Wyeliminowani z list wyborczych ludzie Grzegorza Schetyny, skompromitowani byli ministrowie na pierwszych miejscach i poszukiwanie na siłę, wzorem SLD, popularnych celebrytów – tak wygląda przygotowywanie list wyborczych PO do Parlamentu Europejskiego – wynika z ustaleń „Gazety Polskiej Codziennie”.
Jak pisała „Gazeta Polska”, Grzegorzowi Schetynie zależało na tym, by dostać się do Parlamentu Europejskiego.
Obecnie wie już, że nie ma szans na pierwsze miejsce na wrocławskiej liście wyborczej PO, co zniechęca go do kandydowania.
Wszystko wskazuje na to, że Schetyna przeszedł do defensywy, podczas gdy jego konkurent w partii Jacek Protasiewicz (nowy szef dolnośląskiej PO) ma mieć pierwsze miejsce na dolnośląskiej liście kandydatów do PE. Protasiewicz przy wsparciu prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza oraz ludzi PSL i SLD zamierza doprowadzić do odwołania marszałka woj. dolnośląskiego, uważanego za jednego z najbliższych przyjaciół Schetyny.
Z ustaleń „GPC” wynika, że Grzegorz Schetyna nie powiedział jednak jeszcze ostatniego słowa. Informatorzy „Codziennej” sugerują, że postanowił on całe zamieszanie przeczekać i powalczyć o pozycję przed wyborami samorządowymi.
Podobno wówczas Schetyna miałby odpalić „bombę”, która wstrząsnęłaby fasadami Platformy.
– Na jego miejscu nie startowałbym, gdyby mi nie kazali. Schetyna chce realnie rządzić partią, obecnie jednak musi przyjąć pozycję defensywną i czekać. Po klęsce wyborczej może bowiem się okazać, że Tusk będzie musiał po niego sięgnąć jak po ostatni ratunek – mówi w rozmowie z „GPC” senator PO Jan Rulewski.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
mm