Brytyjski dziennik "The Guardian" poinformował dziś, że trzech wysokich rangą polskich sędziów poskarżyło się na prowadzoną przeciwko nim przez instytucje rządowe kampanię "zastraszania i szykan". "Próbują mnie złamać" - powiedział jeden z nich. Gdy zobaczyliśmy nazwiska tych sędziów, wszystko się wyjaśniło.
W gazecie napisano, że "wzbudzające szczególne kontrowersje prawo dotyczące Sądu Najwyższego" wejdzie w życie 3 lipca. Podali, że nowe przepisy wymusiłoby przejście na emeryturę 40 proc. sędziów.
Chodzi o nową ustawę o SN, która weszła życie 3 kwietnia. Zakłada ona wprowadzenie możliwości składania do SN skarg nadzwyczajnych na prawomocne wyroki polskich sądów i utworzenie dwóch nowych izb w SN.
Ustawa przewiduje też przechodzenie sędziów SN w stan spoczynku po ukończeniu 65. roku życia, z możliwością przedłużenia tego przez prezydenta RP (dotychczas wiek ten wynosił 70 lat). Zgodnie z ustawą, 3 lipca - czyli w trzy miesiące od wejścia ustawy w życie - w stan spoczynku przechodzą z mocy prawa sędziowie SN, którzy ukończyli 65. rok życia (wiek ten ukończyła też już I prezes SN Małgorzata Gersdorf) - chyba że prezydent zgodziłby się na ich wniosek o przedłużenie.
Trzech sędziów poskarżyło się "Guardianowi". Utrzymują, że "często otrzymują groźby działań dyscyplinarnych lub nawet zarzutów kryminalnych, a także w wielu przypadkach są oskarżani o korupcję i stają się celem nienawistnych działań napędzanych przez czołowych polityków PiS" - napisano w artykule.
Pierwszy z nich to Waldemar Żurek, sędzia sądu okręgowego w Krakowie, były rzeczniki Krajowej Rady Sądownictwa.
Sędzia Żurek to ten, który o Polsce mówi jako „państwie policyjnym” i bratał się z Deutscher Richterbund - Niemieckim Stowarzyszeniem Sędziów - mówiącym jednym głosem z grupą polskich sędziów, którzy w Brukseli krytykowali przeprowadzoną przez rządzących reformę sądownictwa. To ten, który przyklaskiwał sędziom zza Odry, gdy ci zwrócili się do unijnych państw z apelem o poparcie postępowania Komisji Europejskiej przeciwko Polsce.
Kolejnym sędzią, który żalił się „Guardianowi” jest Wojciech Łączewski, sędzia z sądu okręgowego w Warszawie.
"Próbują mnie złamać i wygrywają" - przyznał sędzia, dodając, że "jest zmęczony i chce żyć w spokoju; oni mają za sobą siłę całego państwa, a ja jestem sam".
Ten sam Łączewski, który przekonywał, że ktoś podszywał się pod niego, włamał się do jego komputera pisząc z jego konta na Twitterze, że trzeba powstrzymać PiS. Chodzi o oferowanie Tomaszowi Lisowi współpracy przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Prokuratura umorzyła śledztwo w kwestii podszywania się pod Łączewskiego, co sugerował wcześniej sędzia. Biegli informatycy zbadali komputer sędziego i w swojej opinii stwierdzili, że nie ma tam śladów ingerencji osób trzecich.
CZYTAJ WIĘCEJ: Co za farsa: żona tłumaczy Łączewskiego. Sędzia rzekomo „nie ceni red. Lisa”
Kolejnym rzekomo pokrzywdzonym jest Igor Tuleya, sędzia z sądu okręgowego w Warszawie.
To ten sam Tuleya, który orzekał w sprawie zwolnienia Adama Michnika i Pawła Smoleńskiego z tajemnicy dziennikarskiej przed komisją śledczą badającą aferę Rywina. Nie wyłączył się ze sprawy, chociaż jego ówczesna partnerka życiowa była zawodowo związana z firmą, w której władzach zasiadał Lew Rywin.
CZYTAJ WIĘCEJ: Bo w celi było duszno. Gangster Bogucki z odszkodowaniem. Uzasadnia znany sędzia
CZYTAJ WIĘCEJ: Takich sędziów mamy. Gangster dostał kasę, a Tuleya (w todze) okazję do politycznego ataku