Jak podano w notatce służb prasowych Parlamentu Europejskiego przed debatą, jej celem było przyjrzenie się „tak zwanym strefom wolnym od LGBT w Polsce”. Nietrudno było dostrzec, że chodzi o ewidentny atak na media Strefy Wolnego Słowa oraz dodatek do jednego z numerów tygodnika „Gazeta Polska” – naklejkę z napisem „STREFA WOLNA OD LGBT”.
„Jestem Polakiem” - dumnie rozpoczął Biedroń. „W 2019 roku, w sercu Europy, są w Polsce miejsca, do których nie mogę wejść. Są sklepy, restauracje, hotele, do których nie mogę wejść” – skarżył się polityk.
W rozmowie z red. Katarzyną Gójską eurodeputowana Beata Kempa zburzyła narrację europosła Biedronia. „Wraz z europosłem Jakim poprosiliśmy, aby pan Biedroń zszedł na poziom konkretów i wskazał, w której kawiarni, restauracji czy hotelu odmówiono wejścia” - rozpoczęła.
Pan Biedroń złapał gorączkowo za komórkę, szukał czegoś w internecie, po czym wynalazł kawiarnię, która rzekomo nie wpuszcza osób o odmiennej orientacji seksualnej. Gdyby faktycznie tego doświadczył, nie musiałby przeszukiwać sieci!
- zwróciła uwagę eurodeputowana Kempa w programie Telewizji Republika „W Punkt”.
„Ta debata jest wyłącznie na poziomie ideologicznym, jest nią przesączona. Ci ludzie się bardzo mocno nakręcili. Zaczęła panować pewna nowomowa” - mówiła dalej.
Pytana o cel debaty, wskazała, że tym „niewątpliwie jest wywołanie kolejnej histerii przeciwko Polsce”.
To był kolejny bezpardonowy atak na nasz kraj. Wybrzmiała jedna z wypowiedzi, że powinno się wobec nas wszcząć procedurę praworządności. Wypowiedzi pań Adamowicz czy Łukacijewskiej, pana Biedronia były na abstrakcyjnie wysokim poziomie ogólności. Tak rozmawiają ci, którzy - moim zdaniem - są ofiarami tej ideologii
- podsumowała.