Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Alert RCB i drony nad Polską. Radny KO brnie w narrację rzecznik MSWiA

10 września, gdy przez całą noc wlatywały w polską przestrzeń powietrzną rosyjskie drony, nie zdecydowano się na uruchomienie Alertu RCB. Alert pojawił w sobotę popołudniu, alarmując mieszkańców Lubelszczyzny przed "atakiem z powietrza". W sprawie braku alertu 10 września radny KO, Paweł Lech, brnie w narrację przedstawioną m.in. przez rzecznik MSWiA, Karolinę Gałecką. - W środku nocy tworzenie zbyt dużej atmosfery, to byłoby wręcz sprzeczne z tym, co powinno się dziać - stwierdził na antenie TV Republika Lech.

Po wtargnięciu w polską przestrzeń powietrzną 21 rosyjskich dronów w nocy z 9 na 10 września zarzucano instytucjom rządowym, że zbyt długo zwlekano z użyciem chociażby alertu RCB, który powiadomiłby mieszkańców wschodniej Polski o możliwych zagrożeniach wynikających z tej sytuacji. Pierwsze komunikaty wysłane przez to narzędzie mieszkańcy odebrali dopiero w środowy poranek, gdy ostrzeżono ich przed możliwymi szczątkami dronów i innych obiektów.

Jak tę decyzję tłumaczyła wówczas rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Karolina Gałecka.

- Zawsze komunikat RCB jest wydawany i decyzja o wysłaniu takiego komunikatu, w sytuacji, gdy mamy zagrożenie życia i zdrowia. Proszę sobie wyobrazić że wysyłamy komunikat do mieszkańca o 2-3 w nocy. Czy Pan się zastanowił jaka mogłaby być reakcja połowy społeczeństwa, gdzie nie było konieczności ucieczki, ewakuacji, wychodzenia z domu? Taki komunikat u części mieszkańców, obywateli Polski, spowodowałby kompletną panikę i reakcję na wyrost pod wpływem emocji

- mówiła Gałecka, odpowiadając na pytanie dziennikarza.

Dalej stwierdziła, że sama, gdyby dostała takie ostrzeżenie, to pomyślałaby, że musi pakować dzieci i uciekać z kraju.

Świadoma decyzja

Jak ustalił portal niezalezna.pl, alert o zagrożeniu atakiem dronowym nie został przekazany zagrożonym mieszkańcom w nocy, tylko nad ranem przez świadomą decyzję służb.

- O sytuacji miała informować Polska Agencja Prasowa, która otrzymała informacje od wojska -  poinformował portal niezalezna.pl rzecznik RCB.

PAP oparł się jednak na komunikatach wojskowych. Przed godziną 1.00 w środę 10 września Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało w serwisie X, że uruchomiono procedury związane z ochroną polskiej przestrzeni powietrznej w związku ze zmasowanymi uderzeniami Federacji Rosyjskiej na obiekty znajdujące się na terytorium Ukrainy. Komunikaty o takiej właśnie treści pojawiały się w ostatnich miesiącach często w związku z rosyjskimi atakami na Ukrainę, w szczególności zachodnią jej część.

W takiej formie komunikat został podjęty przez PAP i umieszczony w serwisie agencyjnym. Przekazano także depeszę z Reutersa o ostrzeżeniu strony ukraińskiej przez rosyjskimi dronami, które weszły w polską przestrzeń powietrzną. Przed godziną 4.00 10 września zamieszczono w PAP kolejny komunikat Dowództwa Operacyjnego, dotyczący "wielokrotnego naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej".

- Jeżeli mówimy o tym kanale komunikacji – wojsko przesłało do PAP-u (Polskiej Agencji Prasowej – red.) w nocy, nie pamiętam dokładnej godziny, informację o bieżącej sytuacji. To PAP kolportował tę informację dalej. Podjęto decyzję, że ta forma komunikacji w związku z sytuacją i godzinami nocnymi będzie najrozsądniejsza. My z ramienia RCB ten alert wysłaliśmy wspierająco w kontekście dronów

- mówił w rozmowie z niezalezna.pl rzecznik RCB, Piotr Błaszczyk.

W środku nocy jednak informacje przekazywane przez PAP, które z uwagi na system pracy wielu redakcji, nie pojawiały się na ich stronach internetowych, nie mogły łatwo dotrzeć do obywateli, których zagrożenie rosyjskim atakiem mogło bezpośrednio dotyczyć. Również komunikaty w mediach społecznościowych, szczególnie w godzinach nocnych, nie pozwalały na zbyt szeroki zasięg. Zwłaszcza, że działania wojskowe trwały całą noc.

- Pierwsze naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej odnotowano około godz. 23.30 we wtorek, a ostatnie około godz. 6.30 w środę. Ta operacja trwała dokładnie całą noc - powiedział w środę w Sejmie premier Donald Tusk.

"Niech pan nie brnie"

Dziś temat ten pojawił się w dyskusji na antenie TV Republika. 

Miłosz Kłeczek zaznaczył, że 10 września zabrakło sprawnej komunikacji.

- Nie zgadzam się. Akurat tak się zdarzyło, że czytałem o 1.00 w nocy informacje dowództwa, które informowało o tym, że do Polski zaczynają wlatywać rosyjskie drony. Czytałem na portalu X - odpowiedział mu Paweł Lech, radny Koalicji Obywatelskiej z Warszawy.

- X to taka platforma wyspecjalizowana dla ludzi, którzy są zafiksowani na polityce. To platforma, która nie generuje ogólnokrajowych zasięgów i do której pani Genowefa, pani Zosia czy pan Zbyszek spod Lublina co do zasady nie mają dostępu. Macie w ręku narzędzie, jakim jest Alert RCB, które wysyła SMS do każdego obywatela, lub do terenów zagrożonych, np. nalotami. Nie zrobiliście tego, 7 godzin trwały naruszenia - powiedział Kłeczek.

