Słowa Jeana-Claude'a Junckera, przewodniczącego Komisji Europejskiej, musiały być szokiem dla totalnej opozycji. Juncker ocenił, że nie będzie żadnego „Polexitu”. Nie było to zapewne w smak totalnej opozycji, która od dłuższego czasu straszy Polaków tym właśnie określeniem. Niedawno deputowana do Parlamentu Europejskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej, Róża Thun, usiłowała tłumaczyć, co szef KE miał na myśli. Dziś jej koleżanka z PE kreśliła własną definicję „Polexitu”.
Jean-Claude Juncker, przewodniczący KE, ocenił w rozmowie dla poniedziałkowego wydania "Rzeczpospolitej", że nie będzie Polexitu. "Nie" - powiedział pytany, czy istnieje możliwość opuszczenie UE przez Polskę, jeśli PiS wygra w październiku wybory do Sejmu.
- Polska jest z nami, bo podzielamy wspólne wartości - zaznaczył w rozmowie.
Pytany z czego wynika jego przekonanie, przypomniał o tragicznej historii, jaką ma za sobą Polska.
- Polska ma za sobą tragiczną historię. To ona razem z Węgrami rozpoczęła proces przemian demokratycznych w Europie Środkowej. Polskę zawsze uważałem za przykład dla Europy Środkowej. Dlaczego mówię o historii? Bo ona powoduje, że polski naród, zwykli ludzie, wiedzą, iż naturalnym miejscem jest dla nich serce Europy
- mówił Juncker.
Wywołało to popłoch w szeregach totalnej opozycji. Politycy zaczęli tłumaczyć jak należy interpretować słowa Junckera.
Róża Thun była pytana w TVN24, czy w ten sposób Juncker nie zburzył strategii opozycji polegającej na "utrzymywaniu Polaków w przekonaniu, że zwycięstwo PiS oznacza "Polexit"". Zdaniem europosłanki "czym innym jest mówienie prawdy, a czym innym usiłowanie zrobienia strategii, która by coś dawała".
Jak dodała, Juncker "jest bardzo doświadczonym dyplomatą i oczywiście trudno mu mówić z zewnątrz, że partia rządząca w jednym z największych krajów europejskich, chce ten kraj wyprowadzić z Unii Europejskiej". "Bo też Junckera zadaniem jest to, żeby trzymać Unię Europejską razem" - podkreśliła Thun.
Według niej słowa szefa KE "trzeba czytać" tak, że "nie wierzy, żeby ktoś chciał Polexitu, albo w ogóle exitu jakiegokolwiek, bo to jest najgłupsze i najstraszniejsze, co można zrobić".
Dziś o wypowiedź Junckera pytana była w Polsat News Danuta Hübner. Europosłanka PO zaczęła kreślić definicję „Polexitu”.
– Mam nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie (do "Polexitu"). To, o czym my mówimy, to nie jest założenie, że któregoś dnia ktoś ogłosi referendum tego typu: wchodzimy, wychodzimy, czy zostajemy. Myślę, że nie ma najmniejszego powodu, żeby generalnie myśleć w taki sposób o "Polexit", natomiast "Polexit" jest cały czas czymś, co mentalnie, mam wrażenie, istnieje, bo "Polexit" oznacza oderwanie się od wartości europejskich, od tego, co jest istotą integracji, i to myślę, jednak w ostatnich latach zdecydowanie miało miejsce
– stwierdziła Hubner.