Zapoczątkowany przez rządy Zjednoczonej Prawicy polski program dronowy zakładał zaprojektowanie i wyprodukowanie od podstaw systemów rozpoznania i drona bojowego. W efekcie powstały dwa projekty. Pierwszy to niewielki dron rozpoznawczy o zasięgu 30 km o nazwie Wizjer, a drugi – dron bojowy Orlik. Wizjer został już dostarczony wojsku, ale maszyny, które odebrała armia, mają wiele wad, uniemożliwiających użytkowanie ich zgodnie ze specyfikacją. Orlik czeka na podpisanie z wojskiem aneksu do umowy dającego szansę na rozwój i produkcję tego drona, a także pozwalającego na sfinansowanie tego projektu z unijnego programu zbrojeń SAFE. Od tygodni załoga zakładów WZL2 w Bydgoszczy alarmuje „Codzienną”, że przy realizacji tych projektów „dzieje się źle”. Konkretnie, chodzi o wady, które dostrzega załoga, a których zgłaszanie jest przez kierownictwo lekceważone.
Onet uziemia Wizjera
23 października w Inowrocławiu doszło do wypadku. Oblatywany na terenie tamtejszego aeroklubu wizjer spadł na dwa auta i budynek należący do poczty. Operatorzy drona utracili nad nim kontrolę. Ten wypadek potwierdził to, co „Codziennej” załoga zgłaszała jeszcze w sierpniu, a mianowicie, że wizjery dostarczone na początku tego roku wojsku rozbijają się, a w ich systemach pilotażu są wady, które mogą skutkować właśnie utratą kontroli nad maszyną. Z naszych informacji wynika, że te wady były zgłaszane kierownictwu zakładu, ale zostały zignorowane.
– Takie sygnały docierały także do mnie i w czasie kontroli poselskiej w WZL2 [w połowie września – przyp. red.] mówiłem o nich w czasie spotkania z kierownictwem zakładu. Mówiąc wprost, te informacje zostały zlekceważone. Zamiast je sprawdzić, zapewniono mnie, że wszystko jest w porządku. Ponad miesiąc później dochodzi do wypadku w Inowrocławiu, a można wręcz sabotażem nazwać sytuację, w której wojskowego drona oblatuje się na terenie aeroklubu dużego miasta, a nie na poligonie
– mówi Kownacki.
Na podstawie zbieranych od załogi zgłoszeń o wadach drona zadaliśmy pytania Agencji Uzbrojenia 6 października (a więc dwa tygodnie przed wypadkiem w Inowrocławiu). Dotyczyły m.in. właśnie tego, czy wizjery nie mają wad, czy spełniają warunki zgodne z protokołami zdawczo-odbiorczymi. Odpowiedzi dostaliśmy dopiero kilka dni temu. Tymczasem zaraz po wypadku w Inowrocławiu Onet publikuje raport wojska na temat drona Wizjer, w którym czytamy: „Onet dotarł do wojskowego raportu, który wskazuje, że problemy z tym sprzętem są ogromne, a upadek drona w Inowrocławiu nie był pierwszym. – Tak można było programować ten sprzęt 15 lat temu, ale nie teraz – mówi oficer zajmujący się cyberbezpieczeństwem o dronie Wizjer, który do transportu na pole walki wymaga ciężarówki. Wojsko kupiło te drony za 174 mln zł”. I kilka dni później kolejna publikacja, w której czytamy: „Wyjaśniamy, dlaczego w obecnym kształcie państwowy dron zupełnie nie nadaje się na współczesne pole walki”.
Próba powtórki z Grota
Zdaniem naszych rozmówców to nie przypadek, że pytania „Codziennej” czekały na odpowiedź miesiąc, a Onet kilka dni po wypadku „dociera” do raportu wojska na temat drona Wizjer. Jak mówią „Codziennej”, to kopia tego, co działo się w przypadku karabinku Grot przed laty, i ma na celu wykazanie, że WZL2 nie ma kompetencji do budowy bezzałogowców, a dzieje się to, gdy ważą się losy drona Orlik.
– „Codzienna” nie dostała tego raportu, choć pytała Agencję Uzbrojenia. Ja także nie dostałem raportu, który opublikował Onet, chociaż jestem wiceprzewodniczącym Komisji Obrony Narodowej w Sejmie i interesuję się tym tematem. Trzeba zapytać, co robi pan Stróżyk, szef SKW, jeśli takie dokumenty wyciekają do mediów? Trudno mówić tu o przypadku, tym bardziej że do 28 listopada mamy czas, by zgłaszać własne (bez udziału innych partnerów, np. Niemiec) projekty zbrojeniowe do unijnego programu SAFE. Finansowanie z tych środków może zdobyć Orlik, ale to wymaga podpisania przez MON tzw. aneksu nr 6 do umowy, co pozwoli na kontynuowanie projektu. Deprecjonowanie modelu Wizjer ma wykazać, że zakład nie potrafi produkować dronów, a jest to nieprawda – mówi nam Kownacki. – To jest kopia tego, co działo się w przypadku karabinków Grot z Radomia. Wtedy także Onet udowadniał, że karabin jest wadliwy, a pieniądze na jego produkcję zmarnowane. To decyzja ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza pozwoliła uratować projekt i zakład w Radomiu. Teraz, po usunięciu „wad wieku dziecięcego”, karabinek Grot jest uznawany za sztandarowy produkt naszego przemysłu obronnego, a chwali się nim obecny rząd – dodaje. Kownacki wyjaśnia, że Wizjer i Orlik to projektowane od podstaw polskie maszyny i mają kluczowe znaczenie dla naszego bezpieczeństwa.
– Bez wątpienia wady tych konstrukcji muszą być usunięte, ale usunięte, a nie potraktowane jako pretekst do likwidacji projektów. Te bowiem pozwalają budować kompetencje w tworzeniu bezzałogowców w naszym przemyśle zbrojeniowym, a wcześniej tych kompetencji nie było. To dlatego te wady się pojawiają. Zaoranie tych projektów będzie oznaczało działanie na rzecz osłabienia zdolności i bezpieczeństwa Polski. Chodzi bowiem o to, by te kompetencje produkcji dronów były jak najszerzej wykorzystywane nie tylko w grupie PGZ, lecz także w prywatnych firmach. Tak, by produkcja była rozproszona i w razie wojny trudno było zniszczyć jednym lub kilkoma uderzeniami cały potencjał produkcyjny. Konstrukcja sprawdzona to lata prób i doświadczeń, czego dowodzi np. przemysł turecki, który nie porzucał swoich projektów i teraz jest jednym w liderów produkcji bezzałogowców
– mówi Kownacki.