Pierwsze sondaże po zamknięciu lokali wyborczych wykazały wyniki "na żyletkę", poniżej błędu statystycznego. Jak to interpretować: jako przejaw pewnego zjawiska społecznego czy też naoczny dowód na niedoskonałość narzędzia, jakim są sondaże?
Pomimo wielu zastrzeżeń, sondaże nie są aż tak bezużyteczne. Błąd sondażowy dotyczący ostatecznego wyniku drugiej tury wyborów nie był tym razem aż taki duży - zmieścił się w tych dwóch punktach procentowych. To nie jest wielka różnica.
Nie da się jednak ukryć, że istnieje zjawisko - szczególnie widoczne było zresztą w I turze wyborów - niewyłapywania części wyborców w sondażach.
Przyczyną jest to, że zapytani o swoje preferencje wyborcy albo odmawiają odpowiedzi na pytanie albo deklarują rzeczy niezgodne z prawdą.
Zazwyczaj dotyczy to, najogólniej rzecz ujmując, wyborców antyestablishmentowych. Nadmieńmy zresztą, że nie jest to wyłącznie polska specyfika - takie zjawisko ma miejsce na całym świecie. W Polsce do grupy niewyłapywanej przez sondaże, a przez to niedoszacowanej, wchodzą zazwyczaj wyborcy prawicy, ale nie tylko.
To mi daje dużo do myślenia.
W ocenie wielu była to wyjątkowo brutalna kampania polityczna. Jaki według Pana pozostawiła po sobie krajobraz społeczno-polityczny?
Kurz po tej kampanii niedługo opadnie. Było agresywnie, bo każde wybory prezydenckie w Polsce nieco wymuszają taką walkę i polaryzację. Tak się dzieje zawsze, kiedy przeciwko sobie staje dwóch kandydatów. To narzuca pewne czarno - białe spojrzenie i opowiedzenie się po którejś stronie sceny politycznej, a minione wybory nie były wyjątkiem od takiej ogólnej obserwacji.
Ta kampania z pewnością jakoś nas poobijała, choć najbardziej oberwali oczywiście sami kandydaci oraz partie, które ich poparły. Formacje polityczne, o których mówimy, będą teraz zmuszone jakoś się na nowo skonsolidować. Widzę, że już się do tego szykują i obmyślają strategie działania na najbliższe tygodnie. A będą mieć wiele do przemyślenia.
Po pierwsze, dwie największe polskie partie polityczne, czyli PiS i PO, wybierane są obecnie głównie przez starszy elektorat. Jeszcze niedawno Platforma Obywatelska miała młodych wyborców. Gdzie oni się podziali? Jeszcze wcześniej PiS również miał młody elektorat, ale też już go dawno z partią Jarosława Kaczyńskiego nie ma. Młodzi są teraz zupełnie gdzieś indziej. Ba! Nie dostrzegają w ogóle tego podziału na Polskę solidarną i liberalną. A to wymusza przeobrażenie dwóch największych partii na polskiej scenie politycznej, jeśli nadal chcą mieć wpływ - choć nie zakładam, że w ogóle znikną.
Zauważmy, że gdyby w podobnym czasie w odbywały się także wybory parlamentarne, to układ sił byłby całkiem inny, ale te duże partie w ogóle też by straciły. Powiedzmy wprost: wyniki dwóch kandydatów wystawionych w tych wyborach przez PiS i PO, jak na powagę i doświadczenie formacji, które ich wystawiły, były po prostu słabe. I wbrew brzmieniu nie jest to z mojej strony krytyka kandydatów czy partii. To po prostu poważny sygnał, że dokonuje się czy że dokonała się jakaś zmiana rzeczywistości. To się właśnie tak przejawia.
Po drugie, wracając jeszcze do wspomnianego podziału na Polskę solidarną i liberalną, trzeba będzie wymyślić nowe podziały, by do nich dostosować narracje polityczne. Może one gdzieś już się zarysowały? Niektórzy wieszczą, że już mamy do czynienia z "Polską podzieloną" - ale ja bym aż tak ostro tego nie określał. Oczywiście, podziały w społeczeństwie są mocno zarysowane, ale nawet podziały podlegają przemianom. Wystarczy spojrzeć po strukturze wyborczej, by odnotować, jak są one płynne.
Niektórzy mówią o podziale góra - dół. Potwierdzenie tej teorii znajdziemy jednak dopiero w analizie powyborczej. Patrząc na strukturę demograficzną elektoratu w II turze, to co możemy już zauważyć, to że Rafał Trzaskowski dostał większe miasta, gdzie mieszkają ludzie lepiej wykształceni, a Nawrocki zwyciężył w mniejszych miejscowościach.
Wybór Nawrockiego jest zresztą typowo antyestablishmentowy. Dołączyły do niego mniejsze elektoraty kandydatów, którzy odpadli w I turze wyborów.
Rzecz jasna ci wyborcy nie zaczęli nagle głosować "za Nawrockim", oni głosowali przeciwko Trzaskowskiemu. Dla nich kandydat Platformy Obywatelskiej symbolizuje elitarność, pewien system czy układ sił. Nie do wszystkich to trafia. Jak wiadomo na przykład młodzi głosują raczej antysystemowo.
Rozwój i dynamikę tych zjawisk będziemy jeszcze obserwować, bo każde z nich jest oczywiście procesem. Zresztą wyniki wyborów uruchomią w najbliższych miesiącach kolejne procesy polityczne - jestem o tym przekonany. Dlatego spodziewam się, że kolejne dwa lata upłyną pod znakiem pewnej zmiany, a napięcie z nią związane będzie nam towarzyszyć aż do wyborów parlamentarnych.
Odsapniemy po 8 miesiącach tego wyścigu o Pałac Prezydencki czy też wynik wyborów sprawi, że od razu wpadniemy w intensywną kampanię parlamentarną przed wyborami za dwa lata?
W stanie kampanii permanentnej jesteśmy cały czas.
Spodziewam się, że to jeszcze nie koniec: zaraz zacznie się zupełnie bezsensowna dyskusja na temat ważności tych wyborów, czy należy je uznać czy nie. Widzę, że niektóre media już piszą w tej sprawie kompletne głupoty. Potem czeka nas oficjalny komunikat Kancelarii Prezydenta i zaprzysiężenie, następnie być może pierwsze prezydenckie weta, więc cały czas coś wokół tej prezydentury będzie się działo.
[polecam:https://niezalezna.pl/polska/prof-grochmalski-tusk-jest-ogarniety-mania-wladzy/544919]
Myślę, że ta intensywność życia politycznego teraz jednak spadnie, a do obecnego stanu wróci gdzieś na rok przed wyborami parlamentarnymi. Jedna i druga strona mają dzisiaj dużo do ugrania. Koalicja rządowa będzie chciała utrzymać swoją pozycję i moim zdaniem przekonfiguruje się, natomiast strona opozycyjna będzie komunikować, że zwycięstwo Nawrockiego to jest sygnał, że wracają do władzy.
To zresztą wcale nie jest taki nieprawdopodobny scenariusz, dlatego spodziewajmy się notorycznego podgrzewania atmosfery.