Dziś Komisja Europejska ma oficjalnie potwierdzić, że Polska znalazła się w grupie państw, których deficyt budżetowy przekroczył 3 procent PKB. Co za tym idzie, kraj nasz może zostać objęty tzw. procedurą nadmiernego deficytu. W efekcie - koniecznym będzie wprowadzenie cięć w wydatkach państwa. "To, co się dzieje w finansach publicznych, potwierdza tę tezę wypowiedzianą kiedyś przez ministra Rostowskiego - 'piniendzy nie ma i nie będzie'. Jak rządzi Platforma, ta teza jest jak najbardziej uprawniona i widzimy to gołym okiem już po pół roku" - skomentował w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Zbigniew Kuźmiuk, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Z informacji portalu money.pl wynika, że Komisja Europejska wskazała łącznie 11 krajów członkowskich z deficytem budżetowym, przekraczającym dozwolone 3 proc. ich PKB. Do tego grona zalicza się również Polska z 5,1-proc. deficytem za ubiegły rok.
"Zgodnie z art. 126 ust. 3 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej Komisja przygotuje raport badający przyczyny przekroczenia progu deficytu wynoszącego 3 proc. PKB w tych państwach członkowskich. Niniejszy raport stanowi pierwszy krok w procesie otwierania Procedur Nadmiernego Deficytu. Komisja przygotowuje sprawozdanie w ramach pakietu wiosennego europejskiego semestru zaplanowanego na 19 czerwca"
Ostatni raz, nasz kraj był objęty taką procedurą na przełomie 2009/2010 roku - czyli również wtedy, kiedy premierem był Donald Tusk. Procedurę zdjęto z Polski dopiero sześć lat później, kiedy władzę objął rząd Prawa i Sprawiedliwości.
W kolejnych krokach, KE zaproponuje Radzie UE przyjęcie zaleceń w celu wyeliminowania ich nadmiernych deficytów w określonym terminie.
"W szczególności w zaleceniach tych zostanie określony termin korekty i naprawcza ścieżka budżetowa w odniesieniu do wydatków pierwotnych po uwzględnieniu uznaniowych środków po stronie dochodów"
W przypadku naszego kraju, ograniczenie wydatków może wiązać się z... wydatkami na obronność. Bo tylko te mają złagodzić stanowisko Brukseli. W dobie wojny za naszą wschodnią granicą, jest to jednak mocno niebezpieczny ruch.
O komentarz do tej sprawy poprosiliśmy posła Prawa i Sprawiedliwości - byłego europosła - Zbigniewa Kuźmiuka. Nasz rozmówca już na wstępie wskazał, iż "to było jasne od dłuższego czasu, że Polska tą procedurą zostanie objęta".
"Mówił o tym sam minister [finansów, Andrzej] Domański. Kwestią zasadniczą jest, jakiego rodzaju zalecenia będą tej decyzji towarzyszyły. Standardowa procedura jest taka, że w każdym kolejnym roku, kraj członkowski jest zobowiązany do określonej redukcji deficytu budżetowego, a w konsekwencji deficytu sektora finansów publicznych. I albo jest to zapisane w zaleceniach, albo sformułowane ogólnikowo, że kraj musi do któregoś roku zejść poniżej 3 proc. PKB - nie tylko deficytu budżetowego, ale całego sektora finansów publicznych. Kwestią otwartą jest, czy Polska dostanie szczegółową mapę drogową w tym zakresie, czy zostanie zostawione to do uznania rządu. Na pewno jednak zostanie zakreślono do czasowo - do kiedy musi to zrobić"
Zapytany o to, z czym w skrócie może się to wiązać - w kwestii portfeli Polek i Polaków, Kuźmiuk przyznał: "przyszłoroczny budżet będzie musiał być o wiele bardziej ograniczony, jeżeli chodzi o deficyty, a tym samym - będą musiały nastąpić cięcia wydatków".
"Poza tą procedurą, mówiąc szczerze, po tym, co pokazał minister finansów, po maju, obawiam się, że bez decyzji KE, do takich ograniczeń będzie musiało dojść już w tym roku. Według szacunków, zabraknie około 35 mln złotych z VAT-u i około 25 mld złotych z PIT-u, w stosunku do wielkości planowanych. Przypomnę, że deficyt wynosi 184 mld złotych, więc jeśli dochody byłyby mniejsze o 50-60 mld, oznaczałoby to, że minister finansów nie zdecyduje się powiększyć deficytu do 230 mld - to niemożliwe. W związku z tym, już w tym roku byłaby nowelizacja budżetu, a tym samym, cięcia wydatków"
I jak dodał - "nie ulega wątpliwości, że jeśli ta procedura wejdzie w życie, następny budżet będzie musiał być skromniejszy. Zobaczymy, jaki będzie, bo jego projekt do 30 września musi trafić do Sejmu. Druga sprawa - każdy nowy wydatek, poważny wydatek, na nowe cele, musiałby być uzgadniany z KE".
A to, znając nastroje panujące w Brukseli, może być dość niebezpieczne...
"Taka procedura w oczywisty sposób wiąże ręce każdemu rządowi. Nie wiemy jeszcze, jakie będą te zalecenia. Mimo to, wiąże się to z poważnym ograniczeniem wydatków i związaniem rąk rządowi. Zaczyna się - i to bardzo wyraźnie - czas zaciskania pasa"
Kuźmiuk przypomniał również, że "poprzednia procedura, która została wprowadzona w 2010 roku, również w czasach rządów PO - skończyła się podniesieniem stawki VAT o 1 pkt. proc. i podwyższeniem wieku emerytalnego o 7 lat dla kobiet i o 2 lata dla mężczyzn"
"Teraz oczywiście atmosfery społecznej do tego, żeby tego rodzaju decyzje były forsowane przez rząd Tuska, nie ma, ale tak jak powtarzam - czeka nas czas zaciskania pasa" - dodał.
"To, co się dzieje w finansach publicznych, potwierdza tę tezę wypowiedzianą kiedyś przez ministra Rostowskiego - piniendzy nie ma i nie będzie. Jak rządzi Platforma, ta teza jest jak najbardziej uprawniona i widzimy to gołym okiem już po pół roku"