo mężczyzna spędził w sierocińcu. Gdy miał 4 lata został adoptowany przez Wojciecha i Marię L. Małżeństwo stworzyło mu prawdziwy dom, jednak szczęście nie trwało wiecznie. Grzegorz L. opisał, jak przybrany ojciec go krzywdził, porzucił rodzinę i założył własną. Wojciechem L. był mężczyzna, który utonął w 2015 roku. Co ciekawe, dzienniki Grzegorza L. zawierały też informacje o tym, w jaki sposób miało dojść do tragedii.

"Zemsta po latach"

Jeden z pamiętników zawierał rozdział zatytułowany "Zemsta po latach". Z niego śledczy dowiedzieli się, że niedługo przed śmiercią Wojciecha L., mężczyzna został zauważony w przychodni lekarskiej przez adoptowanego syna, którą ten odwiedził z matką. Grzegorz L. podsłuchał rozmowę przybranego ojca, z której wynikało, że zamierza on wybrać się na ryby. Poznał dokładne miejsce i czas wypadu. Jak stwierdził 42-latek "postanowił się wtedy na niego zasadzić".

26 maja Grzegorz L. udał się we wskazane miejsce i faktycznie zauważył tam swojego ojca. Gdy upewnił się, że nie ma osób postronnych zepchnął starszego mężczyznę do wody i uciekł z miejsca zdarzenia. Śledczy przyjęli, że taki był prawdziwy przebieg wydarzeń i postawili mu zarzuty.

- To była fikcja literacka - twierdził podczas przesłuchań Grzegorz L. Mężczyzna przekonywał, że prowadzenie dziennika zalecił mu więzienny psycholog podczas jednej z odsiadek. Prokuratura nie bazowała jednak tylko na jego zapiskach. Przesłuchała licznych świadków. Z ich zeznań wynikało, że mężczyźnie zdarzało się opowiadać o dokonanej zbrodni. Najbardziej wylewny robił się po alkoholu.

Grzegorz L. został oskarżony o zabójstwo. W listopadzie 2021 roku przed Sądem Okręgowym w Poznaniu ruszył proces.

Druga część historii

"Jakim bym musiał być zwyrodnialcem, żeby zabić człowieka, który przed blisko 40 laty zabrał mnie z sierocińca pod swój dach, dał mi swoje nazwisko i przez krótki okres czasu tworzył pojęcie prawdziwej rodziny"

– pytał sąd Grzegorz L. w trakcie pierwszej rozprawy.

Mężczyzna szedł w zaparte. Twierdził, że historia z notesu została zmyślona i jest jedną z osób, które "piszą i uciekają w ten sposób w świat fantazji". - Pragnę podkreślić, że dotąd nie słyszałem, aby jakikolwiek światowej sławy autor kryminalnych bestsellerów, scenariuszy, reżyser filmowy o takiej samej tematyce zasiadł na ławie oskarżonych. Wówczas mogłoby zabraknąć miejsc w więzieniach - przekonywał.

Mężczyzna miał też teorię na temat tego, dlaczego został oskarżony. Chodziło o wspólnika podczas napadu - Krystiana S. Opowiedział, że młodszy z mężczyzn przez pewien czas mieszkał u niego z żoną. Pewnego razu Grzegorz L. miał opowiedzieć kobiecie, że chce pisać książki. Wówczas pokazał swoje "notatki". Twierdził, że Krystian S. pomówił go w prokuraturze, przez co dostał o 2 lata mniejszy wyrok za przestępstwo w restauracji.

Kontrowersyjny decyzja

Wyrok w sprawie śmierci Wojciecha L. zapadł w styczniu 2023 roku. Mimo wszystkich tłumaczeń Grzegorza L. sąd nie potraktował zapisków w pamiętniku jako fikcję literacką. Wręcz przeciwnie - na ich podstawie stwierdził, iż mężczyzna nie chciał pozbawić życia swojego przybranego ojca. - Z zapisków oskarżonego nie wynika, że chciał w ten sposób pokrzywdzonego zabić i sąd takiego zamiaru w zachowaniu oskarżonego się nie dopatrzył - oznajmiła sędzia Karolina Siwierska, uzasadniając wyrok.

"Należy przyjąć, że gdyby nie fatalny stan zdrowia pokrzywdzonego, który cierpiał na skrajnie zaawansowaną miażdżycę i chorobę niedokrwienną serca, nie doszłoby do zaostrzenia tej choroby w wyniku upadku do wody i pokrzywdzony nie utonąłby, szczególnie, że z materiału dowodowego wynika, że potrafi dobrze pływać"

– stwierdziła i dodała, że Grzegorz L. przez lata nie miał kontaktu z Wojciechem L. więc nie mógł wiedzieć w jakim jest stanie.

Prokuratura domagała się dla mężczyzny 25 lat więzienia. Tymczasem sąd uznał, iż nie doszło do zabójstwa i skazał 43-latka za nieumyślne spowodowanie śmierci na 2,5 roku pozbawienia wolności. Obie strony procesu złożyły apelacje.

Fatalny błąd prokuratury i wyrok

Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Obrona domagała się uniewinnienia. Prokuratura natomiast popełniła fatalny błąd. W apelacji zakwestionowała jedynie wymiar kary i wniosła o orzeczenie 5 lat więzienia. W kolejnym wniosku faktycznie zaskarżyła cały wyrok jednak nie był on uwzględniony ponieważ został wysłany już po terminie. Oznacza to, że zmiana kwalifikacji prawnej czynu była niemożliwa.

Sąd zgodził się z prokuraturą, że kara dla Grzegorza L. powinna być surowsza. Odniósł się także do pisma mężczyzny, które nadesłał w marcu 2022 roku do Sądu Okręgowego. W nim oskarżony napisał "Jak sąd uzna, że jestem winny, to proszę o najwyższy wymiar kary".

"Sąd Apelacyjny postanowił spełnić tę prośbę"

– oznajmił podczas rozprawy sędzia Maciej Świergosz.

Kara dla Grzegorza L. została zaostrzona do 6 lat pozbawienia wolności.


Więcej kryminalnych historii poniżej:

Źródło: niezalezna.pl, gloswielkopolski.pl, epoznan.pl tvn24.pl,
Reklama