Premier się „wściekł" i zarządził kontrolę „zaraz po meczu", zapowiadając, że będzie „bezwzględny", łącznie z wyciągnięciem „konsekwencji personalnych".
Donald Tusk pokrzyżował tym samym założenia propagandy, że za skandal odpowiada PZPN, a nie rząd.
Państwo żadnych konsekwencji wobec PZPN wyciągnąć nie może – radośnie zauważyła wszak Hanna Gronkiewicz-Waltz, która najwyraźniej miała nieaktualne przekazy dnia.
Nie po raz pierwszy pruje się propaganda i tylko dzięki zaprzyjaźnionym telewizjom jest jako tako łatana. Kumulacja wydarzeń demaskujących naturę władzy wywołała w rządzie popłoch i głęboki strach. Minister Sikorski oświadczył, że publikacja zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej służy wywołaniu wojny domowej. Tym razem to nie tylko straszenie rodaków, by nie interesowali się Smoleńskiem, bo grozi to nieobliczalnymi skutkami. To także wyraz strachu. Najwyraźniej szef MSZ rozumie, że zdjęcia te dowodzą, co znaczyło w praktyce oddanie Rosji śledztwa. Domyśla się zapewne, że
ludzie mogą to ocenić jako zdradę stanu. Wie też, co w 2010 r. zrobił. I przed katastrofą, i po. Zamiast roztaczać wizję wojny domowej, lepiej jednak by zrobił, gdyby dla ukojenia nerwów poszedł na urlop.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Joanna Lichocka