- Ale X oglądają, czytają dziennikarze, także dziennikarze TV Republika. O 1.00 media, w tym TV Republika podała ten temat. (…) Obywatele byli poinformowani jeszcze raz powtarzam, w mediach społecznościowych rządu, polskich sił zbrojnych, ta informacja była. Natomiast w środku nocy tworzenie zbyt dużej atmosfery, to byłoby wręcz sprzeczne z tym, co powinno się dziać. Polskie siły zbrojne śledziły ten atak, wszystkie drony były namierzone

- stwierdził Lech.

- Pan sugeruje, by nie informować obywateli, bo mogą wpaść w panikę? Pan cytuje dzisiaj panią rzecznik MSWiA. (…) Ja mam prawo wiedzieć, że mój dom będzie zbombardowany - odparł prowadzący.

- Pan uważa, że trzeba było o 1 w nocy uruchomić systemy alarmowe, by syreny wyły w całej Polsce? Absolutnie się z panem nie zgadzam. Systemy i syreny nie powinny być, powinny zostać zestrzelone te drony, które zagrażały zdrowiu, życiu i obiektom kluczowym dla naszej obrony i tak się stało - powiedział radny KO.

- Niech pan nie brnie. To jest jak w soczewce państwo z dykty rządów Tuska. Czyli będziemy informować o zagrożeniach tylko od godziny 7.00 do godziny 15.00 i oczywiście tylko 5 dni w tygodniu. Absolutnie nie zgadzam się z czymś takim, po to jest smsowy system przygotowany przez RCB, aby w każdej chwili, jeśli jest zagrożenia, ostrzegał każdego. (…) Po to jest RCB, by dbało o bezpieczeństwo obywateli, nieważne, czy jest dzień, czy noc, czy słońce świeci, czy deszcz pada

- odpowiedział były wiceminister obrony narodowej, Wojciech Skurkiewicz.

"Zagrożenie atakiem z powietrza"

W sobotę ok. godziny 16.30 Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało o operowaniu wojskowego lotnictwa ze względu na zagrożenie uderzeniami bezzałogowych statków powietrznych w regionach Ukrainy graniczących z RP.

Około godziny 18.00 pojawił się alert RCB przesłany do odbiorców na terenie kilku powiatów województwa lubelskiego.

"Zagrożenie atakiem z powietrza. Zachowaj szczególną ostrożność. Stosuj się do poleceń służb. Oczekuj dalszych komunikatów" - przekazano. W Świdniku oraz w Chełmie zawyły syreny alarmowe.

O 18.35 DO RSZ przekazało, że operowanie lotnictwa zostało zakończone, a systemy wojskowego powróciły do standardowej działalności operacyjnej. Dziś Dowództwo przekazało, że "przeprowadzone działania nie potwierdziły wskazań naszych systemów, a tym samym naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej".

Pojawiły się głosy, że ten sposób komunikacji był radykalnie inny niż ten sprzed kilku dni, tak samo, jak inne było też samo zagrożenie.

- Tak gwałtowna zmiana w postawie narracyjnej w ciągu zaledwie kilku dni mogła być konfundująca i wywołać panikę. Jest bowiem zasadnicza różnica pomiędzy "atakiem z powietrza" sugerującym, że istnieje uzasadnione prawdopodobieństwo przeprowadzenia uderzenia na terytorium Rzeczpospolitej, a "obiektach zbliżających się do polskiej przestrzeni powietrznej".  Dlaczego sami sobie robimy krzywdę? Raz problem jest traktowany po macoszemu, innym razem następuje całkowite "przegrzanie" zagrożenia. W ten sposób tylko potęgujemy chaos. Potrzebny jest system i poważne podejście do polityki informacyjnej! Język i sposób komunikacji ma fundamentalne znaczenie dla zachowania ładu społecznego! - zwracał uwagę w mediach społecznościowych publicysta i analityk Filip Dąb-Mirowski.

W studiu TV Republika, Miłosz Kłeczek, zwrócił się do radnego KO, który kwestionował włączanie w nocy syren alarmowych 10 września.

- Pan pytał, czy mamy włączać syreny alarmowe. Tak. Wczoraj włączono i pańscy koledzy w rządzie poinformowali o tym ludzi. Ale zrobili to tylko pod presją opinii publicznej

- mówił Kłeczek.

- Wiadomo, że w ciągu dnia są włączane syreny i wysyłane alerty RCB i są całkowicie uzasadnione. W środku nocy... Możemy rozmawiać  o tym, czy rzeczywiście komunikat RCB był wysłany, ale czy w połowie kraju, bo te drony lądowały w okolicy Elbląga, Łodzi, włączałyby się takie syreny? To byłoby dyskusyjne. Specjaliście powinni o tym rozmawiać - odpowiedział mgliście Lech.

Dr Piotr Kusznieruk z Nowej Lewicy ocenił, że "zabrakło koordynacji służb".

- Ten alert 10 września powinien się pojawić. Faktycznie, gdyby się pojawił w całym obszarze wschodniej Polski, mogłaby nastąpić jakaś panika, bo społeczeństwo do tego typu zdarzeń nie było przygotowane. Jak widać, przy drugiej akcji, system powiadamiania zadziałał. Zostały wyprostowane procedury, o których rozmawiamy i alert się pojawił. To znaczy, że wyciągamy wnioski po zdarzeniu i zaczynamy powiadamiać społeczeństwo - mówił Kusznieruk.

Źródło: niezalezna.pl, TV Republika